2

375 66 18
                                    

"Odprowadzić cię?" spytał szatyn.

"Nie, dzięki, poradzę sobie, zajmij się blondasem." odpowiedział kończąc papierosa.

"Jak chcesz. Do zobaczenia w poniedziałek, NotFound."

"Cześć." George stał jeszcze chwilę na tyle budynku, po czym wyrzucił papierosa i zaczął kierować się do swojego mieszkania, w którym mieszkał razem ze starszym bratem. Jego brat był na kilkutygodniowym szkoleniu z dala od miasta, przez co to George musiał zająć się jego salonem, w którym też czasami pracował. Co prawda, nielegalnie, ale nie do końca zwracał na to uwagę, jak już, to przy osobach, które zna.

Otworzył drzwi do mieszkania, zdjął buty, kurtkę, którą założył na siebie przed wyjściem i zamykając szybko drzwi na klucz, rzucił się na kanapę. Mieszkanie nie było za duże, ale ważne, że miało dwie sypialnie, kuchnię, łazienkę i mały salon. To im wystarczało, przy małej ilości pieniędzy. W końcu pełnoprawnie tylko Devan - brat bruneta - mógł pracować, a gdyby policja dowiedziała się, że George jako osoba bez wykształcenia i licencji tatuuje ludzi oraz robi im piercing, to mógłby mieć za to duże konsekwencje.

~~~~

Poniedziałek, co równa się z nowym rozpoczęciem roku szkolnego. Brunet wstał o 6:30, wziął prysznic, ubrał się i po szukaniu kluczyków do swojego motocyklu przez 15 minut, w końcu wyjechał do szkoły. Dzień ledwo się zaczął, a on już miał go dość. Nie lubił chodzić w oficjalnych ciuchach, garnitury go irytowały.

Dotarł na parking o 7:43, więc miał jeszcze niecałe 20 minut wolnego. No może jednak nie do końca. Ktoś, kto nie był Sapnapem dowiedział się, że brunet wraca do szkoły na Florydzie i przez to większość szkoły już o tym wiedziała. George bał się tego najbardziej, patrząc na swój powrót. Jeszcze zanim wyjechał z kraju, w szkole był oblegany przez wiele dziewczyn i chłopaków. Był na swój rodzaj Bad Boy'em, na którym punkcie wariowali nastolatkowie. Dlatego ledwo dał radę wjechać na parking i zaparkować, bo jego motocykl był już cały oblegany przez ludzi. To była już druga rzecz, która zirytowała go wciągu tego rozpoczynającego się dnia.

"No i na chuja ja tu wracałem, mogłem iść gdzie indziej..." - pomyślał.

"George!" brunet usłyszał głos swojego przyjaciela w tle krzyczących uczniów. Szybko wytargał się z tłumu ludzi i pociągnął za rękę Sapnapa uciekając przed resztą. Schowali się w schowku na szczotki i inne tego typu rzeczy. Zawsze lepsze to, niż ciągłe bieganie.

"Fajne przywitanie, co nie?"

"Ta, zajebiste..."

"Oj tam, co już masz smutną minę."

"Bo po pierwsze, musiałem założyć na siebie to okropne coś, a po drugie, już mnie zaatakowali."

"Spoko, to dopiero początek, pamiętaj. A teraz chodź, wychodzimy, nie słyszę już ich...ugh..! Co jest z tymi drzwiami?!"

"O co chodzi?"

"Nie chcą się otworzyć! Zatrzasnęły się!"

"Pokaż mi to." szatyn zrobił miejsce George'owi, który też próbował otworzyć drzwi, ale jemu również nie wychodziło. Szarpał drzwiami, kopał w nie, ale nic.

"Słyszysz to?...Ktoś tam jest?" obcy głos z korytarza szkolnego przykuł uwagę chłopaków. Szatyn rozpoznał w nim głos ich jeszcze jednego przyjaciela, którym był Karl. Wyższy szatyn w ich wieku, chodził do równoległej klasy.

"Karl! Proszę, pomóż nam! Zatrzasnęliśmy się tutaj! Otwórz nam drzwi!"

"Nick? To ty?"

"Tak, ja! Proszę, wydostań nas stąd!" karl wyciągnął z kieszeni jedną ze wsuwek i zaczął grzebać nią w zamku. Po parunastu sekundach udało mu się otworzyć drzwi, a George i Sapnap wybiegli z pomieszczenia jak poparzeni.

Our little secret |DNF|Where stories live. Discover now