6. Łuki

467 76 65
                                    

Kolejny raz brakuje mi odwagi, wiem. Pomimo wydarzeń z końca stycznia, kiedy odkryłem, że Ruslan pracuje dla Siergieja, a moje dragi są też upłynniane tu, na miejscu, spuszczam łeb i nie mówię ani słowa Daro. Ruslan polecił mi, bym nie wnikał, więc nie wnikałem. Skrupulatnie zajmuję się tym co umiem, czystością narkotyków. Resztę czasu poświęcam nauce i Ani, a w wakacje na brak nudy narzekać nie możemy produkując w zwiększonych ilościach. W końcu robimy zapasy.

– Jak cię dupa swędzi Chemiku, to się podrap! – Ruslan syczy mi wzburzony do ucha przez telefon.

– Nie wiem o czym do mnie mówisz – odpowiadam mu spokojnie.

– Mówiłem ci łba nie wychylaj, nie węsz, to polazłeś pod pierwszą latarnię jak ostatnia pizda kłapiąc dziobem za mocno.

Zatyka mnie, bo po pierwsze nic nikomu nie mówiłem, po drugie nie wypytywałem aż tak. Owszem, z początkiem lipca zawitałem do klubu, gdzie szef grupy Wieliczki, Yogi, rozprowadza swoje narkotyki, ale nie w sprawie narko tam byłem. Wziąłem jedynie Patryka i powiedziałem, że mam chętnego na bramkę wspominając, że Daro u nich pracował.

– U nikogo nie byłem i nic nie mówiłem – unoszę głos. – Sprawdzaj informacje, zamiast przetwarzać jakieś bzdury.

– Sprawdziłem – wchodzi mi w słowo.

– Ja kurwa też! – również mu przerywam i nastaje cisza.

Czekam, wolę odczekać. Trzy lata z nim współpracuję, od pół roku wiem, że Siergiej jest szefem, chociaż o tym nie mówię. Od kilku miesięcy tworzę na zmianę z Daro dragi zasilając rezerwy Wieliczki i niech mi kurwa nie wciska, że tak nie jest. Znam smak własnego towaru, wiem co mówią na mieście, tępy nie jestem. Śródmieście i Kazimierz jest zalane czystymi dragami, uderzają i powodują stany euforyczne. To z moich rąk, swoje dzieło po opisie poznam.

– I chyba mamy impas Ruslan – odzywam się szyderczo. – Bo gościa z łbem od zarządzania można łba pozbawić, a chemikiem człowiek się rodzi.

– Ty chyba się zapominasz chemiku – drwi ze mnie.

Nie komentuję, wolę przeczekać. W obecnej sytuacji ryzykuję sobą i Darkiem. O ile jestem gotowy ponieść konsekwencje, o tyle Darka muszę od tego uchronić.

– Zagroź mi jeszcze raz Ruslan, a sam sobie zarządzaj pustą produkcją!

Stawiam wszystko na jedną kartę, bo nie mam wyboru. Zawsze się tego obawiałem. Znajdzie coś na mnie, cokolwiek i będzie próbował boczną drogą się pozbyć zwłaszcza, że ma mój dziennik na laptopie.

Tylko, że dni mijają, Ruslan się nie odzywa, jakby podarował temat, odpuścił. Zajeżdżamy normalnie na produkcję, robimy co do nas należy, zapisuję wszystko na laptopie i na tym jest koniec. Do czasu...

W ostatni wolny przed studiami weekend wjeżdżamy na produkcję jak zawsze. Daro dogląda czystości szkła, ja mam sprawdzić zapasy. Do Ruslana nie odzywam się od jego pieprzonych gróźb i mam to w dupie, bo niby co on mi może zrobić?

Wchodzę do biura jak zawsze, zaświecam światło i sztywnieję na widok Ruslana. Leży na podłodze, ma rozciętą brew, krew sączy się z dolnej wargi.

– Co ci kurwa? – dobiegam do niego.

– Spierdalaj dzieciaku – sapie ostatkiem sił charcząc na zmianę.

Ale nie dane mi jest wykonać polecenie, jak zza siebie słyszę...

– Okłamałeś mnie chemiku! – Wypowiedziane zimnym głosem z rosyjskim akcentem.

00. NIE INNAWhere stories live. Discover now