Vᵇᵃˡᵏᵒⁿʸ {H}

8 1 2
                                    

     Słońce wisiało nisko za wysokimi blokami z wielkiej płyty, rzucającymi gargantuiczne cienie na chodniki. Ruch na za dnia zatłoczonej drodze zelżał, gdy tylko kościelny dzwon skończył wybijać godzinę dwudziestą. Szum silników na drugim końcu ulicy Wesołej zmienił się w przyjemny, monotonny dźwięk, współgrający ze złotą godziną i zapachem kwitnącego nieopodal bzu. Postarzałe palce musnęły delikatne brzegi fioletowych płatków.

     Trzasnęły przełożone grubą warstwą szkła drzwi. Mężczyzna, wyraźnie będący bliżej niż dalej jesieni swego życia, wsunął pilotkowe okulary na nos i rozsiadł się wygodnie na plecionym, wiklinowym krześle, obitym w miękkie, jasnoniebieskie poduszki. Założył patykowatą nogę na drugą, godnie prezentując dzikie owłosienie budyniowemu niebu, i ostentacyjnie zatrzepotał najnowszym wydaniem lokalnej gazety, wzdychając teatralnie. Kobieta stojąca na sąsiednim balkonie westchnęła z udręką i opuściła ziemiste dłonie, myślami tęskniąc do aksamitnego kontaktu z kwiatem.

     - Nie za wcześnie na opalanie i straszenie przechodniów, sąsiedzie? - Spojrzała na mężczyznę z wyraźnym wyrzutem, sięgając po stojącą na oszklonym stoliku drobną konewkę.

     - Maj to już prawie lato, droga sąsiadko. - Odparł bez przejęcia, nie odwracając wzroku od nagłówków. Uśmiechnął się pod nieco przydługawym nosem, śliniąc palec. Przewrócił stronę, a szelest dobiegł do uszu damy jako odgłos skrobania widelcem po talerzu. Tym z porcelanowej, nowiutkiej i nieużywanej kolekcji.

     - Mógłby pan chociaż trochę ciszej! - sarknęła, odwracając się w stronę swojego ukochanego krzewu. Założyła za ucho kosmyk srebrnych włosów. Rozluźniając kreskowe brwi wychyliła się nieco za barierkę obklejoną mlecznobiałą osłoną. Prychnęła pod nosem, zerkając na matę bambusową na barierce sąsiada. "Co to za moda?".

     - Jak droga sąsiadka sobie życzy. - Ponownie przewrócił stronę, tym razem mlaszcząc przy ślinieniu tak jawnie, że kobieta odwróciła się na pięcie i weszła do mieszkania, trzaskając drzwiami, aż pożółkłe, choć starannie wytarte z kurzu żaluzje zatrzepotały o szybę.

     - W nocy ma padać! - zakrzyknął za nią mężczyzna, nie odrywając wzroku od gazety.

     Po chwili drzwi otwarły się ponownie, nie z mniejszym impetem, i zaczerwieniona głowa sąsiadki wychyliła się przez szczelinę. Marszcząc z irytacją i zawstydzeniem brwi kobieta postawiła pustą konewkę na wolnym od zadaszenia fragmencie posadzki. Wróciła do mieszkania, nie szczędząc drzwi i tym razem.

     Staruszek pokręcił głową.

     - Te kobiety.

***

     Drzwi balkonowe uchyliły się, wpuszczając do mieszkania kilka srebrnych ciem, zachęconych światłem lampki nocnej. Razem z chłodem do środka wlał się głośniejszy niż chwilę temu i już bynajmniej nie stłumiony potok słów sąsiadki.

     - Proszę pani! - szepnął mężczyzna, zaciskając na ramionach kołdrę. Mrużył sennie oczy, marszcząc brwi i dygocąc z zimna.

     - Poczekaj chwilę, Haniu... - Kobieta zasłoniła słuchawkę telefonu, przerwawszy swój wywód. Spojrzała na sąsiada ze swojego balkonu, obita w gruby sweter i przykryta kocem. Skubnęła pokrojonej na kryształowym talerzyku truskawki. - Tak, drogi sąsiedzie?

     Zacięcie i złośliwość prześliznęło się między szczebelkami barierek obu balkonów.

     - Zdaje sobie pani sprawę, że dochodzi północ, tak? - spytał staruszek, przestąpując w chłodzie z nogi na nogę.

【𝔡𝔢𝔩𝔦𝔯𝔦𝔲𝔪】 ᵒⁿᵉ ˢʰᵒᵗˢ ᴾᴸOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz