Rozdział XXIX

260 7 0
                                    


Ostatnie dni zleciały dosyć spokojnie. Nie spotykałam Amber na korytarzach, a jak już to starałam się, żeby mnie nie widziała. Na zajęciach było trochę gorzej, bo dużo ich mamy ze ślizgonami, więc byłam na to skazana. Na szczęście nie zwracała na mnie nawet uwagi. Nie wiem, czy to dobry znak. Na pewno ma jakiś plan. Boję się pomyśleć, co to może być..

Dobrze, że już zaczęły się treningi Quidditcha. To jedyna rzecz, która zabiera ode mnie wszystkie negatywne emocje. Skupiam się na tyle, że zapominam o otaczającym mnie świecie. A teraz mi tego najbardziej trzeba.


Nasz trening to jest w zasadzie zbieranie nowych członków do drużyny. Kilka bardzo dobrych osób skończyło już naukę, więc trzeba znaleźć kolejne, które mogłyby dobrze ich zastąpić. Nie ukrywając, to trochę trudne. Ale każdy daje z siebie wszystko. Ginny lata jak szalona, ciężko ją dogonić. Ja trochę mniej się staram, chcę dać im fory. Poza tym kibicuję dla Rona, który stara się na stanowisko obrońcy. Razem z McLaggenem. A on to chyba ma coś do Hermiony, bo ciągle się na nią podejrzanie gapi. W sumie, to dosyć zabawne, bo ona udaje, że tego nie widzi.

Nie ukrywam, że idzie mu lepiej niż dla Rona. Ale ten też nie próżnuje. Widać, że mocno się stara. Pomyślałam, że może jakoś mu pomogę, ale to nie będzie sprawiedliwe wobec innych, więc mimo tego, że jest moim przyjacielem, muszę go dobrze sprawdzić. Szybko ruszyłam wybijając kafla jednemu ścigającemu i rzuciłam z impetem w stronę przyjaciela. Udało mu się obronić! Pogratulowałam mu i wróciłam do treningu. Po kilku minutach wysiłku, kiedy Ginny rzuciła kaflem w stronę McLaggena, ten szykując się do złapania go i będąc pewnym, że pozycję ma już w kieszeni, osunął się w bok. Tak po prostu. Na pewno nie było to z jego woli. To chyba Confundus. I ja już dobrze wiem, kto maczał w tym palce. Spojrzałam cwanie na Hermionę, która odwróciła się i kontynuowałam dalej.


W końcu po ciężkich godzinach znaleźliśmy najlepszych z kandydatów i utworzyliśmy drużynę. Jestem tak zmęczona, że od razu jak tylko wejdę do dormitorium, to walnę się do łóżka i będę spać ile wlezie. Wracając razem z Harrym i Ginny natknęliśmy się na kapitana drużyny ślizgonów, bardzo zadowolonego, z Amber u jego boku.

- Mieliście trening? Z nami nie wygracie. Mamy nową zawodniczkę. - powiedział i wskazał na nią. Od razu mnie zamurowało. Ona ma grać w Quidditcha? Przecież ona nawet do tego nie pasuje! Założę się, że zrobiła to specjalnie bo wie, że ja też gram. Czyżby to był początek jej planu?

- Będę mieć pozycję... - zwróciła się do mnie. - Ścigającej.

- No i co z tego? Myślicie, że wygracie? Rzadko kiedy się to zdarza. - prychnęła Ginny.

- To się jeszcze okaże. - odpowiedział jej ślizgon i we dwójkę odeszli, śmiejąc się pod nosem.

- Co za ludzie. - westchnęła Ginny. Jestem jej wdzięczna za to, że się odezwała, bo ja jak zwykle nie byłam w stanie.

- Harry. - zwróciłam się do chłopaka. - Rezygnuję. Ktoś inny niech za mnie gra.

- Zwariowałaś? Jesteś jedną z lepszych zawodniczek. Bez ciebie przegramy!

- Macie jeszcze Ginny. Ja jednak nie dam rady. Muszę się uczyć i... - nie dokończyłam, bo ktoś mnie pociągnął za sobą.

- Co robisz?! - krzyknęłam, kiedy Malfoy w końcu mnie puścił.

- Co ja robię? Co ty robisz? Rezygnujesz?

- Nie twoja sprawa. Po prostu nie mam czasu na grę.

- Nie masz czasu na grę. A to ci dopiero. Przestań kłamać, dobrze wiem o co chodzi.

- Nic nie wiesz!

- A właśnie, że wiem! Chodzi o tą Rieux! Odkąd jest w naszej szkole zachowujesz się dziwnie.

- Już ja nie powiem, kto tu zachowuje się dziwnie!

- Bennet, ogarnij się. Mam gdzieś waszą drużynę, ale to, że rezygnujesz z czegoś co sprawia ci przyjemność, przez jakąś dziewczynę, jest idiotyczne.

- Malfoy! Zostaw mnie w spokoju... - odpowiedziałam i szybko odeszłam czując, że zaraz się rozpłaczę.

- Potter! Nie waż się pozwolić, żeby odeszła z drużyny! - usłyszałam za sobą, ale nie odwracałam się, tylko pobiegłam dalej, żeby jak najszybciej znaleźć się w dormitorium. Ale los chciał, że po drodze wpadłam na Jeremiego..

- Lacey! Co ci się stało? Wyglądasz okropnie. Czy ty płaczesz?

- Nie. Wszystko jest ok. Po prostu miałam trening i jestem bardzo zmęczona...

- Wyglądałaś inaczej, kiedy byłaś zmęczona. Co się ostatnio z tobą dzieje? Ciągle jesteś przygnębiona, a to do ciebie nie podobne.

- Mam ciężki okres i tyle. Dziękuję za troskę, ale ja naprawdę chcę już się położyć. Do zobaczenia. - powiedziałam tylko i go wyminęłam. Każdy mnie ciągle pyta o to, czy wszystko jest ze mną ok. Nie! Nic nie jest ok! Ale co ja mam im powiedzieć?! Zaraz będą ciągle zawracać mi głowę, że powinnam coś z tym zrobić, tak jak Blaise i Cho. Nie chcę nawet tego słuchać. Myślą, że to coś zmieni? Nic to do jasnej cholery nie zmieni! Dopóki Amber tutaj jest, jestem skazana na porażkę.

- Tu jesteś! Szybko pobiegłaś, już myślałam, że cię nie znajdę. - podbiegła zdyszana Ginny - Naprawdę chcesz zrezygnować?

- Nie wiem...

- Ale dlaczego? Przecież Quidditch sprawia ci tyle przyjemności.

- Po prostu nie dam rady.

- Słuchaj Lacey, powiem wprost. Wiem, że coś ostatnio się z tobą dzieje i że to ma prawdopodobne związek z Amber. Ale nie możesz zrezygnować. Nie rób czegoś, czego nie chcesz ze względu na jakąś idiotkę.

- Wiem Ginny, ale to nie jest takie proste.

- Spójrz na to z tej strony, że będziesz miała okazję się wyżyć. Skoro ona ma zamiar być ścigającą, tak jak ty, to chyba jasne, że możesz zrobić dużo.

- No niby masz rację... Ale wciąż nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym została...

- To jest bardzo dobry pomysł! Nie myśl sobie, że ja i Harry damy ci tak po prostu odejść z drużyny. Nie możesz się poddać!

Tak, ona ma rację. Nie mogę. I nie chcę. Ale boję się jakiegokolwiek kontaktu z Amber. Teraz jak dowiedziałam się, że ona też będzie grała w Quidditcha, to ugięły się pode mną nogi. Może to rzeczywiście nie jest jakaś wielka tragedia, ale...

- Dzięki Ginny... Jeszcze się nad tym zastanowię. - powiedziałam i razem wróciłyśmy do Pokoju Wspólnego.

Rough | D.M.Where stories live. Discover now