Rozdział Jedenasty

5 0 0
                                    

Czasem rozmyślam czy dobrze postępuje. Siedzę na wygodnym krześle. Oczami spoglądam na boki. Zastanawiam się, czy po tylu latach czegoś nie ominąłem. Trzymam dłonie na biurku, stukam długopisem. Wzdycham i znowu rozmyślam. Chciałbym przypomnieć sobie każdą chwilę, każdą sekundę mojej pracy. Chciałbym się cofnąć, odkryć każdy sekret korporacji. Chciałbym odkryć powiązania z Rosjanami, oni są jedynym sensownym tropem, wszędzie się pojawiają. Są na każdym kroku, też w Amerykańskiej korporacji. Chociaż, po tylu latach to już nie jest Amerykańska korporacja, każda narodowość macza palce w sprawach FBI.

Przeglądam stare dokumenty, przebieram w notatkach, które sporządzam od lat. Masa zapisanych kartek, ta książka waży z kilogram. Ma tyle informacji, że muszę wszystko oddzielać kolorami i ich odcieniami. Tylko ja wiem co one oznaczają. Nawet jakbym komuś wyjawił informacje, nie znalazłby strony, bo każdy z nas widzi dany kolor inaczej. Dany odcień zaś, jest zależny od padającego światła. Niektóre strony mają inny kolor w zależności od tego czy pada na nie światło naturalne, sztuczne czy też panuje ciemność. Inne strony trzeba zaś pokropić wodą by zobaczyć zawartość, tak ukrywam rysunki drzew genealogicznych i różne mapy. W tych czasach na szczęście już są przybory do wykonania takich rysunków. Znaczenia wszystkich stron nie zna nawet moja żona ani mój syn. Kilka lat temu przed dzisiejszym dwa tysiące dwudziestym trzecim roku mieliśmy psa, szczekał jak widział tę książkę. Te istoty są strasznie wyczulone na kolory i na zapach a książka jest wręcz przesiąknięta perfumami. Hanna przygarnęła Psa pół roku od śmierci Daniela w dwa tysiące dziewiętnastym. Jej zdaniem, za dużo się tym przejmowałem i ciągle węszyłem w korporacyjnych notatkach. Szukałem nawet starych gazet i zdjęć z danych akcji. Gdy miałem skończyć, zawsze pojawiała się jakaś wskazówka, nowa twarz. Nowa osoba zamieszana w moje śledztwo. Kolejna dusza, która mogła przyczynić się do sabotażu akcji w Afganistanie, kolejny podejrzany a wraz z nim cała jego rodzina. Miałem taki przypadek, że dwa pokolenia z rodziny podejrzanego pracowały w korporacji i mieli wgląd do księgowości. Po miesiącu trop mi się urwał, zginęli w pożarze. Mógłbym się zatrzymać, ale to nie może być przypadek, nie tyle razy, że ktoś śledzony przeze mnie nagle ginie albo od razu cała rodzina a szuflada w archiwum FBI, po prostu się ulatnia. Ludzie zostają wymazani. Nie istnieją już, chociaż że ich niedawno widziałem, a nawet mam ich podpisy oraz odciski palców. Jeśli chodzi o Psa, bo tak miał na imię, niestety już go z nami nie ma. Pewnej nocy zaczął szczekać, drapać drzwi. Wybrałem się z nim na nocną toaletę, wyprowadzałem go bez smyczy. Byłem bardzo zmęczony. Na ulicy było pusto, mieszkam trochę na odludziu a poza tym była noc. Pies nagle zaczął coś wąchać i szybko pobiegł w stronę budynku służącego jako magazyn pewnej chińskiej firmy. Nigdy tak nie zrobił, zawsze wszystkiego się bał, trzymał się mojej nogi. Chciałem iść go szukać, zrobiłem kilka kroków w przód, ale wewnętrzny głos mówił mi by zawrócić. Stanąłem dęba, nie mogłem się ruszyć, zalał mnie zimny pot, zacząłem drżeć. Zawróciłem w stronę mojego domu, nie widziałem innego wyjścia. Po kilku godzinach nad ranem w tym magazynie zdarzyło się coś niezwykłego, mianowicie pożar. Nie był to mały pożar, lecz celowe działanie z użyciem pirotechniki. Chiński makaron raczej nie wywołałby pożaru i nie spalił wszystkiego na wiór. To po prostu eksplodowało jakby wybuchła chmura siarki. To nie był przypadek, ktoś dał mi znak. Znak bym nie kopał dalej w głąb. Ktoś nie chciał mnie zabić, ale nastraszyć. Jakby ktoś chciał mnie zabić, już dawno bym nie żył. Pytanie brzmi jak głęboko już się wkopałem. Jak blisko jestem odkrycia nazwiska zamachowca. Jak blisko jestem by poznać tego specjalistę i poderżnąć mu gardło. Gdy to zrobię, obiecuje, że pójdę na emeryturę. Chciałbym już odpocząć i w spokoju się zestarzeć.

Drzwi od pokoju uchylają się. Obserwuje je kątem prawego oka. Bardzo skupiam się na robieniu notatek, lecz lubię mieć oczy dookoła głowy, szkoda, że nie można też spać z otwartymi oczami. Do pokoju wchodzi Hanna. Jest uśmiechnięta jak zwykle. Na chwilę schodzi mi z pola widzenia, ale po chwili czuję, że obejmuje moją szyję rękoma i przybliża głowę do mojego prawego ucha, czuję jej oddech. – Strasznie dużo pracujesz. Wiesz, że jest dwudziesta druga, czas do łóżka, John. – Jesteś taki zamyślony, bez przerwy coś przeglądasz i piszesz, nie odpuszczasz... Czy ty coś w ogóle powiesz? — Fotograf to fałszywy trop. Znowu zbłądziłem. Idę do przodu a tu znowu ściana. Nie wiem, co robić Hanno. Nie wiem, czy nie powinienem zamknąć wszystkich spraw. Czy nie oddać swoich losów temu na górze. – Pamiętasz kochanie wujka Elżbiety? To brat jej ojca. Jeśli się nie mylę to nazywał się Janusz. Pamiętasz co mówił? "Najlepiej to jest usiąść, pierdnąć, odpocząć i jeszcze raz pomyśleć a jak to nie pomoże... po prostu iść spać i to odłożyć. A może kiedyś po drodze się coś trafi i się do tego wróci". — Wujek Janusz? Słyszałem plotki, że zabił go Rosjanin niedługo po śmierci Elżbiety... – John. To nie są plotki... Śledczy z korporacji to potwierdził. — Dlaczego przypomniałaś mi o jej śmierci Hanno... Nawet nie wiesz jak to boli gdy wspomina się zmarłych przyjaciół... Jeszcze bardziej przytłacza mnie to, że Daniel kilka lat po tym, sam odszedł i osierocił syna. Noah nie zdążył skończyć opłakiwania swojej matki a po chwili w Afganistanie zginął jego ojciec... Czy ty sobie wyobrażasz jaki ciężar musi nosić ten dzieciak? – Noah ma wsparcie ze strony Willa, nie odstępuje od niego na krok, pamiętaj o tym John. Wiem jaki ciężar nosi Noah, ale w głębi serca, jest bardzo szczęśliwy jak na swój młody wiek. I nie są to dzieci John, mają po dwadzieścia jeden lat i mają przed sobą całe życie. Jest mu trudno, ale sobie radzi, ostatnio z nim rozmawiałam. John, nad czym tak ciągle myślisz? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Jesteś tak zamyślony, że powoli odklejasz się od rzeczywistości... — Pamiętam dzień ślubu Daniela z Elżbietą, to był dziwny dzień...

Zero - PoczątekWhere stories live. Discover now