Rozdział Piąty

5 0 0
                                    

Po powrocie z misji wiele miesięcy przesiadywałem za biurkiem. Choć, że doprowadziłem do zamknięcia kartelu narkotykowego mój przełożony stwierdził, że nie może tak być, że jakiś żółtodziób na pierwszej swojej akcji, doprowadza do jej końca stojąc w kącie i odpalając papierosa. Zdaniem firmy, takie osiągnięcia powinny być przypisane agentom o wyższej randze by dobrze pokazać się w mediach. Ja zaś zostałem usadzony za wygodnym fotelem, przede mną codziennie leżał stos kartek. Moja praca opierała się głównie na stawianiu pieczątek. Trafiały do mnie różne dokumenty. Akta operatorów, ich raporty psychologiczne, dane ich całych rodzin. Przypominało to raczej zakładanie przysłowiowej „teczki" składającej się z najważniejszych informacji o danym człowieku. Uświadomiłem sobie co to znaczy należeć do korporacji. Firma może inwigilować i śledzić każdego członka. Fałszować dane, cenzurować akta. Stawiać czarną kreskę mazakiem na miejscu treści, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Zwykłe akta powszechnie dostępne były tą ocenzurowaną treścią zaś „teczka" zawierały wszystkie grzechy członków korporacji. Dokumenty to nie wszystko. Okazuje się, że każdy operator ma cały plik zdjęć, choć, że w CV składane jest jedno zdjęcie. Ujęcia na ulicy, w parku, w barze, w klubie, a nawet we własnym domu. Cały folder zdjęć zrobionych z ukrycia. Przeglądając kolejne dokumenty dowiedziałem się, że ta korporacja sięga nie tylko kraj, ale cały świat. Wziąłem do ręki zdjęcie jednego z agentów. Poznaje te miejsce po pomniku. To Singapur. Biorę do ręki drugie zdjęcie, widzę Egipt. Tylko w Egipcie są tak duże piramidy. Przeglądam kolejne arkusze, lecz nie widzę wysoko postawionych nazwisk. Akta ważnych osób są zabezpieczone i ukryte. To się nazywa cenzura.

Zawsze zastanawiałem się, dlaczego wielkie korporacje są zagadką. Dlaczego wszystko utajniają i to nie wypływa. Jak to działa, że nikt nie sypnie. Że nie dochodzi do wycieku. Dlaczego nikt mi nic nie mówi, lecz każdy chce o mnie wiedzieć wszystko.

Chciałem chwycić szklankę. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Chwyciłem za szkło, byłem ciągle zapatrzony w akta. Przez przypadek przechyliłem szklankę a część zawartości wylała się na jeden dokument. Szepnąłem wulgarnym językiem, odstawiłem szklankę. Wytarłem dłonie o spodnie, wodą przecież ich nie ubrudzę. Woda ścieka po dokumencie, kapie mi z rąk na biurko. Biorę papier i nim potrząsam dokumentem by pozbyć się dużej ilości płynu. Każdemu czasem coś kapnie na papier. Na przykład kawa gdy czytamy książkę. Woda kapała, dokument był mokry. Dojrzałem dziwne zjawisko, kartka zaczęła się rozwarstwiać. Zawierała w środku jeszcze dwie warstwy. Odwróciłem kartkę, tył zdjęć zaczął prześwitywać. Każde zdjęcie było podpisane. Data, miejsce, a nawet godzina wykonania zdjęcia. Najciekawsze było to, że sam fotograf był podpisany. Korporacja zabezpieczyła się nawet na własnych fotografów, podpisywała ich zdjęcia i w łatwy sposób mogła postawić im zarzuty za śledzenie członków korporacji. To właśnie dlatego nigdy nie doszło do wycieku ani nie ukazało się nazwisko zleceniodawcy.

Oblałem kilka kartek a dokładniej zdjęcia, odkryłem dużo więcej nazwisk, które sprawdziłem, pochodziły z różnych zakątków świata. Szukałem dalej. Znalazłem pasujące nazwisko. Przejrzałem akta, ten człowiek mieszka na obrzeżach Nowego Jorku. Byłem bardzo ciekaw kto zleca te wszystkie zdjęcia i dlaczego to robi a tak się składa, że byłem całkiem niedaleko. Nazwisko to Joseph Zaharaiev.

Zero - PoczątekWhere stories live. Discover now