39.

562 41 2
                                    

Zawiera obszerne fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”


W pewną środę pani Weasley obudziła ich wcześnie. Po zjedzeniu po pół tuzina kanapek z bekonem włożyli płaszcze, a pani Weasley zdjęła z gzymsu kominka stary wazon i zajrzała do środka.

– Wiele już nie zostało, Arturze – westchnęła. – Będziemy musieli dzisiaj trochę dokupić… No, ale goście mają pierwszeństwo! W twoje ręce, Harry!

I wręczyła mu wazon. Harry rozejrzał się: wszyscy na niego patrzyli.

– Aaa… co mam robić? – wyjąkał.
– On nigdy nie podróżował za pomocą proszku Fiuu – powiedział nagle Ron. – Wybacz mi, Harry, zapomniałem.
– Nigdy? – zdumiał się pan Weasley. – No to w jaki sposób dostałeś się na ulicę Pokątną, żeby kupić przybory szkolne?
– Dojechałem tam metrem…
– Naprawdę? – zdziwił się jeszcze bardziej pan Weasley. – A więc są jakieś ekspiratory? Ale powiedz mi, jak…
– Nie teraz, Arturze – przerwała mu pani Weasley. – Harry, proszek Fiuu jest o wiele szybszy, ale jeśli nigdy w ten sposób nie podróżowałeś, to… no… naprawdę nie wiem, czy…
– Da sobie radę, mamo – odezwał się Fred. – Harry, patrz, jak my to robimy.

Wziął z wazonu szczyptę błyszczącego proszku, podszedł do kominka i rzucił go w płomienie. Ogień zahuczał, płomienie zrobiły się szmaragdowozielone i urosły ponad Freda, który wkroczył w nie, wołając: „Ulica Pokątna!” – i zniknął.

– Musisz to wypowiedzieć wyraźnie – pouczyła Harry’ego pani Weasley, kiedy George wsadził rękę do wazonu. – I musisz uważać, żeby wyjść właściwym rusztem…
– Właściwym czym? – zapytał nerwowo Harry, a ogień ponownie zahuczał i George również zniknął.
– Widzisz, do wyboru jest bardzo dużo czarodziejskich kominków, ale jeśli wypowiesz adres wyraźnie…
– Nic mu nie będzie, Molly, przestań go straszyć – powiedział pan Weasley, sięgając po proszek.
– Ależ kochanie, a jak się zgubi, to co powiemy jego ciotce i wujowi?
– To ich na pewno nie zmartwi – wyjaśnił Harry. – Jeśli pomylę kominy, Dudley uzna to za wspaniały dowcip, proszę się nie przejmować.
– No dobrze… więc idziesz po Arturze – powiedziała pani Weasley. – Tylko pamiętaj, kiedy będziesz w płomieniach, powiedz wyraźnie, dokąd chcesz się udać…
– I trzymaj łokcie przy sobie – poradził mu Ron.
– I zamknij oczy – dodała pani Weasley. – Ta sadza…
– I uważaj – powiedział Ron – bo możesz wypaść ze złego komina…
– Ale nie panikuj i nie wyskakuj za wcześnie, poczekaj, aż zobaczysz Freda i George’a.

Starając się to wszystko zapamiętać, Harry zabrał szczyptę proszku Fiuu i podszedł do kominka. Wziął głęboki oddech, wrzucił proszek do ognia i wkroczył w płomienie. Nie poczuł wcale gorąca, tylko ciepły powiew. Otworzył usta i natychmiast połknął mnóstwo popiołu.

– U–u–ulica P–pokątna – wykrztusił.

*

Venom porzucił swoją kryjówkę w ogrodzie Weasleyów. Musiał przekazać swojemu panu, że Harry opuścił Norę.

*

Severus pojawił się na Pokątnej w swojej własnej postaci, bo uznał, że w końcu może sobie na to pozwolić. Spacerował pomiędzy sklepami. Chciał sprawiać wrażenie, że jest tam tylko na zakupach. Wypatrywał syna, starając się zachowywać dyskrecję. Nie przewidział jednak, że wpadnie na kogoś znajomego.

– Profesor Snape! Jak dobrze, że pana widzę!
– Dzień dobry, panno Flamel – przywitał się.
– Właśnie szłam na pocztę, żeby wysłać panu mój dzienniczek praktyk – mówiła Cassandra. – Ale teraz mogę go panu oddać osobiście.

Naprawdę ucieszyła się z tego spotkania. Chciała zobaczyć, jak zareaguje, gdy przeczyta wpisy w dzienniczku. Wygrzebała z torebki niewielką książeczkę i podała ją profesorowi.

– Już pani zaliczyła praktyki? – spytał podejrzliwie, a kiedy zerknął na stronę z ilością przepracowanych godzin, nie potrafił ukryć zaskoczenia. – W dwa tygodnie?
– Tak – uśmiechnęła się dumna z siebie.
– Wychodzi na to, że postawiłem przed panią zbyt łatwe zadanie – stwierdził cierpko, by nie domyśliła się, że był pod wrażeniem. – Muszę to zapamiętać na przyszłość.
– No wie pan! – oburzyła się Cassandra. – To wcale nie było łatwe!
– Sama sobie pani zawiesiła poprzeczkę tak wysoko – odrzekł i skinął jej głową. – Do zobaczenia we wrześniu.
– Do widzenia, profesorze – powiedziała obrażonym tonem.

Cassandra odeszła, a on uśmiechnął się pod nosem. Podejrzewał, że dziewczyna nie będzie się długo gniewać i że w końcu zrozumie, że docenił jej wysiłki. Przejrzał jeszcze raz dzienniczek praktyk i doszedł do wniosku, że powinien porozmawiać z Lorelai. I to nie tylko o swojej stażystce.

Po chwili ruszył dalej, czując lekki niepokój. Harry już dawno powinien dotrzeć na Pokątną. Wypatrywał rodziny Weasleyów, co nawet w takim tłumie nie powinno być zbyt trudne, tymczasem on nigdzie nie widział ani ich, ani swojego syna.

Był już bliski paniki i wszczęcia alarmu, gdy z daleka usłyszał donośny głos Hagrida. Podążył za nim i wreszcie odnalazł swoją zgubę. Odetchnął z ulgą.

*

– No, na mnie już czas – oznajmił Hagrid. – Do zobaczenia w Hogwarcie!

I odszedł wielkimi krokami, a jego ramiona i głowa wyrastały ponad tłum.

– Zgadnijcie, kogo widziałem u Borgina i Burkesa? – zapytał Harry Rona i Hermionę, kiedy szli po schodach do Gringotta. – Malfoya i jego ojca.
– Czy Lucjusz Malfoy coś kupił? – zapytał pan Weasley, idący za nimi.
– Nie, raczej sprzedawał.
– A więc strach go obleciał – powiedział pan Weasley z ponurą satysfakcją. – Och, tak bym chciał przyłapać na czymś Lucjusza Malfoya…

*

Trzymając się na dystans i dyskretnie obserwując Harry’ego i jego przyjaciół, Severus bardzo okrężną drogą zmierzał do księgarni Esy i Floresy.

Czuł się coraz bardziej rozdrażniony. Nie lubił bezcelowego włóczenia się po mieście, zwłaszcza pod koniec wakacji, gdy Pokątna była zatłoczona bardziej niż zwykle. Gdyby nie Harry, na pewno nie zdecydowałby się na żadne zakupy w tym okresie. Zresztą teraz także nie miał zamiaru niczego kupować.

Żeby nie zanudzić się do reszty, zaczął zastanawiać się nad dziwnym zachowaniem Malfoya. Czyżby coś mu umknęło? Słowa Artura nieco go zaskoczyły. Czego mógł się przestraszyć Lucjusz, że zdecydował się na sprzedaż swoich cennych fantów? Czyżby Ministerstwo wreszcie coś na niego znalazło? Bo w to, że Malfoy wyrzekł się dawnej drogi życia, Severus nigdy nie uwierzył.

Po wydarzeniach, które miały miejsce w Hogwarcie pod koniec roku szkolnego, w społeczności czarodziejów zawrzało. Od lat nie zdarzyło się nic, co rozpaliło by ich wyobraźnię równie mocno, jak słynny Harry Potter i jego walka z Voldemortem. I chociaż żadna z krążących po kraju opowieści nie była nawet w połowie bliska prawdy, to coś z tych plotek musiało dotrzeć do środowiska tak zwanych zrehabilitowanych śmierciożerców i zaniepokoić ludzi pokroju Malfoya. Szczególnie jeśli Lucjusz dowiedział się o wszystkim z relacji Dracona.

Tylko czy to by wystarczyło, żeby go wystraszyć lub choćby zaniepokoić? Snape szczerze w to wątpił. Znał Lucjusza aż za dobrze i mógł o nim wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że był strachliwy. Zaczął się skłaniać ku swojej pierwszej myśli – ktoś z Ministerstwa musiał zacząć węszyć wokół Malfoya. Severus uśmiechnął się pod nosem. Jeszcze nie wiedział, czy ta informacja do czegoś mu się przyda, ale na wszelki wypadek postanowił ją sprawdzić.

Kiedy dzieciaki zaczęły się zbliżać do Esów i Floresów, poczuł, że robi mu się słabo. Kłębiący się na Pokątnej dziki tłum, wyraźnie koncentrował się przed wejściem do księgarni. Jednak nie to było najgorsze.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówDonde viven las historias. Descúbrelo ahora