Rozdział ósmy

5.3K 738 338
                                    

Wybaczcie poślizg, dopiero wróciłam do domu ;)

___________________________________

– Po raz setny powtarzam ci, że moje wizje tak nie działają.

Stoimy z Hardym na ulicy jakąś przecznicę od magazynu. Wokół nas kręcą się przemienione wilki, co w innej okolicy pewnie wzbudziłoby sensację, ale nie tutaj. Tu wokoło i tak prawie nie ma ludzi.

Grupa tropicieli doprowadziła nas do tego miejsca jak po sznurku, ale tutaj zaczęły się problemy. Hardy podejrzewa, że nasz wilkołak dopiero w tym miejscu wsiadł do samochodu i dlatego ślad się urwał. Wilki wciąż węszą dookoła, ale że na ulicy nie ma kamer, kodiak uznał, że powinnam wkroczyć do akcji.

Tyle że to nie jest takie proste. Łatwiej było mi wywołać wizję w magazynie, w sterylnym miejscu, gdzie poza ofiarą, napastnikiem i policją prawie nikt się nie pojawiał. Tutaj, w miejscu publicznym, na ulicy, którą przejeżdżają setki samochodów, ciężko jest wyłapać właśnie to, co wszyscy chcieliby zobaczyć. Od kilku minut siedzę po turecku na chodniku tam, w którym urywa się trop, i nadaremnie próbuję się skupić.

Hardy nie pomaga.

– Co w tym takiego trudnego? – prycha. – Po prostu powiedz nam, co się z nim stało!

– Skoro to nic trudnego, to może sam to ogarniesz? – warczę.

– Mogę zmieniać się w niedźwiedzia, kiedy tylko chcę – oświadcza. – Więc dlaczego ty nie możesz wywołać wizji, kiedy chcesz?

Przewracam oczami

– Bo moje umiejętności są troszeczkę bardziej skomplikowane niż głupia przemiana zmiennego.

Hardy posyła mi nieżyczliwe spojrzenie, ale na szczęście nie odpowiada. Stoi nade mną jak kat, co mnie jeszcze bardziej wkurza.

Kiedy rano wyszłam z domu, SUV-a z Remym w środku już pod nim nie było. Powinnam czuć ulgę, a jednak z jakiegoś powodu byłam rozczarowana. Powinnam sobie chyba zrobić przeszczep mózgu, bo to jasno świadczy o tym, że coś z nim nie tak.

Może Neve udało się coś zdziałać i Ian odwołał ogary; trudno powiedzieć, bo więcej się do mnie nie odezwała. A może Remy uznał, że ma gdzieś ochronę takiej furiatki jak ja i po prostu zrezygnował. Powinnam się cieszyć.

Dlaczego się, do cholery, nie cieszę?!

Przymykam oczy i próbuję wyrównać oddech. Odsunąć od siebie wszystkie problemy, które zawracają mi głowę. Oczyścić umysł. Uprawianie jogi czasami pomaga w wywołaniu wizji, dlatego robię to od lat, ale tym razem mam trudności ze skupieniem się. Za dużo się wokół mnie dzieje.

A Hardy nadal nie pomaga.

– Ogarnij się, Pepper. Nie mamy całego dnia.

Otwieram jedno oko i spoglądam na niego nieżyczliwie.

– Myślisz, że gdybym cię teraz dotknęła, miałabym wizję, jak wykrwawiasz się po postrzale z mojej broni?

Uśmiecha się niebezpiecznie i wyciąga w moją stronę rękę.

– Zawsze możemy spróbować, niedotykalska.

Zwijam dłoń w pięść, jakbym chciała go walnąć, ale w tej samej chwili na ulicy parkuje kolejny samochód. Zerkam na niego kątem oka i zamieram. Znam tego SUV-a.

Ze środka wysiada Remy Beckett i jednym spojrzeniem ogarnia całą sytuację.

– Nie dogadujesz się z kolejnym zmiennym, papryczko? – rzuca. – Szokujące.

Wilcze wizje | Nieludzie z Luizjany #4 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now