Rozdział VI

173 84 18
                                    

Szczęście stracone w maju

8 października 2023 

Autobus wjechał w – już czwartą – dziurę w ciągu dziesięciu minut. Jej głowa miękko opierała się na ramieniu blondyna, który niepostrzeżenie zrobił kilka zdjęć uwieczniających śpiącą brunetkę. Lekkie ciało dziewczyny podskakiwało i drżało na przemian, kiedy koła pojazdu napotykały niewielkie przeszkody na asfalcie. Ich palce były splecione przez całą drogę. Alan lubił to robić – ten niewielki gest od najmłodszych lat Kornelii sprawiał, że czuła się pewniej, wiedząc, że ma kogoś takiego przy sobie.

– El – szepnął – zaraz wysiadamy. – Przesunął palcem po jej szyi, żeby wzbudzić na jej skórze leciutkie łaskotki. Gdyby nie fakt, że była dopiero co rozbudzona – zaczęłaby się wierzgać na wszystkie strony.

– Wynieś mnie na rękach – mruknęła, zakrywając dłonią twarz przed promieniami słońca, padającymi prosto na jej oczy.

– Gdyby tylko było tutaj więcej miejsca... – westchnął, wpatrując się z uśmiechem na ich dłonie, złączone nierozerwalnym węzłem przyjacielskiej relacji.

Autobus się zatrzymał. Odczekali krótką chwilę, aż inni pasażerowie się przesuną, żeby zrobić miejsce osobom wychodzącym. Pociągnął ją z wyczuciem za rękę, a ona poddała mu się bez zbędnego oporu. Chłopak wybrał przystanek jak najbliżej galerii handlowej ze względu na to, że Nela niekoniecznie lubiła długie wycieczki po mieście. Zdecydowanie bardziej była chętna na niekończące się spacery w okolicach ich miejsca zamieszkania.

Przechodzili tuż obok bazyliki Mariackiej. Ogromny budynek o stonowanych kolorach zawsze przykuwał uwagę Kornelii, ilekroć go widywała. Mówiła, że tego typu budowle są inspirujące.

– Kto to widział, żeby w dzień pański chodzić z takimi dziurami w spodniach, to się nadaje do cerowania – zaczepiła ich kobieta o posrebrzanych ze starości włosów, trzymająca różaniec w ręce. Ten komentarz był skierowany do dziewczyny, bo tylko ona z ich dwójki miała błękitne jeansy z owymi „ozdobnikami". – Młodzież powinna o tej godzinie być w kościele, a nie włóczyć się gdzieś po zapchlonych kamienicach.

Ale jakich kamienicach? – Neli nasunęło się to pytanie.

– Chodźcie ze mną. – Postukała laską w kostkę brukową. – Może się jeszcze nawrócicie – syknęła.

Kornelia chciała już powiedzieć: przepraszam, ale nie chcę wdawać się w dyskusję z nieznajomą dla mnie osobą, ale jak zwykle – Alan postanowił jako pierwszy zabrać głos w tej sprawie.

Hell win, zna pani angielski. – Staruszka wybałuszyła oczy, przyciskając różaniec do piersi. Chyba naprawdę rozumiała ten język. Trzy pary oczu wpatrywały się w siebie w milczeniu, które jednak po chwili przerwał blondyn, mówiąc: – Jestem ateistą. – I pociągnął Nelę za sobą, oddalając się od kościoła.

– Alan... – zaczęła, chwytając go pod ramię.

– Wiem, że to nie było na miejscu – odparł zupełnie szczerze. – Ale dobrze wiesz, że nie lubię, kiedy ktoś komuś narzuca wiarę. Ja wierzę w siebie i to powinno innym wystarczyć.

Tematy religijne były dla niego niezwykle delikatne, tak jak temat wypadku jego rodziców – o okolicznościach śmierci nie rozmawiał nawet z nią, choć jeśli już Nela o to pytała, to nigdy tego nie ignorował, a jedynie odpowiadał: jeszcze przyjdzie czas, w którym o tym usłyszysz. Natomiast kiedy Borys podejmował ten temat – Alan mimo drżących warg zgrywał twardziela i mówił, że nie jest to temat warty niczyjej uwagi. Później przychodził do domu, wyjmował spod łóżka stary gramofon mamy, a ze starego pudła w szafie – płyty winylowe taty z kawałkami retro. Razem tworzyły spójną całość. Blondyn chętnie przepadał w toni dźwięków, które tworzyła igła płynąca gładko po spiralnych wyżłobieniach.

Bajka, w której nie ma księcia: Delikatna jak lalka z porcelanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz