15.

705 53 13
                                    

Harry świętował zakończenie meczu pijąc z przyjaciółmi herbatę w chatce Hagrida.

– To był Snape – powiedział Ron, który relacjonował mu, co zaobserwowali podczas meczu. – Hermiona go zobaczyła. Czarował twoją miotłę, nie spuszczał z ciebie wzroku.
– Bzdury – rzekł Hagrid. – Niby dlaczego miałby to robić?

Harry, Ron i Hermiona wymienili znaczące spojrzenia, zastanawiając się, czy mu powiedzieć. Harry uznał, że trzeba wyjawić prawdę.

– Czegoś się o nim dowiedziałem – powiedział. – W Noc Duchów próbował przejść koło psa o trzech głowach. Potwór go ugryzł. Sądzimy, że chciał ukraść to, czego strzeże pies.
Hagrid wypuścił z rąk dzbanek.
– Skąd wiecie o Puszku? – zapytał.
– O Puszku?
– No tak... to mój pies... kupiłem go od jednego Greka... w pubie, w zeszłym roku... pożyczyłem go Dumbledore'owi, żeby pilnował...
– Czego? – zapytał Harry.
– No... co to, to nie, więcej wam nic nie powiem, nawet nie pytajcie – odburknął Hagrid. – To ściśle tajne, ot co.
– Ale Snape próbował to wykraść.
– Bzdura – powtórzył Hagrid. – Snape jest nauczycielem w Hogwarcie, nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
– Więc dlaczego próbował zabić Harry’ego? – zawołała Hermiona.

Po wydarzeniach ostatniego popołudnia z całą pewnością zmieniła zdanie o Snape'ie.

– W końcu potrafię poznać, czy ktoś rzuca zły urok, jak to zobaczę – dodała. – Trzeba mieć stały kontakt wzrokowy, a Snape ani razu nie mrugnął okiem, sama widziałam!
– A ja wam mówię, że się mylicie! – zaperzył się Hagrid. – Nie mam pojęcia, dlaczego miotła Harry’ego zachowywała się tak dziko, ale Snape nigdy by nie zabił ucznia! A teraz posłuchajcie mnie, wszyscy troje! Grzebiecie w sprawach, które was nie dotyczą. To niebezpieczne. Zapomnijcie o tym psie, zapomnijcie o tym, czego on strzeże. To jest sprawa między profesorem Dumbledore’em a Nicolasem Flamelem...
– Aha! – krzyknął Harry. – A więc w to jest zamieszany jakiś Nicolas Flamel, tak?

Hagrid miał taką minę, jakby był wściekły na samego siebie.

*

W weekend Cassandra miała wolne, ale w poniedziałek z samego rana musiała pojawić się w zamku. Snape nie był aż takim służbistą, żeby oczekiwać od niej, że w takie dni będzie mu towarzyszyć w trakcie śniadania, ale zazwyczaj i tak to robiła. A nawet jeśli nie, to przed ósmą była już w laboratorium.

Tego dnia coś było nie tak jak powinno. Kiedy szedł do Wielkiej Sali zajrzał do pracowni, ale ta była zamknięta na klucz. W jadalni panny Flamel także nie zastał. Nie zaniepokoił się jakoś specjalnie, jednak poczuł się zaintrygowany. Do tej pory nigdy się nie spóźniała.

Po śniadaniu obszedł ponownie lochy, a gdy nigdzie jej nie znalazł, opuścił zamek, żeby wyjść jej naprzeciw. Kiedy przechodził w pobliżu cieplarni, usłyszał podniesione głosy, które od razu rozpoznał. Zakradł się bliżej i zaczął nasłuchiwać.

*

– Panno Flamel... Cass–ssandro nie daj się pro–prosić – jąkał się Quirrell.
– Panie profesorze, już mówiłam, że bardzo mi to schlebia, ale nie... Nie mam czasu... I nie chcę...
– Droczysz się ze mną – powiedział Kwiryniusz. – Co ci sz–szkodzi spo–spotkać się ze–ze mną?
– Jestem bardzo zajęta, przykro mi – Cassie za wszelką cenę próbowała wykręcić się od spotkania i od niewygodnej rozmowy. Nie miała serca powiedzieć mu, że wydaje się jej obrzydliwy i że za nic w świecie się z nim nie umówi. – Jestem już spóźniona...
– Se–Severus na pewno zro–zrozumie...
– Co mam zrozumieć, Quirrell? – Snape uznał za stosowne wtrącić się w tę rozmowę.
– Och, panie profesorze, ja wszystko wytłumaczę... – odezwała się zakłopotana Cassandra. Nie chciała, żeby Snape pomyślał, że zależało jej na schadzce z Quirrellem.
– Proszę iść do laboratorium, jak słusznie pani zauważyła, jest już pani spóźniona – nie pozwolił jej dokończyć. Kiedy w pośpiechu pobiegła w stronę zamku, zwrócił się do Kwiryniusza: – Co ty wyprawiasz? Przecież to uczennica! Nie wiesz, że nie wolno ci jej tknąć?
– Daj spo–spokój, Se–Severusie – machnął ręką Quirrell. – To do–dorosła, aaa–atrakcyjna ko–kobieta. Mo–mogę się z nią u–umawiać...
– Nie możesz, bo, zdaje się, ona tego nie chce – zauważył bezlitośnie Snape. – A teraz zejdź mi z oczu, zanim...

