Rozdział V

209 91 13
                                    

Dopóki żyję, jest dobrze

6 października 2023 

Piątkowy wieczór nie zapowiadał się najlepiej – niewielki, biało-różany jak płatki stokrotek zegar wybił godzinę dwudziestą, a to znaczyło, że lada moment Gloria i Eryk wrócą do domu, po jednodniowym wyjeździe w sprawie ich nowego projektu, który narodził się dobry rok temu, ale na jego realizację nigdy nie wystarczało czasu, aż dotąd. Praca pochłonęła ich całkowicie, a Nela zdała sobie sprawę z tego, że nigdy żadne z nich nie uchyliło, choć rąbka tajemnicy, na czym opierał się ich fantastyczny projekt, mający odmienić życie setek ludzi.

Ostatnie godziny poprzedniego dnia przeznaczyła na długie odwiedziny u ukochanego taty i młodszej siostry, podczas których towarzyszył jej Alan. W Magicznym Ogrodzie kupili dwa, dosyć sporych rozmiarów bukiety: pierwszy składał się z goździków zachowanych w kolorach różu i żółci oraz herbacianych róż. Ten właśnie bukiet trafił na grób, nad którym dziewczyna nie raz wylała morze łez. Drugi zaś – ten, który swoje miejsce znalazł na pomniku rodziców Alana – został zrobiony z chryzantem, białych róż i fioletowych frezji.

Zjedli też – z umiarem – kilka czekoladek, które Nela dostała od Wita i Mel miesiąc temu w dniu swoich urodzin. Jej świętej pamięci babcia powtarzała, żeby nie spożywać słodkości w miejscu wiecznego spoczynku, bo wtedy można pożegnać się ze swoimi zębami, gdyż te spróchnieją i wypadną. Kiedy w domu przeglądała się w lustrze, zauważyła jednak, że jej wszystkie zęby są na miejscu i mają się co najmniej dobrze.

Kolejny głupi przesąd – myślała. – Głupi, ale i tak sprawdziłaś, czy nic ci się nie ukruszyło – dodała, co wywołało nieznaczny uśmiech na twarzy.

Wstawiła też trzy nowe rozdziały na Wattpada: dwa pierwsze zawierały wiersze, a kolejny – jeden z ulubionych cytatów z Ostatniego jednorożca.

Przed zaśnięciem, owinąwszy się kołdrą, która przybrała postać kolczastego pancerza broniącego ją przed negatywnymi emocjami oraz wstrętnymi myślami o porcelanowej skórze pokrytej szkarłatem, starała się uspokoić i przygotować swoją psychikę na moment, kiedy będzie musiała się skonfrontować z opiekunami.

Ten moment właśnie zastał.

– Kornelia! – krzyknęła z dołu jej mama, przechadzając się niespokojnie po korytarzu, tupiąc przy tym obcasami swoich wysokich na osiem centymetrów szpilek.

Westchnęła, rozmasowując palcami prawej ręki skórę czoła.

Jeden, dwa, trzy – liczyła w myślach. – Zaraz tutaj przyjdą, znowu go zobaczę. Cztery, pięć, sześć, sied...

– Co to ma, do jasnej cholery, znaczyć? – Wskazała na ekran telefonu, na którym widniała czerwona jedynka z plusem.

Proszę, tylko nie porównuj mnie do innych – błagała w myślach.

– Miałaś się uczyć.

– Uczyłam się, naprawdę – tłumaczyła, patrząc w ciemne jak parzona kawa tęczówki kobiety.

– Tak? Uczyłaś? – Drwina wydobywała się kilogramami z jej ust.

– Tak, uczyłam – odpowiedziała, pewna swoich słów jak nigdy dotąd.

– Właśnie widać. – Jej usta spięły się, kiedy lustrowała ją wzrokiem. – A Klara co dostała? Albo Zuzka.

Mamo, proszę – błagała w myślach. – Nie rób mi tego.

– No, słucham – ponaglała ją.

– Obie dostały czwórki – szepnęła, a wtedy poczucie winy dało o sobie znać w okolicach serca.

Bajka, w której nie ma księcia: Delikatna jak lalka z porcelanyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora