12. Zemsta (2z3)

12 3 2
                                    

Przejrzawszy skąpo zebrane zapiski w podręcznym kajeciku, takie jak czas przejazdu, stan osobowy wagonu tramwajowego, numer seryjny maszyny, zajęte miejsce, czy też ogólny wygląd kontrolera, staruszek z uśmiechem na ustach opuścił mieszkanie. Zdobycie wykazu pracowników, nie wiązało się ze szczególnym wysiłkiem. Szczególnie gdy składającym prośbę o udostępnienie był urzędnik Państwowy. Tak też było i tym razem, lecz należy wspomnieć o pewnej historycznej osobliwości, która z całą pewnością miała nie lada wpływ na przyśpieszenie zdobycia ów wykazu.

Do osobliwości tej doszło przeszło pół wieku temu.

Konkretnie 7 września 1939 roku o godzinie 22: 15 na moście granicznym w Czeremoszu. Wówczas jak doczytać można w zakłamanych podręcznikach historycznych Edward Rydz Śmigły w towarzystwie Ignacego Mościckiego, dosiadając ostatniego, żyjącego w niewoli karego tarpana, przekroczyli granicę Polski, uciekając do Rumunii. Ów ostatni koń leśny uprowadzony został z ogrodu zoologicznego we Fryburgu. Co ważne Edward zajął nań miejsce z przodu, Ignacy zaś z tyłu. Z różnych, aczkolwiek zawsze niskich pobudek historyków, w tym miejscu kończą się przekazy zawarte w książkach. Dziejopisarze, kronikarze, faktografowie czy inne konowały pióra, celowo, lecz i nieudolnie próbowali zataić przed państwem fakty, których ukrycie z góry skazane było na porażkę. Owe fakty dopowiem przez wzgląd na szacunek do prawdziwości prawd historycznych.

Prawdą, więc było, że mężczyźni, dosiadając umęczonego tarpana, przekroczyli granicę, uciekając z Polski. Faktem było również to, że towarzyszyło im sześć i pół tysiąca suwałczan. By wytłumaczyć niezwykły pochód uciekinierów, należy wspomnieć o początkach kariery politycznej Prezydenta Polski Ignacego Mościckiego. Człowieka wielu talentów, znajomości, anegdot oraz wąsa strzelistego. Albowiem człowiek, któremu poświęcimy najbliższe strony, uznanie i szacunek zdobywał u wielkich, takich jak Einstein, czy Piłsudski. W dodatku jego kondensatory trafiły do największej na świecie baterii umieszczonej na wieży Eiffla. Gdy już, więc stało się jasne, że nic więcej osiągnąć w życiu nie można, nad wyraz szykowny (podkreślić należy, że Ignacy zawsze elegancją ociekał) Prezydent Polski postanowił przenieść się ze stolicy do Suwałk, gdzie zawsze ciągnęło go serce. To też z małżonką swą zatwardziałą feministką (a są papiery na to, że testosteron wyższy miała od Ignacego) przenieśli się nad Czarną Hańczę, gdzie miesiące pierwsze upłynęły im na frywolnych spływach kajakowych. Nietrudno się jednak domyślić, że człowiek z nadanym imieniem Ignacy, stworzony został do celów wyższych niż przemierzanie Suwalszczyzny na pokładzie dwuosobowej łodzi turystycznej. I w rzeczy samej, w krótkim czasie Mościcki znów powrócił do wyuczonej w Rydze chemii oraz polityki, która jak zrozumiał podczas jednego ze spływów – wiele z chemią miała wspólnego. Chociażby to, że aby coś osiągnąć – trzeba nieźle namieszać. I tak mieszał w swych zakładach chemicznych kwas azotowy, a od czasu do czasu zamieszał czymś w zawiłej polityce przedwojennej. A to rozwiązał sejm i senat. A to oddał pośmiertnie buławę Piłsudskiego swojemu koledze, z którym kilka lat później przemierzy granicę na grzbiecie tarpana. I w końcu, gdy widmo wojny dotarło na ukochaną Suwalszczyznę, Prezydent Polski w garniturze z nadpalonym od kwasu azotowego mankietem marynarki wygłosił orędzie o treści takiej:

„Obywatele Suwalszczyzny! Nocy dzisiejszej odwieczny wróg Suwałk rozpoczął działania zaczepne. W tej chwili dziejowej zwracam się do was w głębokim przeświadczeniu, że mieszkańcy ziem przyległych Czarnej Hańczy w obronie mej wolności, niepodległości i zakładu mego chemicznego, skupią się dookoła Wodza Naczelnego (tzn. mnie, gdyby ktoś nie wiedział). Cały naród Suwalski, błogosławiony przeze mnie i Boga, z dobytkiem swym, pójdzie ramię przy ramieniu do Czeremoszu, gdzie razem przekroczymy granicę Polsko-Rumuńską."

Przemowa Prezydenta Ignacego Mościckiego dobiegła końca, a zebrani rozeszli się po domach, nie okazując większego poruszenia, czy choćby krzty jakiejkolwiek żywej reakcji. Jednak nazajutrz z rana prezydent wyjrzał, po raz ostatni przez okno swego ówczesnego pałacu i dostrzegł tabun suwałczan zebranych w sadzie, na tyłach posesji. Nim wyruszyli, Ignacy, korzystając z obecności mieszkańców, nakazał oberwać jabłka odmiany Jonagored, do wielkich drewnianych skrzyń. Owoce nie stanowiły jednak ani poczęstunku, ani prowiantu na drogę. Uciekinierzy pozostawili je w sadzie i opuścili Suwałki. Historycy po dziś dzień toczą spory, czy kwaśnawe jabłka zgniły porzucone w skrzyniach, czy też trafiły do Gołdapskiego Zakładu Przetwórstwa Owoców.

Sześć tysięcy pięćset dwie osoby, czterdzieści trzy psy, siedem kotów, cztery kozy, jeden konik tarpan oraz jeden – nie wiedzieć, czemu – jenot, dotarło do obiecanego mostu w Czeremoszu 17 września 1939 roku o godzinie 21:45. Zarządzono półgodzinną przerwę regeneracyjną, po czym armia Mościckiego wkroczyła na teren Rumunii, gdzie niecałe dwadzieścia metrów za mostem rozbiła obóz, w którym spędziła noc już pod rumuńskimi gwiazdami. (Warto tu dodać, że te nie różniły się znacząco od tych dostępnych w Polsce). Dalsze losy uciekinierów znane są, jako „internowani do leśniczówki w Bicaz". Prawdziwie istotne w tej historii jest jednak to, że wśród sześciu i pół tysiąca suwałczan, którzy towarzyszyli Ignacemu Mościckiemu, byli Jan i Janina Okenbald.


Pan Szczupak: FokszanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz