𝑉𝐼𝐼. 𝑇𝑟𝑎𝑓𝑖𝑜𝑛𝑦 - 𝑍𝑎𝑡𝑜𝑝𝑖𝑜𝑛𝑦

242 19 21
                                    


- Naszemu lalusiowi nie poszedł wczoraj mecz trafiania piłką do kosza na bieliznę. Jaka szkoda, że akurat na nerwach umiesz grać fantastycznie. Jason, jesteś taki przystojny! Nie musisz nic robić, stój jak słup na boisku i zalotnie się uśmiechaj, a ja i tak już jestem twoja!

Eddie wiedział, że w tamtym momencie zdecydowanie przesadził. Na początku przerwy nie spodziewał się jednak, że będzie stał na jednym ze stołów w szkolnej stołówce i wysyłał całuski Carverowi, nabijając się z jego ostatniego popisowego numeru na szkolnym meczu koszykówki. Był porywczy, więc dał się ponieść chwili. Nie spodziewał się jednak, że jego czyn będzie miał w przyszłości jakieś poważne konsekwencje, ponieważ wzajemne dokuczanie, przegadywanie, czy wielkie kłótnie były u nich na porządku dziennym. Zdziwił się jednak, kiedy na koniec dnia wychodził z klasą z sali lekcyjnej, a silne dłonie chwyciły za jego koszulkę i wysłały wprost na szafki, powodując głośny huk.

- Co jest? - mruknął cicho zaskoczony Edward, pomimo oszołomienia chcąc się poruszyć i uciec stamtąd jak najszybciej. Niestety został przytrzymany.

- Dobrze wiesz "co jest", Munson - wysyczał mu do ucha nie kto inny, jak szkolny mistrz sportu, z którym kilka godzin wcześniej przeprowadził krótką wymianę zdań. Lecz nie dotyczyła niczego, co mogłoby wywołać w młodszym taką reakcję. Nie rozumiał tego człowieka.

Ludzie, widząc aferę, zbierali się w około, osaczając dość ciasno problematyczną dwójkę. Każdy był ciekawy co właściwie się tutaj dzieje, a przez to, że właśnie skończyli zajęcia, uczniów na korytarzach o tej porze był ogrom. Szczerze powiedziawszy, dwudziestolatek również chciał wiedzieć co właściwie zamierza zrobić mu blondyn. Nie zapowiadało się na krótką, a tym bardziej miłą wymianę zdań.

- O co chodzi, piękniś? Mógłbyś mnie łaskawie puścić? - podniósł głos, patrząc wprost w oczy szkolnego celebryty. Tamten mruknął coś pod nosem i rozluźnił lekko uścisk, jednak jego dłoń nadal znajdowała się na materiale ubrania muzyka.

- Zgrywasz niewiniątko, chowając się za żałosnymi żartami, a tak naprawdę jesteś śmieciem. Słuchajcie wszyscy - zwrócił się do oplatającego ich ciasno tłumu, który, na słowa Jasona, wbił oceniające spojrzenie w gitarzystę. - Ten człowiek nie dość, że pozbawił życia naszej dobrej, pomocnej, kochanej Chrissy, która była światełkiem nadziei dla mnie, jak i dla całego tego liceum, to na dodatek celowo wywołał pożar w uczęszczanym przez wielu klubie, nie licząc się z innymi ludźmi! Najwyraźniej cały czas jest mu mało! Godzicie się na to, żeby uszło mu to na sucho?!

Ludzie, na początku w ciszy potakując, zaczęli mówić i przekrzykiwać się coraz głośniej, najczęściej rzucając obelgi w stronę długowłosego, który w tamtym momencie stał jak słup soli i nie umiał się ruszyć, a cała krew z jego ciała odpłynęła mu gdzieś do stóp. Był przerażony, nie spodziewał się usłyszeć takich słów ze strony Carvera, ponieważ, pomimo tego, że poruszał temat śmierci Cunningham zdecydowanie zbyt często i notorycznie prześladował tym bruneta, nigdy nie wymyślał innych powodów, które były tak mocno obarczające.

- O czym ty mówisz, cholera?! - krzyknął, nie umiejąc utrzymać swoich emocji na wodzy. - Nie wywołałem żadnego pożaru! Ktoś grzebał w sprzęcie i nastąpiło zwarcie. Ja sam ratowałem stamtąd swoje życie!

Koszykarz wtedy odwrócił się od tłumu i wbił kpiące spojrzenie w Eddie'go, w którym czaiło się coś jeszcze. Jak gdyby wspaniała zabawa całą zaistniałą sytuacją.

- Nie, nie, nie! Ktoś chyba sobie ze mnie, kurwa, kpi! - myślał rozgorączkowany, łącząc nagle w fakty każde słowo, każdy gest i każde spojrzenie w jego stronę. Zrozumiał, że jedyną osobą kręcącą się cały czas u boku sceny w tamten nieszczęsny wieczór był sam Jason.

𝑀𝑒𝑡𝑎𝑙𝑜𝑤𝑦 𝑝𝑜𝑐𝑖𝑠𝑘 | 𝑆𝑡𝑒𝑑𝑑𝑖𝑒Where stories live. Discover now