13. Zemsta (3z3)

9 2 3
                                    

On palacz w suwalskiej szkole podstawowej nr 2 (niech o potędze Suwałk świadczy fakt, że szkół podstawowych było więcej niż jedna) ona bezrobotna, zajmująca się domem. Już po rumuńskiej stronie doczekali się syna Racława. Racław zaś później spłodził Staszka Okenbalda. Tak! Tak moi mili słusznie się domyślacie! Ah, co za przyjemność obcować z tak światłymi umysłami, jak wasze! Otóż to; Stanisław Okenbald dzielił szkolną ławkę z posiadającym wówczas jeszcze blond włosy, chudziutkim Jarosławem. Początkowo chłopcy siedzieli osobno. Podczas lekcji wychowawczej, której celu nie znali, ani uczniowie, a możliwe, że także nauczyciele, Helena Starbówczyk podrzuciła na ławkę Jarosława, schwytanego wcześniej świerszcza. Wystraszony chłopiec machinalnie pacnął owada dłonią, czego skutkiem było wplątanie go we włosy siedzącej przed nim Zuzanny. Wychowawczyni z agresją godną tamtych lat wytarmosiła Jarosława za ucho lewe i posadziła w pierwszej ławce razem ze Staszkiem Okenbaldem. Kilkanaście lat później, nauczycielka została skazana na dwanaście lat pozbawienia wolności, przez pewnego, młodego prokuratora. Powodem osadzenia miała być nielegalna hodowla owadów egzotycznych. Kobieta zmarła później w zakładzie penitencjarnym. Młody prokurator piął się po szczeblach prawniczej kariery, a sąsiad z ławki Staszek zatrudnił się w Fokszańskiej Komunikacji Miejskiej, jako księgowy.

To właśnie Okenbald z lekkim uśmiechem na ustach przyjął w biurze prokuratora Żytlera. Uśmiechnięta facjata nie świadczyła bynajmniej o sympatii do Jarosława, była zaś efektem paraliżu prawej strony twarzy, który miał miejsce przy drugim wylewie księgowego. Okazało się także, iż mężczyzna w ogóle nie poznał kolegi ze szkolnej ławki, a gdy Wizytator mu się przedstawił, Staszek z uprzejmości skłamał, zapewniając „jakżeż mógłbym zapomnieć". Następnie ochoczo odszukał wykaz pracowników i z obustronnym uśmiechem, co już należy uznać za objaw uśmiechu prawdziwego, wyjaśnił, że poszukiwania nikczemnego kontrolera będą tylko formalnością, gdyż FKM ma w zwyczaju załączać do akt zdjęcia pracowników.

Kwadrans później stojąc na przystanku tramwajowym roztrzęsiony Jarosław, notował w swym kajeciku, za co i na ile Stanisław Okenbald powinien trafić do zakładu karnego. Przez wzgląd na znajomość, dobrodusznie postanowił, że zarzuty postawi księgowemu za matactwo, malwersacje i utrudnianie postępowań prokuratorskich. Mógłby rzecz jasna użyć jeszcze zarzutu składania fałszywych zeznań, bo jakże inaczej rozumieć zapewnienia, że poszukiwania będą formalnością, gdy tymczasem okazały się bezowocne. W poniedziałek z samego rana zleci asystentce Hannie nadanie powiadomienia o wszczęciu postępowania przeciwko Stanisławowi O.

Ze smutkiem Żytler przyznał sam przed sobą, że nijak to niestety rozwiąże to problem identyfikacji felernego kontrolera. Cień wątpliwości przebiegł, przez myśli prokuratora, że być może Staszek mówił prawdę. Być może nikt taki kontrolerem nie jest, skoro nie ma to potwierdzenia w dokumentach kadrowych. Wątpliwość ta jednak szybko się ulotniła. Kontroler prosił przecież o okazanie biletów. Siłą rzeczy musiał, więc być kontrolerem! Jeżeli ktoś się za kogoś podaje, tym samym musi tym kimś być. Uśmiechnął się chytrze blond łysy mężczyzna, do niepodważalności tej myśli, po czym wsiadł do tramwaju, którym powrócił do swego mieszkania.

Przekraczając próg swego lokum, poczuł silnie kwaśną woń moczu, która mogła pochodzić z wycieraczki, której ciemniejsze odbarwienia sugerowały zamoczenie. Fakt ten nie był jednak istotny i tuż po zamknięciu drzwi Jarosław szybko wyparł go z pamięci. Resztę, tego całkiem miłego dnia, nie licząc wizyty w FKM-ie, prokurator planował spędzić na rozkoszowaniu się myślą o awansie. Sprawa sądowa została zamknięta, a zapewne w poniedziałek rano przyjaciel Witold Oczek przyjdzie do gabinetu Żytlera wręczyć mu nominację. Kolejne godziny dnia upłynęły na błogim rozmarzeniu. I gdy już mężczyzna planował kłaść się do łózka, niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi.

Oburzony późną porą wizyty, przyszły Prokurator Okręgowy Jarosław Żytler, chwycił pod rękę swój kajecik i z nieukrywanym niesmakiem na twarzy, udał się otworzyć drzwi. Wybór miny był iście wyborny, gdyż to, co ujrzał, zapewne wywołałoby dokładnie taki sam wyraz twarzy. Co takiego ujrzał Jarosław?

Ano ujrzał; nieobecność dzwoniącego, porozbijane na drzwiach kurze jaja, rozsypaną mąkę fogarską typu 750 oraz przekręcony do góry nogami numerek drzwi, przypominający lustrzane odbicie dwójki.

Było jeszcze coś.

Z wyższych pięter bloku rozniósł się tłumiony dźwięk zamykanych drzwi. Ledwie widoczne, lecz niepozostawiające żadnych złudzeń, ślady mąki, prowadziły w górę.

Pan Szczupak: FokszanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz