71.

264 35 8
                                    

Severus dość szybko ochłonął, a gdy wreszcie odszukał Rasputina, szczerze pożałował, że w ogóle wyszedł z budynku. Niestety już było za późno – Rosjanin zauważył go i z dzikim rykiem „SEV!” rzucił się biegiem w jego stronę. Snape zaklął paskudnie. Wszyscy, dosłownie wszyscy, gapili się na niego. Nie na Saszę, który w przyciasnych slipkach biegł po piasku, potykając się i sapiąc jak lokomotywa, tylko właśnie na niego. Możliwe, że w pełni ubrany, w dodatku na czarno, i w koszuli z długim rękawem wyglądał na plaży nieco dziwnie, ale doprawdy nie był to powód, by przewiercać go wzrokiem w dodatku z jakimś niezdrowym oczekiwaniem, jakby wszyscy spodziewali się, że za chwilę ukatrupi sympatycznego Aleksandra samym spojrzeniem! Nie, żeby nie miał na to ochoty. Ale chyba  nie sądzili, że zrobi to przy świadkach?

– Na co czekasz? – rzucił Sasza, gdy już udało mu się podbiec bliżej. – Wskakuj w kąpielówki!

– Ty chyba zwariowałeś – powiedział Snape bardzo spokojnie i bardzo cicho. – Są setki powodów...

– Pieprzenie – przerwał mu bezceremonialnie Rasputin. – Jest jeden powód, owszem wstydliwy, ale jedna mała iluzyjka załatwi sprawę.

– To jeden z powodów – westchnął Severus.

– No dobra, skoro nie przyszedłeś się opalać ani pływać, to co cię tu przygnało?

– Chciałem pogadać.

– Aha, czyli ja mówię, ty mnie nie słuchasz, aż w końcu oznajmisz, że już ci lepiej? – zaśmiał się Sasza, a Snape potwierdził skinieniem głowy.

Tak też zrobili. Chociaż Aleksander mylił się, jeśli sądził, że Severus go nie słucha. Może czasem rzeczywiście nie nadążał za jego dygresjami, ale poza tym starał się uważać i wychwytywać to, co naprawdę ważne. Zresztą, to działało w obie strony – Saszka z repertuaru mruknięć, westchnień i półsłówek Snape’a, potrafił wyłapać sedno każdego problemu. Tak, jak teraz.

– Twój stary nie żyje, dzięki Merlinowi za tę łaskę, i nie może ci już nic zrobić – stwierdził oczywistość Rasputin jakieś pół godziny później. – A ty przestań się biczować. Spierdoliłeś, to fakt, ale któż z nas jest bez winy?

– Z tobą to się jednak w ogóle nie da rozmawiać – westchnął Severus, ale uśmiechnął się lekko pod nosem.

– Ależ da się, tylko nie na takie ponure tematy – zaperzył się Aleksander. – Lepiej opowiedz mi coś więcej o twojej uczennicy. Ona jest z tych Flamelów, prawda?

– Nie inaczej.

– Ej, no, Sev, nie bądź taki wylewny – upomniał go przyjaciel ze śmiechem.

– Nie ma o czym mówić, jasne? – tym razem Severus nie tylko się zirytował, ale także poczuł niepokój. Czemu Sasza wypytywał o Cassandrę? Czy dlatego, że wpadła mu w oko? Czy może, bo zorientował się, że to jemu się spodobała? I którą z tych dwóch opcji powinien się bardziej niepokoić?

– Skoro już jesteśmy w temacie, to ja chętnie posłucham, co też jej ojczulek ma ciekawego do powiedzenia – stwierdził ze śmiechem Rasputin i niedbałym gestem przywołał swoje ubrania.

– Pewnie nic, jak zwykle – mruknął Snape.

Uśmiechnęli się w identycznie złośliwy sposób i  w tym momencie widać było, jak bardzo potrafią być do siebie podobni.

*

Cassandra weszła na salę wykładową jako jedna z pierwszych. Zajęła miejsce z boku, tak, żeby ani występujący na scenie ojciec, ani zasiadający w pierwszym rzędzie bracia nie mogli jej dostrzec. Wyciągnęła notatnik i pióro i dyskretnie rozejrzała się wokoło. Niestety Snape’a nie było wśród słuchaczy, ale możliwe, że przyjdzie później, w końcu do rozpoczęcia wykładu zostało jeszcze kilka minut.

Nathaniel zaczął wykład punktualnie, a ledwie zaczął mówić, gdzieś na końcu sali skrzypnęły cicho drzwi. Flamel obrzucił spóźnialskich nieprzyjemnym spojrzeniem, a Cassandra od razu domyśliła się, że sprawcą zamieszania jest jej osobisty Mistrz Eliksirów. Struchlała na myśl o tym, że być może Snape planował jeszcze w jakiś inny sposób zakłócić przebieg wykładu, a wtedy... wtedy wszelkie pretensje ojca skupią się na niej. Bo tym, czego Nathaniel Flamel nie trawił, były próby zdyskredytowania jego osiągnięć. A w teorii warzenia eliksirów uznawany był za autorytet i miał naprawdę rozległą wiedzę. Niestety, w parze z nią nie szły ani wybitne umiejętności praktyczne ani nawet dar krasomówstwa. Nawet najciekawszy temat potrafił przedstawić w taki sposób, że już po chwili wszyscy zaczynali ziewać.

Dziewczyna starała się wyciągnąć z tej prelekcji ile tylko się dało. Było jej o tyle łatwiej, że dobrze znała swojego ojca i przez lata ćwiczyła się  w uważności, której wymagało obcowanie z nim. I tylko dlatego nie zasnęła. Ale nie uszło jej uwadze, że niektórzy nawet nie próbowali udawać zainteresowanych. Obróciła się dyskretnie.

Severus siedział ze wzrokiem utkwionym w podium, krzywił się złośliwie pod nosem i kiwał głową w rytm słów szepczącego coś z rozbawieniem Aleksandra. Najwyraźniej obaj świetnie się bawili. W pewnej chwili profesor posłał jej spojrzenie, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Po plecach przeleciały jej ciarki, gdy zdała sobie sprawę, że to był wyjątkowo drapieżny uśmiech.

*

– I jak się pani podobał wykład? – zagadnął Severus, kiedy Cassandra opuściła salę.

– Pewnie nie tak, jak panu – wytknęła mu i spłonęła rumieńcem, gdy zauważyła, że Snape z zainteresowaniem przygląda się jej notesowi, w którym nie zapisała ani jednego słowa.

– Właśnie widzę – zaśmiał się. – Szkoda czasu na odgrzewanie po raz kolejny tego samego tematu, nie sądzi pani?

– Niestety – zgodziła się z nim niechętnie. – Na szczęście na dzisiaj to już koniec.

– Koniec? – zdziwił się teatralnie Severus. – Przecież przed nami jeszcze najważniejsze wydarzenie całego zjazdu.

– Ma pan na myśli bal? – spytała podejrzliwie. Snape był ostatnią osobą, która mogłaby uznać imprezę z tańcami za najważniejsze wydarzenie Kongresu Alchemicznego.

– A co innego? – potwierdził ku jej bezbrzeżnemu zdumieniu. – Dopiero wtedy będzie pani mogła się najwięcej nauczyć.

– Niby czego?

– Tego, kogo unikać, czego nie robić, z kim nie rozmawiać. To idealna okazja, by poznać branżę z nieco innej perspektywy. Jeśli to pani nie zniechęci, to już nic innego tego nie zrobi.

Po tych słowach obrócił się na pięcie i zostawił zaskoczoną dziewczynę samej sobie. A ona po raz pierwszy tego dnia pomyślała, że być może przyjdzie jej ten bal spędzić samotnie. Lub, co gorsza, w towarzystwie rodziców i rodzeństwa. Aż się wzdrygnęła na tę myśl. O nie, do tego za nic nie dopuści. W najgorszym wypadku pójdzie na plażę i tam przesiedzi całą noc.

*

Wbrew obawom Cassandry, Snape nie zamierzał skazywać jej na samotność. Nie chciał jednak niczego jej narzucać, więc po szybkim prysznicu i przebraniu się w garnitur, nie zapukał do drzwi jej pokoju, tylko poszedł na taras przylegający do sali balowej. Tam umówił się z Aleksandrem. Drzwi były szeroko otwarte, żeby z wnętrza można było podziwiać panoramę miasteczka, a także otaczających go szczytów górskich, łagodnie opadających do szemrzącego poniżej morza. Stanął tak, żeby przyjaciel mógł go bez trudu wypatrzeć. On, albo stażystka, gdyby tylko miała na to ochotę. A Severus bardzo na to liczył.

– Na mnie czekasz? – dobiegł go głos Rasputina, który podszedł do niego niepostrzeżenie.

– A na kogo innego? – spytał z przekąsem Snape. – A ty weź sobie wreszcie do serca dobrą radę i nie skradaj się tak do ludzi, bo ktoś kiedyś nie zdzierży i marnie skończysz.

– Skoro nawet ty nie reagujesz tak, jak można by się po tobie spodziewać, to inni, nieskończenie mniej podejrzliwi od ciebie, z pewnością nie zareagują.

– Ja po prostu potrafię wyczuć, że się zbliżasz.

– Tylko tak mówisz – odparł żartobliwie Aleksander, ale mina trochę mu zrzedła. Był Mistrzem Iluzji – kamuflaży tak doskonałych, że nikt nigdy nie potrafił ich przejrzeć ani przełamać. Ale jeśli Snape mówił prawdę, to musiał jeszcze popracować nad swoim talentem. – Za to sposób w jaki unikasz odpowiadania na moje pytania, sprawia, że i ja staję się podejrzliwy.

– Ach tak? – mruknął bez zainteresowania Severus.

– Ach tak – przedrzeźnił go Rasputin. – Milczysz, przyjacielu, bardziej niż zwykle.

– Wydaje ci się.

– Nie, nie wydaje. I jestem pewien, że ma to związek z Cassandrą.

– Nie przeginaj – ostrzegł go Snape.

– Oho, czyli trafiłem? Czyżby  to słowa „związek z Cassandrą” były kluczem?

Severus przez bardzo krótką chwilę rozważał, jakie konsekwencje miałoby zabicie Aleksandra tu i teraz. Ile osób ten fakt by zmartwił a ile ucieszył? Po szybkiej kalkulacji doszedł do wniosku, że nie warto – wszyscy mieliby do niego pretensje, że popsuł im doroczne święto.

– Czy ja muszę ci przypominać, że ona jest moją uczennicą? – powiedział w końcu, bo Rasputin wpatrywał się w niego natrętnie.

– Ależ skąd. Za to tobie takie przypomnienie mogłoby się przydać – zaśmiał się Sasza. – Chociaż moim zdaniem pełnoletnia uczennica, w dodatku taka, która już skończyła szkołę, w której ty uczysz, to jednak zupełnie inna sprawa.

– Niby tak, ale... nie do końca – poddał się w końcu Snape, bo i tak wiedział, że Aleksander nie da mu spokoju, dopóki się do wszystkiego nie przyzna.

– Ty jak zwykle patrzysz na sprawę pod niewłaściwym kątem. To młoda kobieta. Dorosła, ambitna i pewnie pełna innych zalet, skoro zawróciła ci w głowie. Za rok przestaniesz ją uczyć i co, tak po prostu pozwolisz jej odejść?

Severus spojrzał na niego, jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Bo ani razu nie pomyślał o tym, że Cassandra za rok zostanie Mistrzynią i zniknie z jego życia. Nie będzie już potrzebowała jego pomocy i  jeśli on czegoś nie zrobi, to straci ją bezpowrotnie. A Aleksander z właściwym sobie wdziękiem, właśnie mu uświadomił, jak bardzo mu na niej zależy.

– Niech cię szlag – warknął.

– Kiedyś mnie trafi, nie martw się. Ale mam nadzieję, że zanim to nastąpi, to ty weźmiesz się w garść i coś ze sobą zrobisz.

Łatwo powiedzieć – pomyślał Snape.

*

Cassandra potrzebowała nieco więcej czasu, żeby się przygotować. I to wcale nie dlatego, że postanowiła się jakoś specjalnie wystroić. Wprost przeciwnie, najchętniej zarzuciłaby na siebie pelerynę–niewidkę, gdyby tylko miała jakąś pod ręką. W końcu uczesana, umalowana i ubrana w sukienkę, którą jej mama dopasowała idealnie do jej sylwetki, wyszła z pokoju. Ze zdziwieniem zauważyła, że na korytarzu aż roi się od kobiet, które podobnie jak ona zmierzają w stronę sali balowej. Skąd nagle się tam wzięły? Czyżby wszystkie przyjechały tu wyłącznie jako osoby towarzyszące?

Dumając nad tym, podążyła za nimi i ocknęła się dopiero, gdy gdzieś z jej lewej strony rozległ się piskliwy, znajomy śmiech. Janice! Jedna z jej bratowych! Na wszelki wypadek odbiła w prawo i rozejrzała się za Snape’em.

*

On zauważył ją w momencie, w którym przekroczyła próg. Niestety, Aleksander okazał się równie spostrzegawczy.

– Teraz tak sobie myślę, że powinieneś się pośpieszyć, zanim ktoś inny zwróci na nią uwagę.

– Mógłbyś się przymknąć?

W tym momencie Cassandra wreszcie ich dostrzegła. Nie, nie ich. Snape’a!

Sasza zrozumiał, że jego wcześniejsza rada była zbyteczna, a on sam nagle, bez pomocy iluzji, stał się kompletnie niewidzialny. Uśmiechnął się do własnych myśli. Jakby tu nakierować Severusa na właściwe tory, nie mówiąc mu wprost tego, co dla niego było widoczne na pierwszy rzut oka? Nie spłosz jej, Sev – pomyślał tylko, bo dziewczyna już do nich podeszła.

Na tarasie zapadła niezręczna cisza, którą przerwało dopiero nadejście kelnera. Chwycili po kieliszku szampana i Rasputin poczuł się w obowiązku wznieść toast:

– Za ten magiczny wieczór.

– Banał – skwitował cierpko Snape.

– To wymyśl lepszy toast.

– A może po prostu wypijmy...

– ... za błędy? – podchwycił Aleksander i błysnął zębami w uśmiechu.

– Żebyś ich więcej nie popełniał – dokończył szybko Severus.

Cassandra zachichotała i upiła łyk ze swojego kieliszka. Ukradkiem zerknęła na Snape’a a później spojrzała na widok roztaczający się z tarasu i pomyślała, że chociażby dla niego warto było tutaj przyjechać.

– Ale tu jest pięknie – powiedziała zachwycona, zupełnie nie zważając na swoich towarzyszy.

Sasza szturchnął przyjaciela, chcąc dać mu do zrozumienia, że to idealna okazja, żeby zacząć niezobowiązującą konwersację, ale Snape był albo wyjątkowo odporny na tego typu sugestie, albo zwyczajnie nie potrafił rozmawiać o niczym.

– Owszem, pięknie – odezwał się zamiast niego. – A wiesz, jak to miejsce wygląda w oczach mugoli?

– Czytałam, że jest ukryte za zasłoną iluzji, która jest widoczna tylko dla niemagicznych.

– Niezupełnie. Ta iluzja nie działa na czarodziei, ale to nie znaczy, że ktoś znający się na tej dziedzinie magii nie potrafi jej zobaczyć albo pokazać jej innym.

– Rozumiem, że ty byś to potrafił – odgadła do czego zmierzał.

– Oczywiście. Chcecie zobaczyć?

Snape miał na końcu języka słowo „pozer”, ale widząc entuzjazm malujący się na twarzy Cassandry,  powstrzymał się i tylko skinął głową. Rasputin, zachwycony tym, że znalazł się w centrum uwagi, poprowadził ich przez trawnik otaczający uniwersytet, a później dalej, poza krąg świateł padających z okien gmachu.

Tam uniósł dłonie, obrócił je wnętrzem w stronę budynku, i wyszeptał kilka słów po rosyjsku. Iluzja rozbłysła siatką błyskawic, a po chwili ukazała im się w pełnej okazałości.

Taras, który zostawili za sobą, zniknął, podobnie jak wszystko to, co widzieli za dnia. Przed nimi rozciągały się ruiny miasteczka, opuszczone, zarośnięte rachityczną, górską roślinnością. Po pierwszym szoku, dawało się dostrzec urok starożytnych ruin i malowniczość pejzażu tak innego od tego, który mogli podziwiać chwilę temu. Miejsce, w którym stali, oświetlał tylko nikły blask księżyca, a ciszę przerywał szum wiatru i szelest poruszanych nim traw.

Cassandra nie potrafiła zdecydować, która wersja miasteczka podoba się jej bardziej.

– To niesamowite – szepnęła.

– Sasza właśnie w tym się specjalizuje – odpowiedział jej szeptem Severus. – Jest Mistrzem Iluzji.

– A gdzie on się podział? – zainteresowała się Cassie, gdy zorientowała się, że zostali ze Snape’em sami.

– Nie mam pojęcia, ale jestem pewien, że wkrótce się znajdzie.

– Tylko czy my bez niego trafimy z powrotem? Nie znam się na iluzjach i...

– Niech się pani nie boi, ze mną nic pani nie grozi – stwierdził mężczyzna z uśmiechem, którego ona nie mogła dostrzec w ciemności. – Jak tylko zrobimy krok we właściwą stronę, to iluzja się rozwieje.

– Czyli możemy jeszcze przez chwilę pobyć tutaj... z dala od reszty towarzystwa?

– Możemy.

Ukryty w ciemnościach Rasputin pogratulował sobie doskonałego pomysłu, chociaż przeczuwał, że Snape będzie się o to wściekał jeszcze przez długi czas. Ale jak dotychczas, wszystko szło po jego myśli.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now