Rozdział Pierwszy

50 1 0
                                    

Gdy byłem małym Poszukiwaczem często rozmyślałem o przyszłości, o tym co nas wszystkich czeka. W pierwszych latach mojego życia nawet myślałem, że wszyscy ludzie na świecie to amerykanie. Nie widziałem świata poza Stanami Zjednoczonymi - moją ojczyzną. Nowym Jorkiem - moim domem. Byłem święcie przekonany, że wszyscy mówią w moim języku, angielski w tamtych czasach wcale nie był taki popularny jak dziś. W szkole prędzej mogłem spotkać nauczycieli, którzy biegle posługiwali się językiem francuskim oraz łacińskim, widziałem nawet kilku Hiszpanów i jednego Włocha. Tam dopiero odkryłem, jak mały jest mój język na świecie. Dowiedziałem się wtedy o ważnej rzeczy, mianowicie warto zwiedzać świat i go odkrywać. Najpierw jednak warto jest spróbować odkryć samego siebie, odsłonić kilka kart, których większość zostanie zakryta przez długi czas życia. Człowiek odkrywa samego siebie aż do śmierci a czasem nawet zastanawiam się, czy jest to możliwe by odkryć wszystkie karty, życie jest za krótkie a człowiek zamiast samego siebie, ciekawy jest innych ludzi i skupia na nich uwagę. W czwartej klasie podstawówki rozpocząłem naukę geografii i wtedy odkryłem nie fragment świata, lecz cały globus. Zastanawiało mnie, dlaczego nie ma kilku dużych krajów, tylko setki malutkich niczym kropka nakreślona długopisu. Myślałem, że te kilka krajów mogłoby zgarnąć teren tych małych kropeczek, połykając je i dołączając do siebie. Potem odkryłem, że każdy malutki kraj jest wielki, wręcz ogromny, wyjątkowy, niepowtarzalny. Każda kropeczka ze swoim własnym językiem lub akcentem jak i kulturą a przede wszystkim, własną niepodległością. Nauczyłem się, że każdy człowiek jest takim malutkim krajem z własnym światem, kulturą, wyglądem, zachowaniem. Każdy człowiek ma nawet swój ulubiony kolor, który często oddaje jego charakter i osobowość. Barwa koloru pokaże ludzki humor. Jaskrawy, szczęśliwy czy raczej ciemny, ponury, wyblakły niczym stary obraz. Kraje również mają swoje barwy na flagach, każdy coś oznacza. Każdy wie, że kolor czerwony kojarzy się z komunizmem, lecz kolor biały połączony z czerwonym zmienia znaczenie, oznacza Japonię. Te same kolory oznaczają również Polskę.A gdy obrócimy polską flagę do góry nogami, ujrzymy już Monako. Kolory są potężnym narzędziem, lecz każdy dostrzega je inaczej, na pierwszy rzut oka nikt nie widzi kilku znaczeń dwóch kolorów, a mają inne znaczenie nawet gdy przybierają różne kształty. Ludzie są takimi kolorami, okładkami o bogatym wnętrzu. Każdy jest jednym kolorem, a każdy człowiek w nas widzi inny, dlatego każdy z nas jest wyjątkowy. Mamy wiele odcieni, lecz barwa przez całe życie pozostaje ta sama. Talentem jest odkryć barwę, charakter ludzki o wielu zakrytych kartach. Życie jest ciągłą rozgrywką w Pokera, lecz cały czas dobieramy kolejne karty zamiast dostrzec znaczenie tych, które mamy już w dłoni.

