4. Daro

459 73 78
                                    

*** 

Kochani 😍

Pisząc część 00 nie miałam w planach udostępniać jej na Wattpad, tym samym moje rozdziały są różnych rozmiarów (raz 2k słów, innym razem 6k). Jednakże przy dialogu pięciu osób, zdarzają się rozdziały poniżej stale zachowanej normy. Przeprowadziłam analizę wszystkich i krótkimi rozdziałami będę Was "katować" tylko na początku. Jednakże, jeśli krótki rozdział się jeszcze trafi, udostępnię dwa w ciągu dnia ... Tymczasem miłego dnia 😇

PS. Końcówka tego rozdziału jest dedykowana @Josephine_b2015 😈

*** 

Gdy dwa dni później, w weekend jedziemy na produkcję, zauważam wzrok Łukiego na sobie. Mam zwątpienie wymalowane na twarzy, bo czuję ból psychiczny jak mój kompas moralny zaczyna się naginać od podjętej decyzji.

– Nikt z naszych tego nie bierze – zagaduje. – Szef robi to na przerzuty. Tylko Niemcy, później i my nie wnikamy gdzie jego odbiorca to rozprowadza.

– Nie tłumacz nas Łuki – cmokam wkurwiony. – Podjąłem decyzję, muszę z tym żyć.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam w sobie strachu przed konsekwencjami, oj nie. Jeśli wpadniemy, zapłacę sobą za decyzje. W całym tym zamieszaniu boli mnie, bo czuję, że to dobra decyzja. Nie było innej. Nie jestem Łukim! Rodzice wychowali nas w tradycji, poszanowaniu dla życia i zdrowia ludzkiego. Posiadam w sobie wewnętrzny kodeks moralny, wyryte zasady, które w tej chwili łamię, bo sytuacja jest tak w pizdę chujowa, że albo wejdę w produkcję, albo muszę zrezygnować ze studiów i mieszkania w Krakowie, na które mnie nie stać!

Łuki nie używa imion ani nazwisk. Informuje mnie, że jesteśmy jedynymi chemikami, szef nikomu nie ufa, on też. Cieszę się, bo nie mam zamiaru pokazywać gęby komukolwiek i by ktokolwiek mógł mnie z tym powiązać.

Oglądam całą maleńką produkcję przygotowaną na dwa stanowiska pracy, co jest dla mnie informacją, że Łuki od początku to planował, ale szukał dobrego momentu, lub potrzebował czasu, by się przekonać czy jestem odpowiednim kandydatem do tak zacnego przedsięwzięcia.

– Maska za każdym razem nowa? – pytam, bo niedowierzam.

Patrzę z uznaniem, jak bardzo Łuki jest sterylny. Nie dopuszcza do osadzenia się czegokolwiek, ale jak zaczyna tłumaczyć, że naczynia szklane od menzurek po skraplacze wymienia raz na tydzień, tak zatyka mnie po całości. Bo to kosztuje, wiecie? Szkło laboratoryjne jest atestowane. To nie wymiana szklanki, bo ci się zbiła. On co tydzień to wszystko wymienia, tym samym zwiększa koszt produkcji.

– Sram na koszt produkcji – Łuki macha ręką olewczo. – Mam wyrobić normę i jakość, a sprzętu nie oszukasz. Klienta też nie oszukasz, a nawet jeśli, przekłamiesz raz. Robimy na czysto Daro. W środku tygodnia jak zauważysz szarawy osad na jakimkolwiek szkle, wypierdol i bierz nowe. Nie potrzebuje pyłków i zanieczyszczeń.

Nie wiem co jest powodem, aż takiego baletu przy zachowaniu czystości dragów. Mogliby zwiększyć produkcję, zminimalizować koszty i nakurwiać to w świat na szeroką skalę, ale nie Łuki. On nie chce zajebać całego globu syfem, tylko dać trochę coś ponad marzeniami, by się o to zabijali.

– Spróbuj – Łuki bierze na łychę odrobinę białego proszku i sypie na metalowy, nieskazitelny blat stołu. Uno momento!

– Nie jestem kurwa ćpunem! – warczę na niego. A ten zaczyna rechotać jak debil.

Robi cieniutkie dwie kreski, za cienkie jak na standardową ścieżkę i wciąga na obie dziurki. Prostuje się, pociąga nosem, zatyka dwie dziurki palcami i próbuje na siłę wytworzyć ciśnienie pociągając nim. Przechyla głowę na boki jakby testował możliwości mięśni szyi i zerka na mnie.

00. NIE INNAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz