31. Łuki

353 63 79
                                    

W dniu, kiedy postanowiłem się przyznać przed dwoma osobami, którym ufam bezgranicznie, że poszedłem w balet z Wieliczką, liczyłem się z konsekwencjami. Tak, to był kolejny wybór jakiego musiałem dokonać i niósł on ze sobą jedną z dróg. Mam dziewczynę i brata, lub właśnie ich straciłem.

Mogłem przecież ukryć fakt pracy dla Yogiego, jednak zbyt bardzo bałem się zagrożenia jakie było z nim związane, by Ania i Daro żyli na nieświadomce. Tylko tym razem wszystko okazało się być inne.

– Będziesz im robił prochy? – Daro syczy próbując oddać mi kasę. Jest wściekły niemniej jak dwa lata temu, kiedy go wjebałem w robienie narkotyków.

– Będę je testował – tłumaczę spokojnie. Widzę, jak Ania przykłada rękę zasłaniając usta. Jest przekonana, że wracam do dragów. – Jestem chemikiem, czy nie?! – warczę patrząc na oboje dzikim wzrokiem.

– Więc chcesz je sprawdzać poprzez reakcje? – Daro dopytuje spokojnie.

– Oczywiście, że tak! – unoszę głos. – Przecież wam obiecałem, nie wrócę do ćpania! Ale Yogi zalewa teren gównem...

– Samarytanin – Daro prycha uśmiechając się. Tak, jakby mu ulżyło. – Wjebałeś się w niezły balet Łuki. Dlatego nam o nim mówisz?

Brat nie odpuszcza. Jest cholernie domyślny, a ja kłamać nie mam zamiaru, więc potwierdzam skinieniem. Opowiadam im, jak mnie znaleźli, co zaproponował Yogi, jak długo się przed tym broniłem oraz, że w końcu uległem.

– Macie oboje wybór – dorzucam. – Nie mogę was zmusić, byście przy mnie byli, a tym bardziej narażać.

Ich milczenie jest dla mnie wymowne, więc ruszam do swojego pokoju i kładę na łóżku. Jedyne co dobrego, Daro nie oddaje mi koperty. Pomoże matce, ja nie stracę przyjaciela na studiach.

Nie mija pół godziny jak oboje wchodzą. Ania siada na tapczanie, Daro przy biurku. Pierwszy zaczyna on.

– Słyszałem od chłopaków z bramki, że ten Yogi jest łagodny.

– Całkiem do rzeczy, ale nie zna tego biznesu. Chujają go na stawkach, wpierdalają gówno.

– Domyślam się – cmoka i wzdycha jednocześnie.

– Nie wezmę tego do gęby – dorzucam. – Przysięgam wam!

Daro prycha uśmiechając się pod nosem, ale Ania wydaje się być nieobecna skubiąc palcami róg sukienki. Nie wiem co mógłbym dodać, jak ich przekonać.

– Dla mnie sprawa jest oczywista – Daro unosi dłonie jakby wszystko było jasne, a ja głośniej przełykam ślinę obawiając się najgorszego. – Robiłem to z tobą Łuki. Tak jak rozmawialiśmy, narko zawsze było, jest i będzie, nie zmienisz tego. Już wolę byś sprawdzał czystość przez wprowadzanie substancji w reakcje, jak tworzył im tego czyściocha.

– Nigdy im nie będę tego tworzyć, bo mnie kurwa nie puszczą!

Oczywiście, że nie jestem tępy do chuja! Przecież sam nie wymyśliłem składu kokainy. Jak zacząłem ją robić za gówniarza, Ruslan dał mi skład podstawowych produktów po swoim byłym chemiku. Gdyby Yogi wiedział co potrafię... byłbym uwiązany do końca życia, albo do momentu, aż nie przekażę im receptury.

– Więc ze mną sprawa zakończona – Daro zrywa się z krzesła gotowy do wyjścia. – Kasę ci oddam. Nie dziś, bo serio potrzebuję, ale ci oddam Łuki.

– Powiedzmy, że to podziękowanie, że nas wtedy uratowałeś zachowując zimną krew – odpowiadam z wdzięcznością. – Dbaj kochaj chroń brat!

00. NIE INNAWhere stories live. Discover now