Rozdział 36

1.2K 59 3
                                    


Jose


Chyba tylko ja wiedziałam ile kosztowało mnie przełknięcie chociaż kęsa jedzenia które zaserwowano. Valentino jakby nigdy nic pałaszował makaron, a ja na, kurwa własne życzenie zmarnowałam sobie wieczór.

- Mają wino? Ten szampan jest do kitu - szepnęłam wychylając obrzydliwy napój do gardła.

- Bo jest bez alkoholu - wzruszył ramionami - Połowa kobiet stąd jest w ciąży, więc serwowanie alkoholowego to zły wybór. Tym bardziej, że może jakaś część z nich nie wie, że nosi potomka w sobie - odparł z przekąsem i otarł usta serwetką.

- Da się jakoś załatwić chociaż wino? - jęknęłam zrezygnowana.

- Nie wiem - uśmiechnął się cwano podpierając brodę na łokciu - Możemy sprawdzić - puścił mi oczko.

- Czy ty ze mną flirtujesz, Salvatore? - uniosłam wysoko brwi osłupiała.

- Może - popił jedzenie tym okropnym rarytasem i zawołał jednym ruchem jakąś kelnerkę która się przed nim zbyt płaszczyła, że się nie wstydziła...hipokrytka.

- Złociutka przynieś mi wino, już - cmoknęłam uroczo zwracając jej uwagę na siebie. Odeszła w podskokach a ja się cwano uśmiechnęłam ze swojej wygranej.

- Zazdrosna?

- Nigdy w życiu.

Nie musiał przecież wiedzieć, że chciałam zatłuc ją od samego patrzenia na niego.

Moja siła przegrała z ochotą spojrzenia w dalszy zakątek. Nie mogłam opanować swojego buntu kiedy widziałam jak Bryson perfidnie już upatrywał sobie jakieś kobiety posyłając im uwodzące spojrzenia, a moi rodzice jak mogłam się spodziewać nie zwracali na to uwagi.

Kiedy jego wzrok spoczął na mnie nie odwróciłam się, tylko sama wpatrywałam się w oczy największego dupka który chodził po tej ziemi. Pragnęłam by to były jego ostatnie chwile życia.

- I po co? - Valentino zadał dziwne pytanie przywracając mnie do rzeczywistości.

- I co, po co? - zapytałam zaskoczona.

- Po chuj się na niego patrzysz - zacisnął mocno szczękę przez co wyglądał jeszcze bardziej groźniej.

- Liczę, że wyprujesz z niego każdą wnętrzność którą ma, a serduszko podarujesz mi w prezencie bym mogła je rozszarpać.

- Tylko grzeczne dziewczynki dostają prezenty - zbliżył się niebezpiecznie mając błysk w piwnych oczach.

- Mogę nią być, golubchik (tłum. Kochanie) - zrobiłam dziubek z ust otwarcie go kokietując.

- Gdyby nie mój cel dzisiejszy, wziąłbym cię teraz przy tych wszystkich krzywych mordach byś krzyczała moje imię w niebogłosy - sapnął na moje ucho.

Zacisnęłam boleśnie uda mając gwałtowną ochotę go pocałować. Mój rozsądek umywał się przy pragnieniu.

- A ja posłusznie bym ci possała przy tej laluni która cię rozbiera wzrokiem - paznokciem przejechałam po jego gładko ogolonym już policzku.

Obrócił się delikatnie by zapewne upewnić się co do moich słów. Uśmiech który mi wtedy podarował...pierwszy raz w życiu przez uśmiech faceta o mało co nie doszłam.

- Amore mio (tłum. Kochanie moje) nawet nie wiesz co teraz zrobiłaś - złączył nasze dłonie i uniósł mój tyłek z wygodnego krzesła. Napływ ekscytacji rósł z każdym jego ruchem, kiedy zakładał marynarkę na swoje szerokie ramiona czy w momencie gdy położył rękę na dole moich pleców, zahaczając o skrawek sukienki na tyłku.

- Gdzie mnie ciągniesz? - zapytałam przechodząc z nim między stolikami przy których zasiadł prawie każdy.

- Zobaczysz - po odpowiedzi nie mogłam wywnioskować zupełnie nic.

Dopiero mijając ogromną przestrzeń zajmowaną przez Ranches, Garcia, oraz Szewczenko niemal nie zemdlałam. Pod wpływem wielu spojrzeń w mojej głowie działo się coś niezrozumiałego.

- Zabierz mnie stąd - omal nie zraniłam go maltretując dużą dłoń paznokciami.

- Nie musisz prosić dwa razy - smętnie obdarzył tylko ich spojrzeniem i pchnął duże wrota które poprowadziły nas przez oświetlony, długi korytarz. Zaskoczona gnałam na wysokich szpilkach za nim o mały włos nie mając spotkania z wykładziną na podłodze, jednak tam gdzie mnie zabrał...

Wybaczyłam mu niemal od razu.

Piękny widok na nocne Las Vegas z dodatkiem ogromnego basenu który swoim wyglądem w nocnej zmorze przypominał jezioro.

- Pamiętasz nasze spotkanie w twoim ogrodzie? - szepnął mi nad uchem kładąc dłonie na płaskim brzuchu.

- Ach...- dopiero po chwili przypomniałam sobie tą chwilę - Ugodziłam cię drugi raz - duma rozpierała mój głos.

- Mhm...- mruknął tylko pozostawiając naszą dwójkę potem w przyjemnej ciszy. Staliśmy tak nawet nie wiedziałam ile. Po prostu ta chwila zdawała się być zbyt magiczna by ją przerwać.

Czułam jak staje się miękką kluchą przy nim. Nie mogłam, ale...nie potrafiłam pomyśleć o tym, że niedługo nie będzie mi towarzyszył. Pierwszy raz w życiu przywiązałam się do kogoś.

Dla spostrzegawczych połowę romantycznych gówien przechodziłam właśnie z nim. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale...

- O czym myślisz? - zagadał lekko nas kołysząc - Już niedługo pozbędę się go i w spokoju wrócisz do domu, obiecuję.

Nie czułam się z tym dobrze, wręcz przeciwnie. Chciałam z nim zostać, ale wiedziałam, że to byłoby niestosowne. Ktoś w końcu odkryłby nasz sekret, a potem byłoby jeszcze gorzej.

- Chcę patrzeć jak go zabijasz - wysyczałam przyglądając się księżycowi - Chcę patrzeć jak znika w nim życie, całe człowieczeństwo.

- Jesteś pewna? Nie będę się z nim pierdolił.

- Jestem - zapewniłam obracając się do niego - Zbyt długo na to czekałam - położyłam ręką na jego i zacisnęłam mocno nasze palce - Razem zaczęliśmy, i razem skończymy Valentino. Nie widzę innego wyjścia - uśmiechnęłam się smutno hamując pierdolone łzy które nie wiem skąd chciały wydostać się na zewnątrz!

- Insieme (tłum. Razem) - jego włoski akcent był powalający.

Powoli, nie łapczywie dotknął moich warg jakby chciał się nimi napoić. Jęknęłam czując jak jego dłoń ląduje na moich pośladkach i przybliża mnie do siebie najbardziej jak się da.

- Gdybym mógł nie wypuściłby cię - zachichotał.

- Togda ne otpuskay (tłum. To nie wypuszczaj)

- Chyba nauczę się twojego języka, amore mio pewnie obrażasz mnie tam a ja nawet nie mogę ci odpowiedzieć.

Oj gdyby tylko wiedział, co ja mówię. Zgarnęłam włosy do tyłu i zarzuciłam ręce na jego barki rozkoszując się tym co poczułam pierwszy raz. 

Jose. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz