23. Zamówienie i zamówienie (1z2)

10 2 2
                                    

Wybór miejsca nie był przypadkowy. Dla pisarza miał wydźwięk symboliczny, gdyż wierzył, że należy się rozstawać tam, gdzie się poznaje. Literat uważał to za szykowne rozwiązanie, z którego nie raz już w życiu korzystał. Chociażby zwalniając się z urzędu miasta, gdzie pracował, jako referent do spraw niezałatwionych. Bo przecież nie wypadało składać wypowiedzenia w aptece, na targu czy w perfumerii, lecz właśnie w urzędzie. Idąc tą właśnie, niezaprzeczalną (przyznajcie Państwo) logiką, zaprosił Viorela Strzelińskiego do kawiarnio-cukierni Talerzyk. Na malarzu, wybór lokalu ten nie robił żadnego wrażenia, aż do momentu, gdy po przywitaniu zauważył, na stoliku dwa talerzyki z brzoskwiniowymi kremówkami. Czy też raczej, wizażankami z musem nektarynkowym! I zaznaczam, to dobitnie, że tak właśnie raczcie je Państwo nazywać, by nie narażać się nieprzyjemnej ekspedientce. Miły gest poczęstunku dla literata był obowiązkiem, dla Viorela zaś okazją do bezmózgiego i darmowego zapchania gęby kruchym ciastkiem. Darmowość posiłku szczególnie ucieszyła czterdziestolatka, gdyż kątem oka dostrzegł, że wzrosła cena większości wypieków. Po raz kolejny dowiódł, że Viorelowska spostrzegawczość to nie banał! Gdy w końcu pisarz spałaszował swoje ciastko, przemówił z serdecznością.

- Mam nadzieje, że wena Panu dopisała. Jak ma się sprawa malowania obrazu?

- Dobrze. – Odparł Viorel.

- Czy mógłbym prosić o więcej szczegółów? – Dopytywał literat.

Pisarz zwany Danielem Darkiem mówił szybko, czym najwyraźniej spłoszył malarza. Strzeliński w obawie o kanonadę pytań i szybki zalew treści zrobił jedyne, co przyszło mu do głowy. Wyciągnął z kieszeni sztruksowych spodni kopertę z serią zdjęć o wymiarach dziesięć na piętnaście i podsunął pod talerz literata. Na nieszczęście artysty, nie zatrzymało to słowotoku, eleganckiego mężczyzny, który najwidoczniej lubił gadać w równym stopniu, co pisać.

- A cóż to? Zdjęcia? Fotografuje Pan swe prace podczas tworzenia? To pewnie taki rodzaj dziennika pokładowego. Etap po etapie widzi Pan efekty, które z całą pewnością... – Przerwał po zajrzeniu do koperty.

W jej wnętrzu odnalazł dziewiętnaście niemal identycznych fotografii. Wszystkie tak samo niewyraźnie rozmazane i obrzydliwie ciemne. Co prawda, można było dostrzec, że przedstawiają obraz, lecz już to, co przedstawiało ów malowane dzieło, było niemal niemożliwością. Zmieszany mężczyzna ucieszył się jednak, gdyż fotografie wskazywały, że obraz jest ukończony.

- Skończony? Dobrze rozumiem, tak? Kiedy go dostanę? – Zapytał.

Viorel oszczędnym, lecz bardzo wymownym gestem dłoni, wskazał, że pisarz już go otrzymał.

- No... ale obraz?

- Sprzedałem – wyjaśnił Strzeliński, nie rozumiejąc zmieszania fundatora kremówek brzoskwiniowych.

- Zapłaciłem za obraz! – Oburzył się Daniel Darek.

- Chciał Pan go uwiecznić.

Viorel ponownie wskazał wymownie na zdjęcia. Co niespotykane w jego przypadku, w rozmowie tej to on wszedł w rolę osoby, która rozwiewa wątpliwości i wyjaśnia.

Przedrukowanie obrazu do książki zawsze powoduję utratę, jakości, niezależnie jak dobre byłyby fotografie. Te zaś były dalece niezadowalające. W obliczu wyznania o sprzedaży obrazu stawały się bezwartościowymi świstkami papieru. A przecież Daniel Darek dobrze za nie zapłacił! Nie wspominając już o tym, że od samego początku nie był przekonany do talentu malarza, któremu zmuszony był płacić.

Sytuacja zrobiła się niezręczna. Malarz bezinteligentnie przesuwał językiem po podniebieniu, jakby chciał na nim odnaleźć resztki po kremówce, pisarz zachodził w głowie, co począć. Z pomocą rozładowania napięcia przyszedł pewien młody małolat, który w progu kawiarni potknął się i poleciał jak długi przez połowę pomieszczenia. Na to wszystko rozległ się drażniący dzwonek telefonu. Obruszona ekspedientka z furią poderwała słuchawkę, wrzeszcząc do niej, „czego!"


Pan Szczupak: FokszanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz