48.

322 16 5
                                    

Harry nie bał się ciemności. Ale w tej było coś, co przejmowało go lękiem. Tutaj panował jakiś prawdziwy mrok, głucha cisza, przerywana lodowatym, świszczącym oddechem dementorów. Harry ich nie widział. Nawet gdyby szkiełek okularów nie miał brudnych i pękniętych, wokół brak jakiegokolwiek źródła światła, prócz paru słabych smug bladego blasku księżyca, i tak nie pozwalały mu niczego zobaczyć. Niepokoiło go to na tyle, że bał się zamknąć oczu, chociaż niewiele by to tak naprawdę zmieniło. Mimo wszystko czuł, że błądzić rozbieganymi oczami po nieprzenikliwej czerni i tylko szukać w niej bladej, odrażającej dłoni, było znacznie lepiej, niż gdyby jego wyobraźnia faktycznie wcisnęła mu między zamknięte oczy a powieki ich obraz tuż przed sobą.

Mdliło go z niejasnego przerażenia, kiedy myślał, że ma tu spędzić kolejną noc. Merlinie, błagał w duchu, żeby zniknąć stąd w bezpiecznych, znajomych ramionach. Mimo że jednocześnie wiedział, że gdyby Draco, czy nawet Ron i Hermiona, naprawdę się tu pojawili, ze wstydu nie byłby w stanie podnieść na nich wzroku. Szczególnie na Dracona.

Jeśli Harry dobrze liczył, nie widział go tu już trzeci dzień. Z początku liczył, że to się zmieni, że coś Dracona powstrzymuje, coś, co nie zależy od niego. Dziś już tak nie myślał. Może czuł się przez niego trochę zapomniany, a zapomnienie to mrok tęższy od ciemności.

Może lepiej, że go tu nie było. Może on powinien odzwyczaić się od obecności Malfoya, jeśli niewielka była już szansa, żeby było tak jak dawniej.

Czuł się po prostu chory i bezsilny, szczególnie po tym, jak nic ostatnio mu się nie udawało.

Draco mimo to jednak nie zapomniał o nim. Do Azkabanu nie chciano go już wpuszczać i wobec tego od kilku dni próbował ugrać coś z Hermioną. Twierdziła, że teraz załatwienie mu swobodnych wejść do Azkabanu jest znacznie bardziej skomplikowane niż ostatnio, toteż Draco przestał na to nalegać.

Dziś też miał zamiar udać się do Ministerstwa, żeby z nią porozmawiać. I przekonać ją, żeby zrobiła coś, co pomogłoby mu zobaczyć Harry'ego ten jeden raz, upewnić się tylko, że nic mu nie jest. Niczego więcej od niej już nie chciał.

- Jeśli już koniecznie chcesz coś zrobić, Draco, to zamiast kolejny dzień marnować w nadziei, że ktoś pozwoli ci na chwilę pogapić się na Pottera, moglibyście pomyśleć o jakimś faktycznym rozwiązaniu tej sytuacji, skoro i tak codziennie siedzisz z Weasleyem i Granger w Ministerstwie - stwierdziła Pansy, która wpadła do niego zobaczyć, co się z nim dzieje, zanim on zdążył tego dnia wyjść z domu. Draco pokręcił głową.

- Niczego nie będę załatwiać w Ministerstwie. Mam dość tych urzędowych kpin, które zajmują miesiące, a nic nie dają. Nie wiesz, jak się czuję, kiedy tym samym wiem, że muszę coś zrobić. Kiedy nie potrafię tak na niego patrzeć, ale tym samym boję się, że więcej go nie zobaczę, jeśli czegoś nie wymyślę!

- Przestań na nią wrzeszczeć, Draco - wtrącił się Blaise, którego Pansy przyprowadziła tu ze sobą. - Nie ona Pottera przymknęła.

- Nie wiem - przyznała Pansy w odpowiedzi na słowa Dracona. - Masz rację. Nie wiem, jak się czujesz. Mnie na Potterze nie zależy, Draco. Ale pomogę tobie, nawet jeśli ta pomoc właśnie wokół Pottera będzie się kręciła. Dobrze, że ufasz mi na tyle, że mówisz mi o tym wszystkim. Dzięki.

Draco nie chciał jej poprawiać, bo nie zależało mu na tym, żeby wiedziała, że nie mówi jej jednak pełnego wszystkiego.

- Myślę, że według ogólnie przyjętych zasad dobrego wychowania, to ja powinienem podziękować tobie - stwierdził, krzywiąc się lekko. - Powiem, jeśli będziesz mogła coś zrobić. Na razie... - dodał ciszej. - Powiedzmy że teraz on potrzebuje bohatera. Jeśli na nikogo innego nie może liczyć, ma jeszcze mnie.

Przysięgam || drarryWhere stories live. Discover now