🎀 czterdzieści trzy 🎀

26 3 4
                                    


- Karolku, pamiętaj, co masz mówić, gdy ktoś zapyta, kim jesteś.

Ludwik modlił się, by jego synek nie wydał ich prawdziwej tożsamości podczas kontroli przez gwardzistów. Dzieci były zbyt niewinne i szczere; często zapominały, kiedy napomniano je, by mówiły coś innego lub nie wyjawiały jakichś sekretów. Były też nazbyt ufne; co, jeśli któryś z kontrolujących mężczyzn uśmiechnie się zbyt ślicznie do małego delfina lub da mu czekoladkę, przez którą powie mu całą prawdę?

- Pamiętam, tato. - Chłopiec przytaknął grzecznie.

- Nie jestem już twoim tatą. Jestem twoim lokajem! - Ludwik zaśmiał się i poklepał dziecko po ramieniu. - A ty jesteś dziewczynką, córeczką pani de Korpf!

Tego najbardziej obawiali się z Antoniną. Przebranie delfina za dziewczynkę było możliwe, wszak kilkuletni szczupły, bezkształtny chłopiec z delikatnymi rysami w sukience i długich włosach, jakie były w modzie u mężczyzn, mógł jak najbardziej wyglądać jak kilkuletnia dziewczynka. I przede wszystkim było bezpieczniejsze; łatwo było zmylić szukających ich rewolucjonistów. Mogliby pomyśleć sobie, że gdyby schwytał rodzinę królewską, widziałby chłopca i dziewczynkę, a nie dwójkę dzieci płci żeńskiej. Mała, męska duma Karolka mogła jednak sprawić, że mógłby zbuntować się przeciw temu pomysłowi lub zacząć płakać i złościć się przed gwardzistami, że przecież jest chłopcem.

- To taka zabawa - dodała sprytnie Madame Royale. - Udajemy inne osoby. Jeśli ktoś przyzna się, kim naprawdę jest, przegrywa!

Ludwik spojrzał z wdzięcznością na swoją zaradną córkę.

- Dokładnie tak! Stwierdziliśmy z mamą, że bardzo nudno nam w tym pałacu i musimy nieco urozmaicić nasze życie, więc wymyśliliśmy tę grę!

- A czemu ona nie przebrała się za chłopca? - mały książę wskazał na siostrę z wyrzutem i nie rozumiał, czemu nikt mu nie odpowiedział.

***

- Józef i Leopold piszą, że może nie będziemy musieli uciekać. Wystarczy, że dotrzemy na granicę i tam oni wykonają demokrację zbrojną...

- Demonstrację zbrojną. - Axel uśmiechnął się.

- Och, tak, demonstrację, właśnie. W końcu wojska cesarza to nie byle co! Te parszywe śmieci się ich wystraszą i dadzą nam to, co do nas należy...

- Nie powinnaś tak o nich mówić, Toinette. Sam walczyłem o niepodległość Stanów. Rozumiem twoją postawę i obawę przed nimi, jednak pomyśl, że to dość zrozumiałe, że ci ludzie nie są zadowoleni ze swojej biedy i braku wolności słowa...są tacy sami, jak ty, ja czy Ludwik. Tyle, że w przeszłości nikt nie nadał im tytułów...

- Tacy sami, Axel, tacy sami?! Gdyby ktoś szlachetnie urodzony napadł na czyjeś miejsce zamieszkania lub życzył komuś śmierci, zostałby aresztowany i być może skazany.

- ...Nie do końca. Byłoby tak, gdyby uczynił to komuś równemu sobie. Arystokraci bardzo źle traktują poddanych. Często znęcają się nad chłopami. Umieją zatłuc ich na śmierć. Albo krzywdzą chłopki w wiadomy sposób...

Myślał, że to przekona ją, ona jednak była tak oburzona zachowaniem ludu, że jedynie wzruszyła ramionami.

- A jakie mają maniery! Kiedy spotkaliśmy się z członkami nowego rządu, nie potrafili odpowiednio trzymać sztućców!

- Zapewne dlatego, że w dzieciństwie większość musiała myśleć o tym, jak zdobyć kawałek chleba. A jak już mieli jakieś pieniądze, woleli je wydać na wykształcenie, a nie lekcje savoir vivre'u. Poza tym to też nie umiem trzymać sztućców.

Nie rozmawiali już ze sobą dłużej, ponieważ nadszedł do nich król, jego siostra oraz dzieci. Wzdrygnęli się oboje na ich widok, jak gdyby czynili coś zakazanego, a nie zwyczajnie mówili ze sobą.

- Cóż za urocza służba! - baronowa de Korpf, wierna monarchii arystokratka, która tego dnia musiała odziać skromniejsze odzienie, godne uboższej szlachcianki, zachwyciła się na widok sympatycznie wyglądających Antoniny i Elżbiety w roli opiekunek do dzieci. Rosłego Ludwika odgrywającego silnego lokaja i Axel'a, który grał woźnicę. - Nigdy bym was nie podejrzewała, że jesteście kimś więcej. A wy od dziś jesteście moimi dziatkami. - Niewiasta złapała dzieci Antoniny za rączki.

- Ja wiem, że to taka gra - rzekł Karolek - ale moją prawdziwą mamusią jest ta dama - wskazał na Antoninę. Potem wszyscy udali się do spakowanego już wielkiego, zielonego powozu.

Axel uznał, że jeśli udałoby im się uciec i nie wzbudzić niczyich podejrzeń, a przynajmniej wzbudzić je w tak małym stopniu, że będą się nadawały do przemilczenia, stanie się cud. Toinette przeceniła jednak walizki ponad bezpieczeństwo.

***

Może rzeczywiście grzeszny Axel lubiący cudzołożyć miał doznać w życiu cudu? Wszystko szło bardzo gładko, każdy z kontrolerów przepuścił ich i nie pomyślał, że to nieco dziwne, że podrzędna szlachcianka wybiera się na wyprawę do ciotki z dziećmi tak ogromnym oraz nad wyraz przyzwoicie wyglądającym powozem. Mały delfin bardzo ochoczo uczestniczył w zabawie, odgrywał dziewczynkę i udawał, że jego mama była jedynie jego guwernantką, ciotka boną do zabaw, a ojciec, niegdyś mężczyzna od władania nad państwem, nosił jedynie jego rzeczy.

- Ale upał mógłby być mniejszy - uznała niewiasta, która zdecydowała się wspomóc parę królewską.

- W Austrii pogoda jest przystępniejsza. - odparła jej Antonina. To dziwne. Choć ostatnio była w swoim rodzinnym domu kiedy miała ledwo czternaście lat, wciąż go pamiętała i uważała za cudowne miejsce, w którym wszystko było lepsze i łatwiejsze.

Ludwik, który nieco znużył się podróżą, zapisał w swoim dzienniku kilka informacji na temat ucieczki. Jego zapiski nie były wprawdzie pełne emocji, tak jak wiele dzienników, które były wydawane i czytane. Zapisywał w nich raczej same krótkie informacje, takie jak dziś tłum wtargnął do Tuilerie, dzięki czemu używał tego samego zeszytu od czasów dzieciństwa. Tylko wtedy, kiedy jego mama zmarła i Toinette poroniła zmarnował całe kartki na krótki zapisek, wszak bardzo drżała mu dłoń.

- To już...jesteśmy na granicy - oznajmił kierowca powozu. Tu mieli zaczekać na ludzi cesarza, którzy mieli nadjechać i zdecydować, cóż dalej począć z całą sytuacją.

***

- Tato, źle się czuję...

Madame Royale, przytłoczona skwarem, poskarżyła się Ludwikowi, który siedział naprzeciw niej.

Biedactwo.

- Nic dziwnego, jest straszny upał... - Ludwik chciał nachylić się do niej, jednak Antonina krzyknęła na niego:

- Nie dotykaj jej! Lokaje nie dotykają dzieci swoich panów!

- Właśnie, złamaliście zasady gry! Przegrywacie! - krzyknął usatysfakcjonowany delfin, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Wszyscy, którzy posiadali już w miarę rzeczowe i dojrzałe myślenie, rozmyślali o tym, że cesarz ani jego ludzie wciąż nie zjawili się na granicy. Co się stało?! Dlaczego na nich nie czekali!?

- Wynocha stąd! - krzyknęła baronowa de Korpf, kiedy kolejny chłop zajrzał bezczelnie w okno ich powozu. W małej wsi, gdzie życie kręciło się głównie wokół hodowli bydła i plonów, wielki, strojny powóz wywoływał niemałą ciekawość.

A kochanek królowej miał rację - chociaż chłopi nie byli wykształceni i nie potrafili jadać dwornie, nie byli durni. Wszystkich zaczęło zastanawiać, dlaczego ten wielki powóz stanął i nie ruszał już od kilku godzin. A opryskliwość tej niewiasty, która w nim jechała, jeszcze bardziej zachęciła ich do poznania prawdy.

Nie musieli długo czekać. Niebawem ich powóz otoczyła rewolucyjna gwardia, która nadbiegła z jednym z chłopów, który spoglądał w ich powóz.

- Jesteście aresztowani! Ten oto człowiek rozpoznał twoją twarz, gdy spojrzał na banknot z twoim wizerunkiem ... - jeden z mężczyzn spojrzał na Ludwika.

🎀 Madame Drame 🎀 [ZAKOŃCZONE]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang