𝐼. 𝑆𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑛𝑖𝑒

273 22 0
                                    


Steve Harrington lubił normalne imprezy. Poprzez słowo normalne można rozumieć: organizowane w wielkich domach, przy akompaniamencie radiowej muzyki i tańczącym do niej tłumem ludzi. Jeszcze do chwili, zanim nie dojechał na miejsce, był święcie przekonany, że wszystko powinno być tak, jak należy, lecz zamiast ujrzenia wymyślnego domu, zobaczył stary, ogromny, opuszczony garaż, a zaraz przy nim osoby z gitarami, próbujące dostać się do środka ze sprzętem. Szatyn odwrócił głowę do Robin, która była główną przyczyną jego zjawienia się w tym miejscu.

- O co chodzi, Buckley? Mówiłaś, że to zwykła impreza - zapytał podejrzliwie.

- No wiesz, po części jest to prawda, tylko, że jest taka pewna, mała sprawa... - Zaczęła uciekać wzrokiem od chłopaka. - Tutaj organizowane są występy zespołów i śpiewa dziś Vickie. Nie mogę tego przegapić! Jestem pewna, że też znajdziesz coś dla siebie. Może nawet wytrzaśniesz dziewczynę, która będzie pozowała do tych twoich obrazków. Tę całą muzę, wiesz o czym mówię. Gdyby nie Vickie, to sama już bym starała się o numer wokalistki z Corroded Coffin - mrugnęła do niego porozumiewawczo. – Steve, ostatnio cały czas wgapiasz się w płótno. Ja rozumiem, że spełniasz się artystycznie, ale nie możesz sobie tym szkodzić i być non stop przygnębiony z powodu braku weny – powiedziała poważnym tonem, biorąc przyjaciela pod rękę i ciągnąc go do wejścia. „Król liceum" westchnął głośno, zdając sobie sprawę na co się zgodził, ponieważ nie miał on z muzyką nic wspólnego, lecz wzmianka o dziewczynie mocno podniosła go na duchu. Przyrzekł sobie, że dziś poderwie jakąś piękność o anielskim głosie i zapomni o nieudanych dziełach.

Garaż był ogromny. Mieścił w sobie scenę, na której odbywały się wszystkie występy, niekoniecznie jedynie muzyczne oraz ogromną przestrzeń do zabawy. Ludzi był ogrom, mogło by się wydawać, że przyszło niemalże całe Hawkins. Steve’owi aż zrobiło się głupio, że nie wiedział, co dzieje się w “podziemiach” jego miasteczka. Jak można by się spodziewać, na koncertach się nie kończyło, otwarcie działał handel narkotykami, hazard, który miał swoje całe osobne stanowisko oraz najważniejsza rzecz, nie było żadnej ochrony. Niektórzy okrzyknęliby to definicją wolności, jedni łamaniem prawa, a jeszcze inni krzyczeliby w niebogłosy do swoich ulubionych kawałków granych na scenie. Takimi ludźmi otoczony był Steve, który nie wiedział w którą stronę się ruszyć, żeby nie zostać staranowanym przez skaczące tłumy. Może i miał ochotę tańczyć, lecz ta muzyka powodowała u niego ból głowy i eksplozję błony bębenkowej. Było za cholerę zbyt głośno, a wokalista jęczał, jakby przejechał go pociąg co najmniej dziesięć razy. Dwudziestolatek westchnął głośno, nie widząc obok siebie jego przyjaciółki. Dostrzegł ją dopiero kilka metrów dalej rozmawiając koło sceny z rudowłosą dziewczyną. Vickie, jej obiekt westchnień ze szkolnej orkiestry. Okazało się, że na dodatek tworzy ona zespół country i występować będzie właśnie dzisiaj. To dlatego Robin życzyła jej powodzenia.

Nim Harrington się obejrzał, zespół Vickie zakończył swoje wystąpienie, a Buckley znalazła się obok niego, cały czas komplementując wokalistkę. Była to muzyka przyjemna i całkiem w jego typie. Mógł przez chwilę odpocząć od nieprzyjemnych brzmień, lecz kiedy na scenę zaczęła wchodzić następna grupa przeraził się nie na żarty, widząc ich wizerunek, wraz z groźnie prezentującymi się gitarami elektrycznymi.

- To oni! - krzyknęła blondynka. - Corroded Coffin i zabójczo wspaniała Samantha - wskazała na czarnowłosą, na oko osiemnastolatkę, ubraną w krótką bluzkę, obcisłe spodnie, skórzaną kurtkę i niemożliwie wysokie glany. Do tego dochodziły jeszcze czarne cienie pod oczami zdobiące facjatę każdego członka zespołu. - Jak skończą grać, to podejdę i wezmę dla ciebie jej numer. Boże, szczęściarzu, możesz mieć każdą, nawet ją! - Poruszyła znacząco brwiami i odwróciła się, by oglądać zaczynający się utwór. Steve na jej słowa pokiwał niepewnie głową, a następnie mentalnie strzelił sobie w twarz. Pomijając już to, że metal zwyczajnie przyprawiał go o ciarki, to Samantha nie była absolutnie w jego typie. Po zerwaniu z Nancy już przez trzy lata nie umiał sobie nikogo znaleźć, co, jako „Króla liceum", przyprawiało go o bezsenność, dlatego postanowił łapać się każdej możliwej deski ratunku. Nawet jeśli jest to przerażająca, metalowa Samantha. W najgorszym wypadku porwie go, złoży w ofierze i nikt nie będzie wiedział, co stało się ze wspaniałym Steve’m Harringtonem.

Wbił wzrok w grupę muzyków, przerywając tym tworzenie czarnych scenariuszy w jego głowie i próbował czerpać jakąkolwiek przyjemność z tego popisu. Chciał skupić się na czarnowłosej, lecz jego wzrok powędrował na prawą stronę platformy. Zobaczył on gitarzystę, który stanowił kontrast do ponurej miny wokalistki, bowiem uśmiech towarzyszył mu przez cały występ, świadcząc o tym, że świetnie się bawił i kocha to, co tworzy. To właśnie tego brakowało dziewczynie. Szatyn nie wiedział czy mu się to jedynie wydawało, czy było to prawdą, lecz w jednej chwili długowłosy muzyk złapał z nim kontakt wzrokowy i zadziornie puścił mu oczko. Dwudziestolatek nieco się speszył. Czy aż tak bardzo było widać, że się gapi?

Koncert zakończył się niedługo po tym. Buckley znów zniknęła w tłumie, tym razem idąc na misję zdobycia numeru od wokalistki metalowego zespołu. W tej kwestii nic nie mogło jej powstrzymać. Nawet ludzka moralność.

- Mam go, Steve! - krzyknęła, wyłaniająca się z pośród ludzi, Robin, biegnąc w stronę Harringtona. Stanęła przed chłopakiem i dumnie wręczyła mu karteczkę z nabazgranym ciągiem liczb. - Vickie znała perkusistę i poprosiła, żeby zapisał mi jej numer. Zazdroszczę ci, staruszku.

- Wypraszam sobie, moja droga, ale czuję, że ten numer bardziej by się przydał tobie.

- Nie gadaj nawet, Steve. Muszę zdobyć serce Vickie. Jak się nie uda, to wtedy się zgłoszę, a na razie to twoje zadanie. Musisz poderwać tę laskę, Harrington! - wydała z siebie okrzyk zdecydowanie zbyt głośno i niewzruszona, ignorując dziwne spojrzenia innych ludzi na jej osobę, skierowała się w stronę samochodu szatyna. Ten tylko zaśmiał się nerwowo. Wiedział jedno, czekała go ciężka rozmowa telefoniczna.

𝑀𝑒𝑡𝑎𝑙𝑜𝑤𝑦 𝑝𝑜𝑐𝑖𝑠𝑘 | 𝑆𝑡𝑒𝑑𝑑𝑖𝑒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz