Rozdział III

495 16 2
                                    


Dzisiaj pierwsze zajęcia po wakacjach. Niechętnie wstałam z łóżka, w końcu przyzwyczaiłam się do długiego spania w wakacje. Dziewczyny już wstały i były gotowe do wyjścia, tylko ja jak zwykle robiłam wszystko w ostatniej chwili. Wstałam, zrobiłam co trzeba i wybiegłam z dormitorium na lekcje. Miała to być Obrona przed Czarną Magią. Zobaczymy, jak paniusia z ministerstwa będzie nas uczyć. Pewnie i tak będzie tu tylko rok, jak każdy nauczyciel tego przedmiotu. Co w sumie jest śmieszną sprawą. Weszłam do klasy i zajęłam szybko wolne miejsce. Lekcje OPCM mieliśmy ze ślizgonami. W zasadzie większość lekcji mieliśmy z nimi. Czy mi to przeszkadzało? Niekoniecznie. Mogłam przynajmniej pobyć z Blaisem i popatrzeć na Draco, który i tak nie zwraca na mnie uwagi, no chyba że coś mu się nie spodoba.

Moje rozmyślenia przerwał głos za mną, w parze z czyimiś dłońmi na moich oczach.

- Zgadnij kto to.

- Blaise Zabini, oczywiście. - obróciłam się i ujrzałam spiętego przyjaciela. - Jesteś przewidywalny w powitaniach. - zaśmiałam się na co on tylko wystawił mi język. Spojrzałam za nim i ujrzałam Malfoya, obojętnie podchodzącego do ostatniej ławki. Blaise także się odwrócił i spojrzał na przyjaciela. Widziałam, że trochę posmutniał.

- Nie mieliśmy okazji wczoraj pogadać... - zaczął.

- Spokojnie, mamy jeszcze cały rok żeby się nagadać. Siadasz ze mną? - spytałam.

- Chętnie bym to zrobił, ale obiecałem już Draconowi, że z nim usiądę... - podrapał się nerwowo po głowie.

- Ohh, no dobrze...

- Możesz się ze mną zamienić jak chcesz! - krzyknął na pół klasy. Niektórzy odwrócili się w jego stronę i spojrzeli jak na przygłupa, a ja spaliłam buraka. Mam nadzieję, że Malfoy tego nie słyszał. Albo...

- Dziękuje za propozycję, ale nie skorzystam. Idę do Hermiony. - uśmiechnęłam się głupio i popędziłam w stronę przyjaciółki. Hermiona ucieszyła się, że do niej usiadłam i razem śmiałyśmy się z głupich sytuacji na wakacjach. Nasze śmiechy przerwała nowa nauczycielka. Profesor Umbridge, tylko to zapamiętałam z jej przemowy. Gołym okiem widać, że ta kryjąca się pod różową słodyczą kobieta nie jest taka dobra jakby się mogło wydawać.

Kiedy tylko zaczęła się lekcja, wiele osób było oburzonych. Mamy w tym roku sumy, a jej nauczanie wygląda tak, że siedzimy całą lekcję i czytamy głupi podręcznik, w którym nie ma nic pożytecznego. Mało tego, nie będziemy ćwiczyć żadnych zaklęć, bo kto by tam nas atakował? Harry nie wytrzymał, zaczął się z nią sprzeczać i dostał szlaban. Za co? Za wspomnienie o Voldemorcie? Za powiedzenie tego, co widać gołym okiem?

Dlaczego każdy uważa, że Harry kłamie? Po co miałby to robić? Jeszcze został za to ukarany. Obróciłam się w stronę Blaisa i Draco. Blaise wyglądał na zmieszanego, a Draco, bardzo zadowolony, coś do niego szeptał. Nie mogę uwierzyć, że zakochałam się we wrogu swoich przyjaciół. To takie nieodpowiedzialne.


*


Siedziałam z Blaisem na parapecie popijając soczek z kartonika i próbując czytać książkę. Próbując, bo chłopak gadał jak najęty.

- A tak w ogóle, Lacey, wiem, że Potter to twój przyjaciel, ale mógłby czasami się zamknąć z tym swoim Czarnym Panem.

Zmarszczyłam czoło podnosząc głowę znad książki.

-  Przecież nie będzie siedział cicho tylko dlatego, że reszta twierdzi, że kłamie.

- A ty, wierzysz mu?

- Oczywiście. Harry nie jest osobą, która by wymyślała aż tak podłe kłamstwa, a poza tym sama czuję, że coś nie gra.

- Wiesz, nie mów tego nikomu... ale ja też mu wierzę. Voldemort wrócił. Czuję to.

- Wreszcie gadasz z sensem.

- Hah. - prychną. - A właśnie, co do sytuacji w pociągu...

- Daj spokój, nie rozmawiajmy o tym. - odrzekłam i wróciłam do czytania książki. Trwało to dosłownie kilka sekund, bo zaraz znowu coś mi przeszkodziło. A raczej ktoś.

- Blaise! Tu jesteś! - oboje odwróciliśmy się w stronę głosu, którego właścicielem był nie kto inny jak Malfoy. Szedł dumnie w naszą stronę, nie zwracając uwagi na nikogo po drodze. Nie umknęło mojej uwadze, że kilka dziewczyn chichotało przechodząc obok niego. Jak dobrze, że ja tak nie reaguję... Pff, jeszcze jakby było na kogo!

- Co jest stary? - odpowiedział Blaise, kiedy tylko chłopak się przy nas pojawił. Lekko zawstydzona zaczęłam pić soczek, który niespodziewanie po prostu pękł i wylał mi się na książkę i szatę.

- Na Merlina. - burknęłam i zeskoczyłam z parapetu machając książką. Bibliotekarka mnie zabije, jeśli odniosę ją w takim stanie. Na szczęście szybko przypomniałam sobie zaklęcie, którym udało mi się pozbyć plam po soku. Nie tylko z książki, także i z siebie. Po chwili dotarło do mnie, że świadkiem całej tej głupiej sytuacji był Draco. Boże, co on sobie o mnie pomyślał...

- Lacey... jak żeś to zrobiła? - spytał Blaise, powstrzymując się od śmiechu. Już chciałam mu odpowiedzieć, kiedy wtrącił się Malfoy.

- Blaise, chyba powinieneś zmienić przyjaciół. To kompletna niezdara. To cud, że nie jest od Weasleyów. Chociaż patrząc na kolor włosów, to pewności nie mam.

- Spadaj buraku. - zabrałam swoje rzeczy i odeszłam. Nie chciałam się wdawać w kłótnie. Serio, nie miałam na to teraz nastroju.

- Nie wywal się tylko, wiewióro. - usłyszałam za sobą. Trzęsąc się ze złości i czując, że lecą mi łzy, które szybko otarłam rękawem, popędziłam do dormitorium. Każda nasza rozmowa kończy się wyzwiskami. Ba, gdybym w ogóle mogła to nazwać rozmową. Czuję się żałośnie. Jak już mnie zauważy, to wychodzę na narwańca. Dobra, nie ukrywam że łatwo się denerwuję, ale... sama nie wiem. Boli mnie to jak wygląda sytuacja między nami, ale nie okażę żadnej słabości. Nie mogę pozwolić, żeby on się czegoś domyślił. W przeciwnym razie będzie mnie postrzegać jako typową idiotkę wzdychającą do niego kiedy tylko przechodzi korytarzem. A ja wcale taka nie jestem...

Rough | D.M.Where stories live. Discover now