Rozdział LXVI

230 5 5
                                    

- Blaise! Cho! - zawołałam ich biegnąc jak oparzona. Od razu rzuciłam się na nich z przytulańcem. Poczułam łzy w oczach ze wzruszenia. Są tu ze mną. Żyją.

- Spokojnie księżniczko. - zaśmiał się Blaise i poczochrał mnie po głowie. - Mam nadzieję, że się nią zaopiekowałeś! - powiedział do Draco.

- Oczywiście, że tak! - odpowiedziałam. - Uratował mi życie. Z resztą, nie tylko on... Wierzcie lub nie, ale Amber to zrobiła.

- Amber?! - powiedzieli równocześnie. Ja tylko pokiwałam głową.

- Nie wierzę. Dlaczego? - spytała Cho. Opowiedziałam im cała tą historię. Porządnie się zdziwili i wcale się im nie dziwię. No bo kto by uwierzył, że Amber robiła wszystko z sympatii do mnie?!

- To nieźle to sobie wymyśliła. - prychnął Blaise. - Ale będę musiał jej podziękować za to, że cię uratowała. I tylko za to. Nie wybaczę jej jak cię traktowała.

- A jak Jeremy? - zmieniłam temat.

- Żyje, ale jeszcze się nie obudził. - odpowiedziała Cho.

- Jak się obudzi, to mnie wołajcie.

- Jasna sprawa. Ej, to nie twoi rodzice? - spytał Blaise patrząc za nas. Odwróciliśmy się i rzeczywiście, moi rodzice stoją i urządzają sobie miłą pogawędkę przy herbacie. A to ci niespodzianka! Pobiegłam do nich.

- Mamo! Tato! Tak się o was martwiłam! - wrzasnęłam przytulając ich najmocniej jak się da.

- Córeczko!

- Pijecie sobie herbatę zamiast mnie szukać?! - powiedziałam żartobliwie. Wiem, że po prostu wiedzieli, że żyję.

- Dobrze wiesz, że gdybyśmy nie wiedzieli że żyjesz to byśmy teraz przeszukiwali cały zamek. - powiedział tato. Zaśmiałam się tylko.

- Tak, wiem. O rany. Strasznie się cieszę, że przeżyliście.

- Jesteśmy silnymi zawodnikami. - zaśmiała się mama. - Może chcesz herbaty?

- Na razie nie. Muszę jeszcze znaleźć Harrego i sprawdzić jak się czuje Jeremy.

- W porządku. Całe szczęście, że nic ci się nie stało. - mama zaczęła płakać ze szczęścia a i tato uronił łzę.

- Spokojnie, żyję i to się na razie nie zmieni. - zaśmiałam się. - Kocham was, naprawdę bardzo mocno. - przytuliłam ich. Gdyby nie rodzice to bym zwariowała. Ale przeżyli. Przeżyli i są tu ze mną, cali i zdrowi.

- Też cię kochamy. - powiedział tato. - Dobra, uciekaj już do swojego chłopaka.

- Dajcie spokój... - podrapałam się nerwowo po głowie. - I tak do was wrócę. - uśmiechnęłam się i zobaczyłam rodziców Draco nieśmiało podchodzących w naszą stronę. Pomachałam do nich energicznie i odeszłam, żeby sobie porozmawiali we czwórkę. Draco stoi sam, bo Blaise i Cho poszli odwiedzić innych.

- Powinieneś chyba przywitać się z rodzicami. - przytuliłam go.

- Rodzice poczekają.

- Oh, to nieodpowiednie. Idź do nich.

- Najpierw chcę się zająć tobą. - podniósł lekko moją głowę i pocałował mnie w usta.

- Na zajęcie się mną jeszcze będziesz miał dużo czasu. - uśmiechnęłam się. - No już, idź. O, Harry! - zadowolona mrugnęłam tylko do Draco i podbiegłam w stronę Harrego, od razu rzucając mu się w ramiona.

- Lacey, cieszę się że żyjesz.

- Tak łatwo mnie nie wymażą! Ani przez chwilę w ciebie nie wątpiłam. Brawo Harry! - znowu go przytuliłam najmocniej jak się tylko da. - Teraz musisz odpocząć. - spojrzałam za niego i zauważyłam Rona i Hermionę trzymających się za ręce. Posłałam im porozumiewawcze spojrzenie i zostawiłam ich trójkę samą. W końcu są najlepszymi przyjaciółmi, muszą ze sobą porozmawiać.

Rough | D.M.Where stories live. Discover now