𝐼𝐼. 𝑇𝑒𝑙𝑒𝑓𝑜𝑛

220 22 26
                                    


Mijały minuty, a szatyn jak siedział przed telefonem, tak siedział. Trzymał w ręce pogiętą już karteczkę z dnia poprzedniego, na której widniał numer wokalistki metalowego zespołu. Będąc szczerym, Steve miał do tego dość niechętne nastawienie, co jego samego dość mocno dziwiło. Ostatnimi czasy umówiłby się nawet z Chewbaccą, byle by tylko kogoś znaleźć. Zawsze przyzwyczajony był do tego, że to właśnie dziewczyny zabiegają o względy u niego, a nie na odwrót i to jeszcze z nieudolnymi skutkami.

Szatyn westchnął głośno i w końcu wybrał numer do dziewczyny. Powtarzał sobie w głowie odpowiednią formułkę, co jakiś czas patrząc na kartkę, na której, na wszelki wypadek, by mieć o czym zagadać, zebrał informacje o kilku popularnych zespołach grających metal, lecz łapał się na tym, że non stop coś ze sobą mieszał. Nigdy nie miał głowy do takich rzeczy, dla niego ta cała muzyka brzmiała zupełnie tak samo. Jego nieefektowną naukę przerwał dźwięk odebranego połączenia.

- Cześć Samantha, z tej strony Steve Harrington, pewnie mnie kojarzysz. Mam twój numer od dziewczyny, której podał go wasz perkusista. Znają się - zaczął swoim pewnym tonem, przeznaczonym do efektownego podrywu, przynajmniej tak twierdził. - Byłem wczoraj na występie waszego zespołu i graliście naprawdę świetnie. Wyglądałaś i śpiewałaś niesamowicie, mogę powiedzieć, że wręcz nieziemsko. - Racja, odrobinę koloryzował, to fakt. Na ten moment jednak średnio się tym przejmował, jego celem było zrobić dobre wrażenie. - Chciałbym się zapytać, czy nie umówiłabyś się ze mną na kawę? Oczywiście ja stawiam. Porozmawialibyśmy, poznalibyśmy się, może coś by z tego wyszło, co ty na to? Ja też słucham...jak to było? - Przejechał desperacko wzrokiem swoje notatki. - Iron Sabbath. To znaczy... - nie dokończył, ponieważ po drugiej stronie słuchawki rozległ się bardzo głośny, histeryczny śmiech. Najgorsze było to, że nie brzmiał wcale jak kobiecy głos Samanthy. Osoba ta dusiła się wręcz ze śmiechu i nie wyglądało na to, żeby miała prędko przestać. Harringonowi aż włosy stanęły dęba na głowie. To nie była dziewczyna.

- Halo? Z kim rozmawiam? - wydukał oniemiały Steve, który poczuł, jak jego twarz robi się cała czerwona ze wstydu. Człowiek po drugiej stronie słysząc to pytanie przywołał się do porządku i w końcu się odezwał.

- Przykro mi przyjacielu, ale perkusista chyba postanowił zrobić sobie z was niezły żart. Tak się składa, że wcale nie dodzwoniłeś się do pięknej wokalistki, tylko do gitarzysty - zaśmiał się pod nosem. - Ale muszę cię zmartwić, ona ma już chłopaka, więc odpuść sobie. Wielu próbowało, ale ta laska na to nie leci. Ewentualnie dam ci jej numer i sam się przekonasz.

„Król liceum" przywołał się do porządku i przełykając głośno ślinę zwrócił się do chłopaka.

- Przepraszam za to, bez powodu akurat ty oberwałeś. I nie, nie przekazuj tego. Szanuję to, że ktoś jest w związku, nie mam zamiaru go rozbijać. Mój błąd, mogłem spytać wcześniej. Poza tym, przyjaciółka mnie do tego namówiła. - Zawiesił się na chwilę, ponieważ do jego głowy wpadł świetny pomysł. - A ty? - zadał pewnym głosem pytanie.

- Co ja? - zakłopotał się muzyk. - Czy jestem w związku? Chciałbym, nikt nie chce ze mną być - zarechotał głośno.

- Nie, nie. Nie o to się zapytałem - speszył się szatyn. - Chciałbyś wyjść na kawę? Tak w ramach przeprosin za ten głupi telefon, jednorazowo - sprostował.

- Nic się nie stało, wyluzuj, ale kawą nie pogardzę. Chętnie poznam tego, który miał odwagę dzwonić do naszej Samanthy. - Harringtonowi wydawało się, jakby gitarzysta puścił jeden z jego słynnych uśmieszków.

- W sobotę o siedemnastej w kawiarni?

- Może być. Do zobaczenia - potwierdził, a szatyn o mało nie zakończył połączenia, lecz zatrzymało go zdanie wypowiedziane przez chłopaka.

𝑀𝑒𝑡𝑎𝑙𝑜𝑤𝑦 𝑝𝑜𝑐𝑖𝑠𝑘 | 𝑆𝑡𝑒𝑑𝑑𝑖𝑒Where stories live. Discover now