55. Ania i 56. Daro

385 62 83
                                    

*** Witajcie Kochani ***

Długo się zastanawiałam, czy aby na pewno taki dzień jak Święto Zmarłych jest odpowiednim momentem na udostępnianie rozdziału. Jednakże te dwa rozdziały są inne, bliskie mi personalnie. Każdy z nas kogoś stracił, opłakiwał (opłakuje), dziś odwiedził tej osoby miejsce spoczynku, zapalił znicz jako symbol i przypomnienie, że Ci, których naprawdę kochamy, nigdy nie odchodzą. 

Dlatego udostępniam rozdział z dedykacją dla Ewy B., pewnej młodej, cichej, a zarazem wesołej dziewczynie o anielskim głosie, której świeczka zgasła zbyt wcześnie. Minęło szesnaście lat i chociaż nie byłyśmy przyjaciółkami, wciąż ją wspominam. 

***


Ania

Od godziny jak pojebana krążę po zabiegowym i zerkam ukradkiem na pielęgniarkę, którą mi tu wsadzono jako prywatną opiekę. Najgorsza jest pieprzona bezsilność na potęgę!

– Proszę usiąść – nakazuje. – I tak pani nie wypuszczę. Ma pani gorset założony nie dla zabawy. Zaraz badania.

Prycham wkurwiona, bo dla mnie to niech ona sobie w dupę ten gorset wsadzi. I co z tego?! Nic mi nie jest!

– Co z moją rodziną? – pytam błagalnie.

– Nie wiem – wzdycha.

To już trzeci raz w ciągu godziny, kiedy przechodzimy identyczną wymianę zdań. Więc krążę. Najchętniej zamknęłabym się we własnym świecie, jak to miewam w zwyczaju. Założyła słuchawki na uszy i słuchała kawałków hip hopu. Często tak robiłam, gdy nie radziłam sobie z emocjami. Pokładami miłości do Łukiego i akceptacją jego chłodnej natury. Przymykam oczy i zaczynają skapywać łzy. Co ja narobiłam!

Nie wiem co z nimi, wyciągnęli mnie wpół nieprzytomną, nic nie pamiętam oprócz tego, że Pablo jęknął głośno uderzając w wystającą torbę zapewne z moimi butami, które celowo ściągałam, by wkurwić Łukiego. A teraz nie wiem nic. Łażę z zapiętym gorsetem i kurwa nic nie wiem!

Siadam w końcu i pozwalam, by łzy samoistnie skapywały na ciuchy. Zauważam, że pielęgniarka rozluźnia mięśnie barków usatysfakcjonowana, że się w końcu poddałam jej woli. Nie, to nie spokój nakazuje mi siedzieć, tylko strach o nich, miłość w stosunku do narzeczonego. Pieprzona myśl, że ostatnie co ode mnie słyszał, to opierdalanie na potęgę przez co rosną wyrzuty sumienia.

Z otchłani wspomnień wydobywam tekst piosenki Ascetoholixa i zaczynam nucić przez łzy, których pojawia się więcej przez treść w refrenie: „Gdy zbudzi nas dźwięk potłuczonego szkła, gdy przejdą fosę i dorwą się do bram. Mamy coś czego nie zabiorą nam. Gdy wzrok przesłoni gęsta mgła. Mamy swoje skarby. Mamy coś czego nie zabiorą nam".

Po telefonie pielęgniarka informuje mnie, że zostaję zabrana na prześwietlenie. Już chcę ruszyć za nią, ale nakazuje siąść na wózek inwalidzki i mam nie robić tu problemów. Ustępuję! Im szybciej zakończymy ten cyrk na kółkach, tym bliżej do momentu, w którym się dowiem co z moją rodziną.

Lecz po prześwietleniu gorsetu ściągnąć nie dają twierdząc, że może nic mi się nie stało, a może jednak. Lokują mnie na jakimś oddziale, a ja zamiast im siąść plackiem na dupie, zaczynam krążyć po wszystkich pokojach szukając ich.

– Ma pani leżeć.

Zatrzymuje mnie męski głos, więc się odwracam. To pielęgniarz, którego widziałam pod zabiegowym wcześniej. Oni się kurwa wszyscy zmówili!

00. NIE INNAWhere stories live. Discover now