1.

743 40 50
                                    

Tutaj wszystko zaczyna się już trzy lata później.
Miłego czytania

*

Na twarz Harry'ego wypłynął rozmarzony uśmiech i mimo że stało się to mimowolnie, okularnik w żadnym razie nie zamierzał tego zmieniać.

Kolejny raz obrócił na swojej dłoni połyskujący pierścień. Zaręczynowy, trzeba dodać, a Harry westchnął cicho, wspominając popołudnie sprzed dwóch miesięcy, kiedy Draco, jego wtedy-jeszcze-chłopak, dał mu najlepsze wyróżnienie świata, prosząc, aby za niego wyszedł.

Sam pierścionek może nie był zbyt zwymyślany - raczej dość prosty, choć niespotykany, bo Harry mógłby przysiąc, że nigdy nie widział czegoś takiego za żadną ze sklepowych witryn czy na niczyjej dłoni. Nie żeby po Malfoyu spodziewał się czegoś innego, zwłaszcza, że sam fakt zaręczyn był jak najdroższe złoto. Srebrny, z niewielkimi kryształkami wokół, w miarę możliwości w odstępach od siebie, co, choć może to trochę śmieszne porównanie, Harry'emu kojarzyło się z koroną. Już samo to, kiedy rozbiegane w emocjach zielone oczy pierwszy raz go dostrzegły, przyprawiło Harry'ego o oniemienie. Ale mimo to najbardziej kochał w nim drobne, wymagające uważnego oka elementy, które niezwykle przypominały, a pewnie nawet w rzeczywistości były fragmencikami zdobień sygnetu, który Draco sam dostał kiedyś od rodziców.
Patrząc na niego, Harry czuł się po prostu jak członek rodziny. I nawet jeśli Lucjusz na pewno go za nią nie uważał, Harry'emu zupełnie wystarczało, że jego syn to robił. Mógłby przysiąc, że to najlepsze uczucie świata, mieć w końcu poczucie przynależności do ukochanej rodziny, z którą dzielił dom.

I nie do końca wiadomo, czy to za przykładem Harry'ego, kiedy został mu wręczony, pierścień oblał się rumieńcem, ale tak czy inaczej srebro natychmiast w niektórych miejscach przeszło wtedy w złoto i teraz ciężko było właściwe powiedzieć, jaki jest. Harry nie miał pojęcia, co go tak w tym cieszyło, ale za każdym razem, kiedy ktoś o to pytał, uwielbiał odpowiadać To zależy od punktu widzenia.

- Potter - usłyszał nagle czyjś trochę poirytowany głos, kiedy kolejny raz przekręcił pierścionek na palcu. Harry mruknął coś pod nosem, ale nawet nie podniósł głowy, siedząc za biurkiem w Ministerstwie Magii. Co prawda, to nie był nawet jego gabinet, a on został tu "zaproszony", aby omówić ostatnie, niekoniecznie przyjemne, wydarzenia z szefem Biura Aurorów. - Mógłbyś skupić się na sprawie a nie pierścionku od Malfoya?

Harry tylko szerzej się uśmiechnął.

Malfoy. Już tak wiele razy kłócili się o naziwsko i chyba obaj skończą z dwojgiem. Znaczy, w innych okolicznościach to od razu zgodziłby się na to jego, ale kiedy w jego głowie pojawiła się wizja możliwości odpłacenia mu się za tyle lat nazywania go Potterem...

- Mam priorytety - odparł w końcu, czując na sobie zniecierpliwione spojrzenie i wiedząc, że ta sprawa nie była na tyle poważna, żeby nie można było z niej żartować. Odpowiedział mu śmiech kilkorga współpracowników, który zaraz został jednak uciszony.

Ale po kolei:

Harry od niespełna trzech lat nie pełnił już swojej dawnej funkcji, na wysokim stołku w Departamencie Przestrzegania Prawa. To nie była łatwa decyzja, ale podejrzewał, że gdyby nie okoliczności, w jakich musiał ją podjąć, przeżyłby to dużo bardziej. Prawda była taka, że zrobił to jako swego rodzaju "rekompensatę" dla Dracona za noc spędzoną wtedy w Dziurawym Kotle. Chciał chociaż w ten sposób mu to wynagrodzić, noszeniem go na rękach udowodnić samemu sobie, że jest jeszcze dla niego szansa.

Draco nigdy nie dowiedział się, co stało się nocy ostatniego dnia lipca.

Oczywiście, Malfoy nie był ślepy i wiele razy zwracał uwagę Harry'emu, że zachowuje się dziwnie, jak nie on i jak nie on reaguje na jego choćby obecność, nie mówiąc już o przerażeniu w jego zielonych oczach, ilekroć Draco otwierał usta. Ale Harry za każdym wymawiał się w ten sam, będący tylko częścią prawdy, sposób:

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz