Rozdział 34 - Błędy przeszłości

68 8 1
                                    

~*~*~*~
pov Louis

To był cholernie ciężki czas dla nas wszystkich, nie raz zwątpiliśmy, bijąc się z własnymi myślami, a ja z poczuciem winy. Byłem wrakiem człowieka, który odwiedzał go codziennie. Widok ukochanego za szklaną szybą, przypiętego do tyłu różnych rurek był bardzo bolesny. Mimo wszystko, nie mogłem postąpić inaczej, nawet jeśli stanie się najgorsze. 

Z dnia na dzień usta chłopaka były coraz to bardziej różane, a policzki z lekka zaczynały żyć. Liczne siniaki i zagłębienia pod oczami goiły się powoli, ale też było widać znacząca różnice. Kości zrastały się dobrze, nie było żadnych niespodziewanych akcji zwrotu. Jednak mijający czas nie dawał mi poczucia, że może być dobrze. 

Niall i Zayn chodzili na zajęcia, po czym przybywali tutaj do szpitala by mi towarzyszyć. Zbliżyłem się z mamą bardziej, niż mógłbym przypuszczać. Ta sytuacja, choć najgorsza w całym życiu dała nam do myślenia. Zmieniłem kategorycznie swój kierunek myśli, będąc kompletnie zaszokowany jak nieodpowiedzialny mogłem być. Jak niedojrzały się okazałem. 

Byliśmy na komisariacie trzy dni po wypadku. Wcześniej sam święty Krzysztof, nie wyciągnąłby ze mnie czegokolwiek. Szare mury były okropnie przytłaczające, ale musiałem się stawić z racji, że byliśmy poszukiwani, a ja miałem stawiane zarzuty porwania jak się dowiedziałem. Owszem Harry temu zaprzeczył przed tym wszystkim, ale to było traktowane jak wymuszenie, co nie mieściło mi się w głowie. 

- A więc, Louis czemu uciekliście? Nie sądzisz, że to było skrajnie nieodpowiedzialne dla twojego kolegi, który teraz walczy o życie? - dopytywał komisarz jak się okazało zwany Payne. Jakby to, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji nie było zbyt bolesne. 

- Było, owszem. Wiele przemyślałem, przez ten czas, ale przysięgam nigdy nie chciałem żeby stała się mu krzywda… - dodałem bezsilny, gdy wzrok komisarza przeszywał mnie na wylot. 

- Wiemy jak to wyglądało z zeznań policjanta Smitha, co nie zmienia faktu, że chłopak był zdenerwowany w tym samochodzie, a Tobie jest postawiony zarzut porwania i napaści na funkcjonariusza - powiedział poważnym tonem, zapisując coś zawzięcie w notatniku. 

- Jak miał być nie zdenerwowany, skoro nas zatrzymaliście, a potem zostałem prawie zakuty w kajdanki?! - krzyknąłem w złości, na co dłoń mamy od razu wylądowała na moim ramieniu. 

- Uspokój się. Z tego co wiem, rzuciłeś się na funkcjonariusza Smitha, więc on jedynie się bronił. Jesteś agresywny, więc jak mam Ci wierzyć, że nie porwałeś tego chłopaka? - zapytał jakby to co mówię, nie miało w ogóle znaczenia, byłem w jego mniemaniu jedynie zwykłym porywaczem. 

- Nie porwałem Harrego, do cholery jasnej! Ja go kocham… - wyspałem bez namysłu, nie zwracając uwagi na zszokowany wzrok mojej mamy i zdziwienie funkcjonariusza. -... nigdy nie zrobiłbym mu świadomie krzywdy, to chore! - krzyknąłem, gwałtownie podnosząc się z krzesła. 

- O to zapytamy samego Harrego, gdy tylko się obudzi. Wciąż pozostajesz z zarzutami, a dopóki chłopak się nie obudzi, nie masz nic na swoją obronę. Kluczowe są jego zeznania, wić musimy poczekać. Nie możesz wyjeżdżać za granicę Holmes Chapel do czasu, aż Cię nie przesłuchamy ponownie - oświadczył komisarz, a ja jedynie słuchałem, nie chcąc już się bezsensownie tłumaczyć, gdyż widziałem, że to nie ma najmniejszego sensu. 

Udaliśmy się kolejno z mamą do naszego domu. Tak długo tam nie byłem. Ta sama mała kuchnia, niewielki salon i kwiatek na ścianie. Miło było wrócić choć na chwilę, nie przyznając się przed samym sobą, ale tak było. Mama wróciła po moim powrocie do pracy i do naszego domu, próbując poskładać nasze życie w całość, co dla mnie nie było osiągalne bez zielonookiego chłopaka. Bez niego nie miało to żadnego sensu. Był moim zagubionym puzzlem, którego szukałem tyle czasu. Tylko w jego ramionach czułem się spełniony, tylko w jego. 

Sierpniowy zachód słońca i wysoka temperatura, dawały strasznie duszną atmosferę nawet wieczorem. Mama zrobiła nam mrożoną kawę i udaliśmy się na taras, by porozmawiać, pierwszy raz poważnie od dawna. 

- Kochasz go? - zapytała cicho, jakby chciała utrzymać to w tajemnicy. Położyła swoją dłoń na moim kolanie, przejeżdżając po nim uspokajająco. 

- Może nie powinienem mówić Ci tego w ten sposób, ale tak właśnie jest. Naprawdę kocham go jak cholera. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, tylko on potrafi dać mi szczęście, mamo… - odpowiedziałem cicho, czując ulgę wyrzucenia tego wszystkiego z siebie po takim czasie, komuś innemu, niż przyjaciołom. 

- Pierwszy raz widziałam Cię kochanie w takim stanie… to było okropne - wyrzuciła nagle, odstawiając swój napój, po czym zrobiłem to samo, przytulając ją. 

- Ja po prostu… zrobiłbym dla niego wszystko mamo. Poruszyłbym ziemię i niebo, by był teraz przy mnie, a zostałem oskarżony o coś takiego. Nie mógłbym go skrzywdzić… nigdy… - dodałem cicho, powoli odrywając się od niej. 

- Wiem kochanie, wiem - dodała, gładząc mój policzek. - Nigdy byś nikogo nie mógł skrzywdzić świadomie, nawet mnie - dodała, a ja zamarłem. Wiedziałem, że przyjdzie ten czas. Zdecydowanie zbyt długo to odkładaliśmy. To była ta chwila by wyjaśnić sobie wszystko, co się wydarzyło w ciągu tylu lat. 

- Mamo… to… to nie tak. Ja po prostu nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu nie powiedziałaś mi o tym, chociażby jak nazywa się mój ojciec - powiedziałem cicho, wyrzucając z siebie, to co od zawsze chciałem jej powiedzieć. 

- Był złym człowiekiem. Gdy tylko Cię urodziłam, odszedł od nas. Nie chciał mieć tak cudownego syna jak Ty. Byłeś dla mnie najważniejszy, nie było mi lekko samej, ale pomogła mi dużo rodzina, bym mogła dać Ci wszystko co najlepsze. Nie chciałam żebyś miał z nim kontakt, gdyż nigdy by cię nie zaakceptował, a to byłoby zbyt dużo dla Ciebie. - powiedziała wycierając łzy, które zaczęły płynąć żwawo po jej policzku. - Ja po prostu chciałam Cię tylko chronić, przed tym co mogłoby Cię zniszczyć, a ty mnie odrzuciłeś, nie mogąc pojąć jak bardzo chciałam Ci tego oszczędzić, kochanie… - wyspała, a łzy spływały na jej niebieski fartuszek.

- Mamo… ja… nie wiedziałem naprawdę - szepnąłem, czując się winny kolejnej rzeczy, nie dającej wytłumaczyć sobie przez swoją upartość i głupotę. Raniłem ją tyle czasu, nie zdając sobie sprawy jak bardzo mnie kocha. Było mi cholernie głupio. Niewiele myśląc, przytuliłem ja do siebie obiecując, że teraz już będzie tylko lepiej, bo musiało. 

Your arms || Larry, ZiallWhere stories live. Discover now