Rozdział 30 - To znowu moja wina

73 13 5
                                    

~*~*~*~
pov Louis 

- Smacznego - sapnąłem cicho, wkładając mu w dłoń kanapkę. Jego twarz była jeszcze bardzo senna, a powieki nawet nie wyrażały chęci do otwarcia się. Ostrożnie chwycił w dłoń podawane jedzenie i od razu otworzył oczy, na dotyk czegoś na jego dłoni. 

- Czy to jedzenie? - zapytał sennym głosem, łapiąc stabilnie kanapkę. W jednej chwili podniósł się do pozycji siedzącej. 

- Tak, nie jest to może nic nadzwyczajnego, ale mam nadzieję, że będzie Ci smakować - uśmiechnąłem się pod nosem. Zrobił skwaszoną minę, powoli przybliżając kanapkę do ust. 

- To jest jadalne, prawda? Nie otrujesz mnie? - zaśmiał się w głos, ostrożnie odwodząc kanapkę od ust. 

- Już gorzej, niż wczoraj nie będziesz wymiotował - odparłem zgryźliwie, podnosząc się z miękkiego łóżka. Szybko złapał mnie drugą dłonią za bark, chcąc mnie zatrzymać. 

- Oj no żartuję przecież. Nie bądź zły, przepraszam i dziękuję - uśmiechnął się nieco blado, biorąc gryza kanapki. Pierwszy kęs jakby upewnił go, że przeżyje, więc kolejne były nieco bardziej pewne. 

Kanapki zniknęły w mgnieniu oka, a kac wydawał się być dla niego mniej uciążliwy. Blado różowe rumieńce zaczęły wracać na jego twarz, a błyszczące zielone oczy nieco bardziej przypominać te jego. Nawet pojawił się niewielki uśmiech, co mogłem już nazwać sukcesem. Byłem trochę zły na siebie, bo może za raptownie zareagowałem, ale to była niecodzienna sytuacja. Nigdy nie spodziewałbym się, że Harry będzie tak szalony, na pewno nie po pierwszym spotkaniu. 

Po śniadaniu pozmywałem naczynia i zgarnąłem nasze rzeczy w torby, będąc gotowy do drogi na recepcję. Musieliśmy się wymeldować i opłacić nasz pobyt, który może nie był zbyt długi, ale nie takie były plany. W tych planach także nie było funkcjonariusza, który kręcił i się tuż przy recepcji, wypytując o Pana Styles'a i Tomlinsona. Tego zdecydowanie nie było w planach. 

- Słyszałeś? - zapytałem nieco zdenerwowany, patrząc ukradkiem zza rogu na recepcję, za którą stała ciemnowłosa kobieta, będąc nieco zdezorientowana. W dłoniach trzymałem jedną naszą dużą torbę, a drugą trzymałem kręconowłosego. Nie wiedzieliśmy co mamy właściwie zrobić, czy znowu uciekać czy podejść i próbować wyjaśnić niecodzienną sprawę. 

- Znaleźli nas - wyspał cicho chłopak, delikatnie wychylając się zza róg, na co natychmiast wciągnąłem go z powrotem. 

- Co robisz?! Nie mogą nas zauważyć - wyspałem poirytowany. - Co robimy? - zapytałem, doskonale wiedząc, że ucieczka tutaj nie zmieni za wiele. 

Jak myślicie co wybraliśmy? 

Szybko zabraliśmy nogi za pas, wracając z powrotem do pokoju i zostawiając na stole niczym widmo, niewielki plik należnych pieniędzy. Szybki bieg do windy i znaleźliśmy się z drugiej strony budynku, wychodząc niepostrzeżenie niepilnowanymi przez nikogo wyjściami ewakuacyjnymi. 

To była nasza szansa? 

Tylko na co? 

Tego nie wiedział nikt. 

Uciekanie wydawało się być zdecydowanie łatwiejsze, niż zmierzenie się z rzeczywistością. 

Biegiem udaliśmy się do naszego samochodu, w kierunku powrotnym. To nie miało wyglądać tak, że uciekamy, my po prostu wmówiliśmy sobie, że to jedyne dobre rozwiązanie. Powrót samemu, bez asysty policji był zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Pozostało tylko pytanie, co będzie czekać na nas wraz z naszym powrotem? 

Your arms || Larry, ZiallWhere stories live. Discover now