31. Telemedyk (1z2)

6 2 0
                                    

Dochodziła godzina siedemnasta, czwartkowego popołudnia, gdy nieśpiesznie wirujące ostrze krajalnicy, zgodnie z poleceniem odcinało „anielsko cieniuśkie" plasterki polędwicy karpackiej. Niektóre z plasterków rozpadały się, gdyż ostrze w maszynce było mocno zużyte i nosiło znaczny rdzawy nalot, świadczący o jego nieoryginalności. Przemawiał za tym fakt, że producent niezawodnej (i co ważne produkowanej na miejscu) krajalnicy STURNIK DS5 dołączał do niej dwa wymienne ostrza ze stali nierdzewnej. Oszczędność lub jak by stwierdziła Maria Apostoł, ekonomiczność sprawiła, że w sklepie stosowano wyłącznie podrabiane ostrza, za nic biorąc sobie zalecenia producenta, by nierdzewne ostrza wymieniać, co sześć miesięcy.

Efektom rzępolenia maszynki przyglądała się znudzona Helena Arno – Makenszafdt. Zapatrzona w porozrywane plastry karpackiej polędwicy, nie była świadoma, jak niezwykle lustrujący wzrok starszej klientki spoczął na jej urękawicznionych dłoniach. Mimo niemalże boskiej przenikliwości spojrzenia, Dulia Zamfireska nie potrafiła ocenić stanu skóry przez niebieskie lateksowe rękawiczki. Zaradna kobieta w mgnieniu oka wymyśliła sposób, w jaki przekona się, czy rzeczywiście tajemniczy, telefoniczny znachor pomógł mięsnej w jej przykrej łuszczycowej chorobie. Emerytowana (och, co za tupet) wuefistka nie wierzyła córce w jej zapewnienia, że sprzedawczyni ze sklepu „Połeć" zaleczyła ręce.

Trzeba oddać Dulii, że godne pochwały były jej powątpiewania w słowa córki. Nie ma przecież lepszego sposobu na okazanie zaufania niż kontrola (Tym bardziej że jak już państwo wiecie, ze szczęką Andrei Zamfireskiej niepodważalnie jest coś nie tak!). Skoro żuchwa córki pracuje tak nieprzyzwoicie szybko, może też nie zwraca uwagi, na to, co przez nią przechodzi. Niewykluczone, zatem, że plecie trzy po trzy. Zamfireska wolała naocznie to sprawdzić i nie przeszkodzą jej w tym, żadne lateksowe rękawiczki.

Po dłuższej chwili Helena Arno – Makenszafdt odwróciła się z pokrojoną (a właściwie poszarpaną) porcją karpackiej, którą bez zbytecznej troski rzuciła na szale wagi. Ku jej zdziwieniu blisko dwadzieścia pokaźnych plasterków mięsnego specjału ważyło ledwie trzy dekagramy. Wytłumaczenie tego fenomenu kryło się w nieskazitelnej moralności Dulii Zamfireskiej.

W trosce o współmieszkańców wspaniałej Fokszany kobieta niezauważalnie przykładała dwudziestogramowy magnez do szalki z odważnikami. Nie stanowiło to dla niej większego wyzwania, gdyż sprzedawczyni miała zwyczaj odwracać się plecami do klientów podczas krojenia podrobów. Wtedy właśnie Dulia, pchana słynną już Zamfireską moralnością, chcąc pozostać cichym bohaterem, przykładała magnes do wagi.


Pan Szczupak: FokszanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz