58. Ania i 59. Daro

425 60 98
                                    

Ania

Pozbawieni telefonów, wiedzy ówcześnie co z Gabi i Pablo zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Stało się. Śmierć dziewczyny Daro rozjebała moje serce i duszę na atomy. Kochałam ją, może wielce się o tym nie rozpisywałam, ale była jedną z nas. Ból po stracie, wyrzuty sumienia temu towarzyszące spowodowały objawy paniki jak u dziecka z chorobą sierocą. Podobnie jak Daro pozwoliłam sobie na wstrzyknięcie magicznej substancji byle tylko nie czuć nic.

Drugi cios mnie zmiażdżył doszczętnie. Inka! Dziewczyna, która stała się dla mnie jak siostra na przestrzeni roku i wspólnych weekendów. Nie, to wciąż nie była przyjaźń rzędu mnie i Daro, ale jeśli komuś ufałam, to jej. A teraz straciłam również ją.

– Dzwoniliśmy na jej telefon, ale jest wyłączony od wczoraj. Więc zaczęłam dzwonić do Sandi. Ta odebrała twierdząc, że wraca na mieszkanie i wszystko nam opowie – Karola relacjonuje zdarzenia.

– No i co powiedziała? – odzywa się Daro beznamiętnym głosem.

– Też zamilkła, a jej telefon jest wyłączony – odpowiada nam smutno Karola.

Przymykam oczy i zaczynam pomimo prochów pozbawiających myśli analizować wszystkie etapy, by zrozumieć co się podziało.

– Inka go kocha jak szalona – stwierdzam na wstępie. – Musiała coś usłyszeć od Marty.

– Albo pani Ewy – dorzuca Karola na wydechu. – Obie są siebie warte.

Dajemy za wygraną, bo żadne z nas nie pojedzie do Łodzi sprawdzić co się stało. Daro ma totalny zakaz na prowadzenie auta. Jego uraz szyjny, chociaż zaprzecza, jest poważniejszy jak u mnie czy Łukiego. On non stop mdleje, jeśli robi niekontrolowany skręt głowy w prawo.

Karola zostawia nas z obietnicą dopilnowania, by chociaż nam rzeczy przywieziono. Tego dnia też zaczyna się cyrk wizyt rodziców. Mama Daro, moi rodzice, Łukiego. Patrzę coraz na brata i widzę ból w jego oczach. Dopiero pod wieczór zaczynamy rozmawiać.

– Myślałem, że chociaż pani Grażynka przyjedzie – szepcze zawstydzony.

Rozumiem go, bo chociaż jestem narzeczoną Łukiego, nie czuję więzi emocjonalnej z jego rodzicami czy bratem. Daro zaś był nie tylko chłopakiem Gabi. Na przestrzeni ich wspólnej drogi stał się członkiem rodziny. On nie utracił jednej osoby, tylko ich wszystkich.

Lecz to co gorsze następuje w dzień wypisu, jak rodzice postanawiają nas rozdzielić. Daro stawia się jako pierwszy twierdząc, że jedzie na Prażmowskiego i tam będzie przeprowadzał rekonwalescencję. Próbuję podejść rodziców jego sposobem, ale są nieugięci. Łuki się nie broni. Ma gips, opatrunki na barku. Wciąż powtarza, że nie chce być dla nikogo problemem. Jedyne co...

– Weź Daro do domu Aniu – narzeczony szepcze mi na dzień przed wypisem.

I tak właśnie robię, chociaż brat stawia opór niemiłosierny, w efekcie ulega. Po drodze do Kalwarii zatrzymujemy się na Prażmowskiego. Tato pomaga nam spakować torby i już mamy jechać.

– Czy możemy zatrzymać się na Podgórskim? – Daro szepcze patrząc w okno. Zerkam na brata przerażona, on jedynie smutno wzrusza ramionami. – Wczoraj był pogrzeb – mówi wibrującym głosem. – Znalazłem to, wsunięte w szparę pod drzwiami – podaje mi kartkę, gdzie ktoś uprzejmy zostawił list z informacją. – To dziewczyny z Armii Krajowej – dorzuca beznamiętnym głosem.

Przełykam głośniej ślinę i potakuję, że tam właśnie jedziemy. Nie chcę czytać tego listu, nie mogę. Czuję, że moje prochy już puszczają i dopuszczają emocje. 

00. NIE INNAWhere stories live. Discover now