63.

103 11 3
                                    

W parę dni później Harry nie mówił już o tym głośno, ale po głowie wciąż chodziło mu jedno. Przynajmniej prócz tego, co - czy też kto - krążyło mu po niej zawsze.

Póki co wpisywał to wszystko pod plan awaryjny, ale często myślał o powrocie do przyjaciół, do Londynu. Nie mogąc jednak zrobić tego rzeczywiście, zastanawiał się tylko nad środkami i sposobami - i przeklinał się przy tym w duchu, że zachowuje się jak Malfoy. Bo im więcej widział możliwości, tym więcej problemów i przeszkód.

W jakimś gorzkim żarcie z tego doszedł nawet do wniosku, że w ostateczności może też udać swoją śmierć. Podejrzewał, że po tylu próbach morderstwa na nim nikt nie byłby zaskoczony, a on po cichu wróciłby do Londynu. Ale z Draconem wolał się tym pomysłem nie dzielić.

- Myślę, Draco, że obawialiśmy się nie tego, czego powinniśmy - powiedział mu tylko tego popołudnia, ogarnięty nagle inną perspektywą biegu zderzeń. - Co, jeśli to nie my wpadliśmy, ale oni? Jeśli ktoś dowiedział się, że Ron mi pomógł, a Hermiona o wszystkim wiedziała? Boję się o nich.

Draco wysłuchał go spokojnie, ale bez głębszego namysłu pokręcił głową.

- Wiedzielibyśmy - stwierdził, w niejasny sposób tego pewien. - Ktoś by nas powiadomił.

- Tak? - żachnął się Harry, bez większego celu wstając nagle, żeby zrobić parę kroków po pokoju. - Kto? Oni mogą być teraz odcięci od wszystkiego tak jak my. Ja nie chcę siedzieć tu do Nowego Roku, Draco - dokończył z założonymi na piersiach rękami, zanim odwrócił się do blondyna.

- Skoro tak, myślę, że czas dowiedzieć się najważniejszej rzeczy.

Harry'ego tknęło nagle poczucie, że Draco mówił o tym samym, o czym właśnie pomyślał on. Że czas dowiedzieć się, kto naprawdę jest winny, zamiast beznadziejnie brnąć w próby udowodnienia, że to nie on.

Nie spodobało mu się tylko jego szare spojrzenie, jakby do czegoś sprowokowane.

- Dlatego czas się dowiedzieć, komu i ile należy zapłacić, żeby dali ci spokój - dokończył Draco bez większego entuzjazmu, jak najprostsze rozwiązanie, nas którym nie trzeba się było wysilać. I poznał wtedy, że dobrze zrobił, nie proponując tego Harry'emu wcześniej, bo ten spojrzał na niego, jakby Draco właśnie go obraził.

- Czy ty naprawdę nigdy nie widzisz innych rozwiązań niż galeony?

- Jeśli nie chcesz tkwić tu do Nowego Roku... - powtórzył po nim blondyn, nieznacznym tonem, chociaż przelotnie spojrzał na niego wymownie. - Nie, nie widzę innego wyjścia. Tak czy inaczej musimy się z kimś, kto jest częścią naszego świata, skontaktować. Musimy wiedzieć, co się dzieje.

Harry od razu kiwnął głową w zgodzie, bo oznaczało to zrobienie czegokolwiek.

- Może moglibyśmy wysłać im Patronusa - podsunął, siadając znów kawałek od niego. Draco przekrzywił lekko głowę.

- Tak, pewnie, tysiące mugoli ucieszy się, jeśli zobaczą na ulicy ducha jelenia - zironizował, na rzecz tego świadomie pomijając nawet to, że żaden Patronus nie byłby w stanie dostarczyć wiadomości na taką odległość.

- Przecież mój Patronus nie biegłby autostradą!

- Czym?

Harry się roześmiał, chociaż przymknął oczy zażenowany.

- List, Harry - przerwał mu Draco. - Możemy spróbować wysłać list.

- Do Rona?

- Nie. Założę się, że mają go na oku ze względu na waszą przyjaźń. Granger również. Na Blaise'a też mogą uważać, jeśli dowiedzieli się, że teleportował się w środku tej nocy, kiedy ty zniknąłeś z Azkabanu. Pansy... Zbyt dużo osób wie, że jeśli ktoś pomagał tobie, to ja, a jeśli ktoś pomógł mnie, to z pewnością ona. Moi rodzice to śmierciożercy, ojciec sam wydostał się kiedyś z Azkabanu, więc ich na pewno też pilnują - wyliczył Draco, a Harry wpadł mu wpół słowa.

Przysięgam || drarryTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang