Rozdział trzynasty

5.3K 749 255
                                    

Łapcie środowy rozdział i zapowiedź maratonu świątecznego: od piątku do poniedziałku wpadną aż cztery nowe rozdziały! Mam nadzieję, że nie możecie się doczekać <3

____________________________

Z Neve spotykam się w High & Low.

Przychodzę pierwsza, ale ona dołącza wkrótce po mnie. Nie zdążam nawet wypić jednego fireballa.

Chcę zacząć od pytań na temat Remy'ego i sprawy martwego wilkołaka, ale kiedy tylko mnie przytula, od razu wyczuwam coś dziwnego. Mam szybką, krótką wizję, w której dostrzegam kołyskę i słyszę płacz dziecka. I już wiem, dlaczego Neve tak nalegała na spotkanie, zamiast porozmawiać ze mną przez telefon.

– Jesteś w ciąży! – piszczę, ściskając ją jeszcze mocniej. – Gratulacje!

Neve się śmieje, odpowiada na uścisk, a potem się z niego wyswabadza i wzdycha z udawaną irytacją.

– Niczego przed wami nie można ukryć. Niczego! Człowiek nie może nawet zrobić żadnej niespodzianki! – żali się. – Wiesz, jak sama się dowiedziałam? Ian wszedł do pokoju i wyczuł to w moim zapachu. Poważnie! Nawet o własnej ciąży nie dowiedziałam się pierwsza! Życie z nieludźmi jest takie uciążliwe.

Jasne. Jej szeroki uśmiech mówi wyraźnie, jak bardzo źle czuje się z tego powodu.

– Ian na pewno się cieszy? Co na to reszta rodziny? – zagaduję ją.

Kiedy kelnerka podchodzi, by przyjąć zamówienie od Neve, milkniemy na chwilę, ale wznawiamy rozmowę, gdy znowu zostajemy same. Neve zamówiła wodę z cytryną. Poważnie. WODĘ Z CYTRYNĄ.

Muszę sobie znaleźć inną najlepszą przyjaciółkę, z którą będę piła. Może Tabby będzie chętna.

– Och, wszyscy są podekscytowani – zapewnia mnie radośnie. – Nawet ja sama jestem, chociaż jeszcze parę miesięcy temu miałam bardzo mieszane uczucia, jeśli chodzi o dzieci. Ale z Ianem to wszystko wydaje się jakieś takie... naturalne. W każdym razie teraz czekają mnie bardzo trudne miesiące, więc korzystam z wolności, póki mogę.

– Bo spuchniesz i będziesz ciągle biegała sikać? – domyślam się ze współczuciem.

Neve kręci głową.

– Nie, bo wilkołaki nie będą chciały odstępować mnie nawet na krok. Już teraz Ian dostaje świra na punkcie zabezpieczeń. Wiesz, że przed barem czeka na mnie ochroniarz? Powiedziałam mu, że miotnę w niego zaklęciem, jeśli chociaż spróbuje wejść do środka.

– To nie w porządku – śmieję się. – Takie dostał rozkazy. Każesz mu czekać w samochodzie?

– Tak. To nie moja wina, że wilkołaki są ślepo posłuszne Ianowi. – Wzrusza bezlitośnie ramionami. – Mam nadzieję, że rozboli go kark albo dupa.

– Jesteś podła.

– A ty to uwielbiasz. – Neve szczerzy się do mnie. – A propos ochrony...

Ponieważ domyślam się, jaki temat chce podjąć, szybko wchodzę jej w słowo.

– A jak właściwie się czujesz? Nic ci nie dolega? Byłaś już u lekarza? Wszystko w porządku?

– Zwolnij trochę – prosi ze śmiechem. – Byłam u lekarza, z płodem wszystko w porządku. Ma wilkołacze geny, więc zapewne jest silniejszy ode mnie. Pewnie mógłby mi się przegryźć przez macicę i urodzić jak obcy.

Brrr. Wzdrygam się na samo wyobrażenie takiej sceny.

– Z płodem? – powtarzam z niedowierzaniem. – Jak ty mówisz o swoim dziecku?

Wilcze wizje | Nieludzie z Luizjany #4 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now