Nie dokończył, bo Quirrell zaczął się pospiesznie oddalać. Snape zaklął pod nosem i rozluźnił zaciśnięte pięści. Miał wielką ochotę pobiec za nim i przywalić mu i tylko z największym trudem powstrzymał się przed tym. Nie chciał mu jeszcze pokazywać, że przejrzał jego grę.

Uspokoił się i wrócił do zamku. Flamel zdążyła się już przebrać w fartuch i rozpalić palniki pod kociołkami.

Pracowała w skupieniu, ale kiedy przyjrzał się jej uważniej, dostrzegł, że była wzburzona. Czyżby miała do niego pretensje, że wyratował ją z opresji? Przecież wyraźnie było widać, że nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek bliższe kontakty z Quirrellem.

– Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem pani w czymś ważnym?
– Nie... wręcz przeciwnie – mruknęła i zarumieniła się nieznacznie. – Dziękuję panu za to, że pan interweniował. Bałam się, że w żaden sposób nie uda mi się go spławić.
– Do usług – mruknął czując się nieco niezręcznie.

Podszedł do swojego biurka, ale tym razem tylko udawał, że sprawdza prace domowe uczniów. Bardzo dyskretnie obserwował swoją stażystkę i niechętnie musiał zgodzić się z Quirrellem.

Cassandra Flamel była kobietą i to atrakcyjną. Wydało mu się zaskakujące, że wcześniej tego nie zauważył. A jednocześnie wciąż uważał, że to niestosowne, iż w ogóle o tym pomyślał. Opuścił wzrok na leżący przed nim pergamin. Nie chciał, by jego uczennica zauważyła jego nadmierne zainteresowanie jej osobą.

Cassandra nie potrafiła tak od razu ochłonąć po tym, co ją spotkało. Quirrell był natarczywy, wręcz agresywny, a ona nie umiała się mu postawić. Może dlatego, że wcześniej było jej go żal, bo się jąkał i wszyscy się z niego śmiali? No cóż, po tym spotkaniu nie było jej do śmiechu, a cała jej empatia gdzieś uleciała. Był taki moment, że przestraszyła się pożądania, które widziała w jego oczach. Tego chorobliwego blasku, który sprawił, że trzęsła się z obrzydzenia. Gdyby nie Snape...

Zerknęła na niego przelotnie. Nie musiał jej pomagać. Nie mógł przecież wiedzieć, że czuła się niepewnie i że bardzo chciała stamtąd uciec. A może wiedział? Może, w przeciwieństwie do Quirrella, wyczuł w jej głosie niechęć i strach? Tak czy inaczej, pomógł jej, kiedy najbardziej tego potrzebowała.

Odeszła od stołu, umyła ręce i wzięła jeden z przygotowanych przez siebie opatrunków i podeszła do niego.

– Powinien pan zmienić opatrunek – powiedziała cicho.
– Zrobiłem to rano – odparł nawet na nią nie patrząc.
– Ale znowu pan spacerował, więc tamten pewnie się już odkleił... – próbowała perswadować.
– Panno Flamel, o co pani chodzi? – spytał i spojrzał na nią pustym wzrokiem. – Tylko szczerze.
– Chciałabym z panem porozmawiać – wyznała i znowu się zarumieniła. – O tym, co się wydarzyło...
– To pani prywatne sprawy, więc nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą... – zaczął ostrożnie, ale dziewczyna szybko mu przerwała.
– Nie mam nikogo innego... to znaczy... – zakłopotała się. – Źle to zabrzmiało, ale chodzi mi o to, że tylko pan może to zrozumieć...
– Niech pani wreszcie przejdzie do rzeczy – teraz to on jej przerwał.
– Nie wiem, czego on ode mnie chciał, ale nie sądzę, żeby chodziło mu o wyjście na kawę – wydusiła z siebie w końcu.
– Tak podejrzewałem – przyznał nieoczekiwanie Snape, a w jego oczach pojawiło się uznanie. – I nie domyśla się pani, o co mu chodziło?
– Teraz, jak o tym myślę, to... sądzę, że mogło mu chodzić o Kamień Filozoficzny.

Przez krótką chwilę wpatrywała się w niego z nadzieją, że się myli. Liczyła na to, że zacznie z niej kpić, że zwymyśla ją za jej głupotę. A on rozwiał tę nadzieję, jednym krótkim kiwnięciem głowy.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now