🎀 dwadzieścia siedem 🎀

119 23 24
                                    



Antonina miała na sobie łachmany. Jeszcze gorsze niż te stroje służącej. Nie wiedziała dlaczego ale miała na sobie prostą, białą suknię pobrudzoną szaro-czarnymi plamami.

Bywała czasem na ulicach Paryża, kiedy z Ludwikiem jeździli pokazywać się ludowi. Chociaż ostatnio z tego zrezygnowali; Francuzi coraz bardziej nienawidzili swoich władców, więc doradcy stanowczo odradzili tego. Obawiali się, że może dojść do zamachu. Zazwyczaj podróżowała miastem odpowiednim wozem, z służbą i liczną ochroną. Obecnie stała samotna, otaczał ją wielki, wrzeszczący tłum.

– Dziwka!

– Ladacznica!

– Ludwiku? - obejrzała się za swoim małżonkiem, bo zawsze wyruszali wspólnie na takie wyprawy. Nie widziała go jednak nigdzie.

– ...Ruszaj dupsko, nie będziemy trafić na ciebie całego dnia! – wielki, rosły mężczyzna popchnął ją i wtedy ujrzała coś dziwnego.

Schody prowadzące na jakąś drewnianą posadzkę, a na niej dziwna maszyna. Czyżby to jakiś nowy wynalazek, przy którym znowu będzie majstrować jej małżonek i wróci na dwór późnym wieczorem?

– Zdechnij, kurwo! – ryknął jakiś mężczyzna. Toinette zadrżała. Miała świadomość takich obelg w swoją stronę, jednak do tej pory czytała je jedynie na panfletach i karykaturach, które dostarczali do Wersalu politycy. Nie tylko zrobiło jej się strasznie przykro, a zadrżała, przeraziła się.

– Śmierć królowej! Śmierć królowej! Śmierć królowej! – tłum wydzierał się z zaciekłością.

Czwórka umundurowanych mężczyzn, jednak w strojach innych niż ich strażnicy, zmusiła ją do pójścia w kierunku tych schodów. Zaczęła iść, a jej serce zaczęło bardzo mocno bić. Co się działo?

Nagle znalazła się w swej komnacie sypialnej w Wersalu. Usiadła na łóżku i zaczęła bardzo głośno krzyczeć.

- Co się stało? - spytał Ludwik, niezbyt przytomny, który przebudził się przez wrzask.

Toinette poczuła swoje nieco wilgotne od pogody włosy na karku i serce, które nie mogło się uspokoić. Rozejrzała się po swojej komnacie i uświadomiła sobie, że to chyba był tylko zły sen.

Ale jakiś taki dziwny sen.

***

– Toinette? Co się stało?

Ludwik spoglądał na swoją żonę, która od kilku dni wyglądała na bardzo zatroskaną. Wciąż była zamyślona i jakby smutna.

Zwróciła do niego głowę. Głupio było patrzeć mu w oczy po tym, co wydarzyło się między nią a Axel'em. Była to wspaniała i przyjemna godzina, podczas której zrozumiała, czemu to nazywa się uprawianiem miłości. Kiedy jednak założyła na siebie strój służki i wyszła do przyjaciółki, która strzegła komnaty, by nikt do niej nie wszedł, poszła spać do króla. Spojrzała w jego poczciwą, dobrą twarz, zatopioną w wielkiej poduszce i poczuła się bardzo, bardzo źle.

– Martwię się o naszego syna, Wasza Królewska Mość. – odparła, bo to również i najbardziej niepokoiło ją. – Jakoś...jakoś jego kręgosłup tak dziwnie wygląda. I wygląda na drobniejszego niż Teresa w jego wieku.

Ludwik zastanowił się. Kręgosłup. Tak, on też dostrzegł, że jego syn był dziwnie zbudowany.

Spojrzał na chłopca o delikatnej, urodziwej twarzy, który patrzył na niego mądrymi oczami i uśmiechnął się do niego. Toinette troskliwie dotknęła jego ramienia, zaś król połechtał go za uchem. Mały Józef roześmiał się.

🎀 Madame Drame 🎀 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now