Rozdział 8 - Z tej samej gliny

101 12 6
                                    

Dwa dni wcześniej, tuż przed ucieczką… 

~*~*~*~
pov Liam 

- Szefie, lecimy na łeb na szyję ze sprzedażą. Tracimy z dnia na dzień klientów, tak nie może być - zaczął poirytowany współpracownik, waląc dłonią w drewniany prawie rozpadający się stół, który stał w opuszczonym magazynie na obrzeżach Holmes Chapel. Nasza mała siedziba miała być tymczasowym miejscem, ale zagościliśmy tam nieco dłużej. 

- Ktoś musi ich nam podbierać - zacząłem, drapiąc się po delikatnym zaroście. - Musimy to sprawdzić, nie możliwe, że to miasteczko nagle zaczęło być takim przyzwoitym, coś musi być na rzeczy - stwierdziłem, podnosząc dłoń i zaciągając się dymem papierosowym.

- A może być tak pozyskać nowych klientów…- sapnął kolejny - …naiwnych ludzi, którzy ulegną pokusie jest mnóstwo. Mamy przecież pod nosem studentów, uczelnia może być dobrym miejscem - dodał pewny siebie. 

- Uczelnia H. Chapel… - zacząłem gdybać, przypominając sobie jak to było kiedyś, gdy nie wpadłem w ten cały wir znajomości, wspinając się na szczyt swojej pozornie bujnej kariery. 

- No właśnie szefie, może chciałby się szef zapisać jeszcze raz na uczelnie, w końcu tam zna teren - dodał za chwilę trzeci siedzący przy stole, strzepując dym papierosowy do prowizorycznej popielniczki z przeciętej puszki, która co chwilę latała po stole pomiędzy nami. 

- Może… - sapnąłem, nie będąc do końca przekonany o tym pomyśle. 

Tęskniłem za czasami, w których byłem szczęśliwy, w których miałem przyjaciela za którego mógłbym oddać życie. Żałowałem, że nie zrobiłem wszystkiego by odebrać do z łap Zayna, który pojawił się w moim życiu ponownie, a sam Lou o tym nie wiedział. Byliśmy obaj ulepieni z jednej gliny, obaj zniszczeni, obaj mający swoje czarne sekrety. 

- Wchodzimy w to panowie! - krzyknąłem nagle, gasząc peta podeszwą buta i wrzucając go do popielniczki. 

- I to nam się podoba! - zaklaskali pozostali dwaj. 

Miałem jeden cel, pozyskać klientów. Młodych i naiwnych było naprawdę wielu w murach tej uczelni. Postanowiłem zapisać się jeszcze tego samego dnia na wydział, tuż obok poprzedniego miejsca swojego byłego kierunku. 

Wizja zobaczenia Louisa po nagłym zniknięciu w celu wyjaśnienia, miała mi pomóc ogarnąć swoje życie, ale czy ono mogło jeszcze jakkolwiek się ogarnąć? Dowodziłem głównym gangiem w miejscowości swojego zamieszkania, ale żeby tego było mało miałem ojca w policji i to postawionego najwyżej.

Czy moje życie było normalne? Nie, zacząłem topić się w uzależnieniu od adrenaliny i ciągłego stężenia narkotyków w krwiobiegu. Problemy były we mnie, a ja w tym wszystkim ginąłem. Nie zauważali tego moi rodzice, pozwalając tym zatapiać mi się w ten sposób coraz bardziej. Szczerze mówiąc oddałbym wszystko, żeby wrócić do beztroskiego życia sprzed roku. 

- Malik, Malik, Malik… mówiłem, że zobaczymy się ponownie. 

Your arms || Larry, ZiallWhere stories live. Discover now