II ᵗᵃᵐᵇᵘʳʸⁿ {D}

23 2 6
                                    

     Tafla lustra zdawała się krzywym zwierciadłem, gdy duże, błękitne oczy spoglądały w nią z wyrzutem.

     To nie był wyrzut, jaki czuło dziecko, gdy nie dostało upragnionej zabawki. Ani wyrzut, jaki czuł nastolatek, gdy rodzice ukarali go szlabanem akurat w weekend, w który organizowana była długo wyczekiwana impreza, czy wyrzut, jaki czuł dorosły, otrzymując o wiele mniejszą od oczekiwanej stawkę za swoją ciężką pracę po godzinach.

     To był wyrzut, który czuje się, gdy dostajesz życie, którego nie chcesz i o które nigdy nie prosiłeś. To był wyrzut, który czuje się w stosunku do mamy, taty, środowiska i wszechświata, że zostało się stworzonym nie tak jak powinno i że jest się widzianym przez pryzmat tego, co tak naprawdę w ogóle nie jest zgodne z tym, co się czuje i czego się pragnie. Taki wyrzut, który nie przechodzi po paru dniach. On trwa, ciągnie się, zostawia czarne, smoliste ślady, które ciężko uprzątnąć. I nawet jak ci się wydaje, że wszystkie je usunąłeś, to spod drzwi szafy wylewa się kolejna porcja czarnej mazi, i to wtedy, gdy kogoś gościsz i najmniej się tego spodziewasz.

     Blada, poznamiona świeżymi bliznami dłoń sięgnęła po leżące na łazienkowej szafce srebrne nożyczki. Chłodny metal błysnął w świetle księżyca, wpadającym do pomieszczenia przez małe, kwadratowe okienko pod splamionym sufitem. Cicho zabrzmiał ostry a następnie kruchy dźwięk, a po chwili do białej umywalki wpadł pierwszy jasny kosmyk. Potem następny. I kolejny.

     Ciszę przerwał nagły szloch. Nożyczki upadły z brzękiem na zimną posadzkę, zostawiając na drzwiczkach szafki brzydką rysę, odkrywającą warstwy farby. Jasne kolana zetknęły się z szarymi płytkami. Spierzchnięte usta zakryła dłoń. Z owych ust wyrwało się stłumione łkanie, a spod zaciśniętych powiek popłynęły łzy. Łzy bezsilności, których nikt nie powinien nigdy doświadczyć.

***

     Odgłos kroków na stopniach rozbrzmiewał nieprzyjemnie głośno w niemal pustym domu. Po obu stronach korytarza piętrzyły się stosy kartonów i pudeł z całym dobytkiem rodziny. Oprócz jednego jej członka. Jemu udało się uciec.

     Podłoga w korytarzu zaskrzypiała.

     - Alexandra? Rozpakowałaś się wreszcie? - zabrzmiał melodyjny głos i z kuchni, ciemnej i zakurzonej jak cała reszta domu, wychyliła się kobieca głowa. Uśmiech na jej twarzy natychmiast znikł i został zastąpiony przez wyraz niezadowolenia, gdy ujrzała na schodach swoje młodsze dziecko nie takie, jakie widziała je poprzednim razem.

     Kobieta wyszła z kuchni, po drodze stawiając na komodzie miskę z sałatką, i wspięła się po schodach.

     - Alexandro, zmieniłaś fryzurę? - spytała, obracając w palcach jasne kosmyki. Cmoknęła z dezaprobatą i pogładziła jedwabny policzek barwy porcelany. - Nie podoba mi się. Lepiej ci było w długich. Teraz wyglądasz jak chłopak.

     Drobna klatka piersiowa rozszerzyła się odrobinę, na tyle, na ile pozwalała jej ograniczająca wydech taśma. Krępowała ruchy i momentami odbierała dech, ale dawała chwilową euforię, gdy w lustrze nie odbijały się dwa wymowne wybrzuszenia na wysokości płuc.

     - Mamo...

     - Może gdyby upiąć tę grzywkę, o tak, na bok... - wymamrotała rodzicielka, chwytając się leżącej na szafce spinki z kokardką. Odgarnęła jasne włosy i spięła je, kląskając językiem. - Nie jest tak źle.

     - Ale mamo... mi się tak podoba. - Wstrzymywane powietrze powoli opuściło płuca.

     - Ale jak? Wyglądasz jak jakiś obojniak. Ni to dziewczynka, ni to chłopiec, te ścięcie nie było najlepszym wyborem. W długich...

【𝔡𝔢𝔩𝔦𝔯𝔦𝔲𝔪】 ᵒⁿᵉ ˢʰᵒᵗˢ ᴾᴸOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz