Prolog II

753 47 68
                                    

Nad ranem wszystko było nie tak.

I Harry był w stanie to stwierdzić, zanim jeszcze zaspany otworzył oczy.

Zaraz po obudzeniu się słodki, obcy zapach zaczął drażnić mu nozdrza, tak różny od tego lekkiego, przyjemnego, przy którego woni zwykł się budzić. Zdziwił się, kiedy tego ranka na jego twarz i zamknięte powieki nie padły aż tak rażące promienie słońca, a jedynie kilka słabych promyków, jakby więcej nie przedarło się przed szyby. Czyjaś drobna dłoń spoczywała na jego klatce piersiowej, na miejsce silnych ramion mimo wszystko delikatnie przyciągających go do swojego właściciela. Długie, gęste włosy niemile łaskotały jego ramię, w odróżnieniu od krótkich kosmyków dość zabawnie opadających na jego czoło. Jakieś drobne ciało przytulało się do jego boku, a on nie czuł tego samego ciepła, do którego sam zawsze lgnął. I czyjeś ciepłe, słodkie usta całowały jego policzek, zupełnie niepodobne do wąskich, chłodnych warg, każdego ranka przyciśniętych do jego skroni.

I kiedy Harry uświadomił sobie, że te wszystkie rzeczy to nie tylko wytwór jego wyobraźni, nagle otworzył oczy tak szeroko, że stały się niemal wielkości jego okrągłych szkiełek w okularach.
Gwałtownie poderwał się do siadu i w odruchu odskoczył na drugi koniec materaca, niemal z niego spadając. Spojrzał przestraszony na wciąż zaspaną blondynkę naprzeciwko, nie mogąc oderwać od niej zdezorientowanych oczu. Przykrył pościelą swoją klatkę piersiową unoszącą się i opadającą w tak szybkim tempie, że prędzej biło już tylko jego serce. Ogarnął w końcu pomieszczenie rozbieganym wzrokiem, z przerażeniem rozpoznając w nim jeden z pokojów na piętrze Dziurawego Kotła.

Mógł poczuć, jak jego twarz momentalnie nabiera koloru, który przybiera przypominajka, kiedy się o czymś zapomniało.

Zapomniałeś o nim?

Zachwiał się, kiedy powstrzymując się od krzyku, zerwał się na nogi. Może ze zdenerwowania i burzy emocji oblewających jego ciało okropnymi falami wrzątku, może z tępego bólu głowy i wciąż utrzymującego się w ustach posmaku alkoholu. Tego samego, którego wczoraj miał w żyłach zbyt dużo, żeby powiedzieć, że do końca wiedział, co robi, zbyt niewiele, żeby móc stwierdzić, że był tego zupełnie nieświadomy.

W letnie południa Dziurawy Kocioł zwykle nie przyciągał wielu gości, ale dziś szare chmury będące ponurą poszewką dla błękitu nieba zaprosiły do środka może dwa tuziny czarownic i czarodziejów. Wszystkie pary oczu, łącznie z czujnym spojrzeniem siedzącej na ramieniu właściciela sowy, jak na rozkaz zwróciły się ku okularnikowi zbiegającemu ze schodów do pubu z miną tak przerażoną, jakby właśnie ledwo uszedł z życiem ze spotkania z rogogonem węgierskim. Natychmiast rozległy się szepty, w głowie Harry'ego zupełnie jednak zagłuszone burzą kłócących się ze sobą myśli.

Dlaczego?

Czujesz się z tym lepiej?

Ale najgorszy był jeden głosik, który mimo że najcichszy, najdobitniej wybijał się ponad wszystkie inne.

Jak mogłeś zrobić to osobie, z którą uczyłeś się miłości? Zdradziłeś go, wykorzystałeś zaufanie, złamałeś każdą obietnicę.

- Nie - zaprzeczył na głos, jakby liczył, że to coś zmieni. Ton załamał mu się jednak przy słowie nawet tak krótkim. Niektórzy obecni w sali spojrzeli po sobie, zanim ze zmarszczonym czołem wrócili wzrokiem do Harry'ego sekundę przed tym, jak nieuważnie potrącając dwie osoby, wypadł na zewnątrz.

Z nieba spadły pierwsze chłodne krople, nie będąc jednak w stanie odebrać rozgrzanym policzkom Harry'ego intensywnej czerwieni. Niewiele myśląc, deportował się, a myśli stanowiły taki chaos, że skutki tego pojawiły się w jednej chwili. Nie mógł się skupić, Merlinie, nawet nie próbował, nawet nie przyszło mu do głowy, że powinien.

Przysięgam || drarryWhere stories live. Discover now