Tata wiele nauczył mnie o życiu, nadał mu sens. Dał mi powołanie, którego tak bardzo pragnąłem. Gdy byłem dzieciakiem, byłem zagubiony i to nie tylko z powodu szkoły. Moi znajomi zawsze mieli gotowe plany na przyszłość. Studia, praca, dom, rodzina, a nawet wyjazdy za granicę. Robili sobie notatki z planami a w kalendarzu zaznaczali sobie różne wyjazdy czy możliwe spotkania rodzinne. Byli zawsze nie o krok a o dwa do przodu a ja nie deptałem im w tym po piętach, byłem z tyłu, byłem zwykłym ogonem wśród rówieśników. Gdy skończyłem liceum tata nakierował mnie „Postępuj tak byś mógł potem spojrzeć na swoje odbicie w lustrze". Światopoglądowo byłem rozdarty, w młodych latach przyzwyczaiłem się do bycia niewidzialnym w życiu innych ludzi, kimś zbywalnym, niepotrzebnym. W szkole średniej trzymałem dystans do ludzi, unikałem ich, wstydziłem się wieść życie towarzyskie, nie wierzyłem w prawdziwą miłość, uczucie mogące podwyższyć temperaturę, miłość cielesną. Wyglądałem kolorowo na twarzy, lecz wewnętrznie byłem wyblakły, przepełniała mnie szarość. Czasem wybuchałem agresją, opluwałem ludzi najczęściej ze względu na stereotypy czy przekonania znajomych. Oceniałem ludzi jak oni oceniali wcześniej mnie. Swoimi motywami zmienili mnie, stałem się tym, kim nie chciałem, stałem się zwykłym skurwysynem nie patrzącym dalej niż na swoje buty. Tata nauczył mnie bardzo ważnej rzeczy, szacunku do drugiego człowieka, zrozumienia, akceptacji. Wytłumaczył mi, że w środku każdy jest taki sam, jest człowiekiem. Rzekł: „Nie oceniaj tego kto kim się urodził, lecz po jego czynach. Człowiek czyniący dobro jest wart więcej niż wszelkie złoto świata. Pamiętaj, dobro wróci". Po ukończeniu szkoły i studiów Tata wprowadził mnie w szeregi FBI, szeregi agentów, specjalistów i operatorów. Nigdy nie chciał mi powiedzieć jak załatwił mi szkolenia już tydzień po ukończeniu szkoły, trzy tygodnie na poligonie. To były najważniejsze trzy tygodnie w moim życiu, poznałem tam moją żonę a kobieta w siłach specjalnych to doprawdy rzadkość. Gdy pierwszy raz ze sobą rozmawialiśmy, rozmowa kleiła się jakbyśmy znali się już długie lata, cały czas towarzyszył nam uśmiech na twarzy. Widziałem coś w jej brązowych oczach. Przecież taki odcień tęczówek widziałem codziennie w lustrze, trudno było przeoczyć takie ładne oczy. Nie nosiłem wtedy brody, widać młodo wyglądałem. Inaczej jest dzisiaj, bo tyle ile mam lat to i na tyle się czuję, wcale nie czuję się młody, ciekawe czy mój syn też tak szybko się zestarzeje. Gdy widzę moją żonę, chwilowo czuję się młody, lecz gdy wracam myślami na Ziemię widzę ponownie starego człowieka. Pięćdziesiąt pięć lat to naprawdę dużo jak na Amerykanina tym bardziej dla żołnierza po trudnych przejściach. Ale czy ja jestem stary? A może się tylko nad sobą użalam. Po zakończeniu mojego rozdziału w Afganistanie zacząłem nosić dużą brodę. Zawsze lubiłem brodę, była moim atutem tak samo jak lekko nakreślone brązowe wąsy. Nosiłem zarost, lecz był lekki, ledwo zauważalny, podkreślający męską urodę, pokazujący dominację w stadzie. Teraz polubiłem brodę o długości kciuka i gęstości sierści świnki morskiej, ta broda jest teraz moim atutem choć wiem, że wyglądam na starszego. Broda ma ważne zalety, zakrywa zmarszczki, kamufluje blizny, zmienia wizualnie kształt twarzy. Ma też wady, jedną czuję codziennie, włosy gryzą mnie w szyję, wręcz szorują po torsie gdy się schylam. Czuję się jak koń gładzony dużą włochatą szczotą. Po czasie można się przyzwyczaić. Broda to nie tylko atut, to jest mój styl życia. Problemem jest tylko spożywanie zupy, połowę pochłania broda. Co ja mam pomidorową przez słomkę pić? Mam za małą przerwę między jedynkami na słomkę a między zęby nie wezmę, bo pogryzę. Gryzienie słomki czy łyżki to naprawdę dobry sposób na odstresowanie i wyluzowanie się. Problem pojawia się gdy wypada plomba, nienawidzę chodzić do dentysty. W ogóle nie lubię lekarzy i to nie tylko ze względu na ich pismo, choć tak naprawdę jest to pozytywna cecha. Tylko lekarz, rysując prostą ciągłą linię zapisze mi trzy leki na receptę i dawkowanie. Zawsze uważałem, że lekarze kiedyś dużo uczyli się matematyki. Na matematyce często zapisuje się małe literki do wzoru lub liczby, na przykład potęgi. Pierwiastek też ma taką długą linie, zawsze krzywo mi wychodziła. Problem w matematyce zaczyna się wtedy kiedy spośród liczb znajdujemy cały alfabet. Przyrzekam, że w piekle znajdę tego człowieka od literek w matematyce, podzielę go na jedną czwartą i spierwiastkuje. Starczy już tej matematyki, mam jej dosyć.

Zero - PoczątekWhere stories live. Discover now