🎀 czterdzieści 🎀

28 2 2
                                    


Ludwik, ponoć chcąc nie chcąc, przyjął postulaty nowych władz. Antonina miała mu to za złe. Dlaczego on uginał się, kłaniał przed tymi ludźmi? Ludźmi, którzy znieważali jego oraz jego małżonkę? Którzy grozili jej oraz jej dzieciom?

Dlaczego nie chciał, by wojska Józefa wkroczyły na tereny Francji? Tak byłoby znacznie lepiej. Zwłaszcza, że ci ludzie żądali coraz to kolejnych uchwał i praw, które odbierały mu władzę. Władzę, którą dostał od samego Pana Boga jako przedstawiciel rodu Burbonów. I którą dostał jego syn, jako jego potomek.

Wiedziała, że te brudne szumowiny nie okażą mu wdzięczności za ustępstwa! Po chwili spokoju w królestwie znowu zaczęły się bunty, ponieważ ludzie znowu nie mieli jadła. Tym razem nie z winy złego króla, a z racji pogody, nastąpiły problemy ze zbożem. I ludowi znowu zabrakło chleba. Oczywiście wszyscy obwinili za to Antoninę, chociaż ona nie miała przecież wpływu na sprawy państwa.

Zależało jej, by iść do Petit Trion. Bardzo możliwe, że niebawem będą musieli opuścić Wersal, może po to, by próbować uciec od ludu, który może zapragnąć ich zabić, może dlatego, że władze rewolucji zażądały, by król i królowa przenieśli się do Paryża, wyjechali ze swojej najsłynniejszej rezydencji.

Myślała, że mogła zaznać spokoju w swoim małym, ukochanym kąciku, jednak tak wcale się nie stało. Odkąd jej przyjaciółki wyjechały, by uchronić się przed wrogami monarchii, było tutaj strasznie pusto i cicho. Tak jak w Wersalu, który stał się strasznie wielki i przytłaczający, odkąd wyjechało z niego tyle ludzi, nie urządzano w nim już żadnych spotkań, zabaw i balów.

Spojrzała z westchnięciem na swoje odbicie w lustrze. Ależ była pulchna. To dziwne, ale od śmierci swojego najstarszego syna bardzo przybrała na wadze, chociaż nic nie jadła. Już nawet jej ukochane ciastka, które spożywała co rano nie smakowały tak dobrze i nie poprawiały jej humoru. Właściwie to już nic nie sprawiało jej radości.

- Pani! - Madame de Campan, jej służąca, która z nią została, podbiegła do niej. - Oni tu przyszli! Przyszli po ciebie! Straż nie może ich powstrzymać!

- O Boże - nie spodziewała się, że mogła tu, w tym właśnie momencie, zostać napadnięta przez lud i zginąć. Była sama. Bez męża i dzieci, bez Axel'a, najbliższych sobie ludzi.

- Wpuść nas, dziwko! Dopadniemy cię! - usłyszała wrzaski. - Oddawaj te swoje klejnoty, ladacznico!

Oni weszli już do środka! Zaraz wpadną do komnaty, w której przebywała...

Jej serce podskoczyło, gdy zobaczyła, że drzwi się otwierają. Lekko się zachwiała. Ujrzała w nich kilkanaście kobiet, w tym jedną z kosą.

Dama dworu zdziwiła się. Myślała, że już po niej i po królowej, że rzucą się na nie i z nienawiści rozerwą je obie na strzępy. Tak się jednak nie stało!

Ta dziewka, która już uniosła kosę, by nią rzucić, zastygła w bezruchu, podobnie jak reszta tych niewiast.

Czy to królowa? Mówili, że w Petit Trianon przebywa teraz jedynie królowa. Chyba, że to jakieś służki, które czyściły jej rzeczy...

- Co was tu sprowadza, moje poddane?

Zapytała dobrze zbudowana blondynka w średnim wieku, w białej, prostej sukni, podobną do tej, którą odziewaly wiejskie dziewki do kościoła. Czy to była królowa!? Przecież ona miała wydawać datki na ich chleb na pozłacane, wielowarstwowe suknie i klejnoty! To chyba królowa...widziały w jej gestach i spojrzeniu coś majestatycznego. Była ubrana prosto i skromnie, na nieco zniszczonej twarzy nie miała ani grama pudru, a jednak przez swoje poważne spojrzenie wyglądała na kogoś, kto posiadał błękitną krew.

🎀 Madame Drame 🎀 [ZAKOŃCZONE]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें