Rozdział trzydziesty czwarty

5K 786 169
                                    

Zgodnie z obietnicą: łapcie, jutro ostatni!

__________________________________

Krzyczę, lecąc przez pomieszczenie; zasłaniam głowę ramionami, a potem z impetem wpadam na przeszklony regał.

Ból eksploduje w całym moim ciele. Dopiero po chwili, gdy mija pierwsze oszołomienie, stwierdzam, że leżę na podłodze wśród resztek regału, jego zawartości i potłuczonego szkła. Kilka mniejszych kawałków powbijało się we mnie w różnych miejscach, krew spływa ze mnie powoli, ale nie to jest najgorsze.

Kurwa.

Żebra tak kurewsko bolą mnie przy każdym wdechu, że chyba niemożliwe, żebym ich nie uszkodziła.

– Junie! – Krzyk babci przywraca mnie do świadomości. – Nic ci nie jest?!

Chce do mnie podbiec, ale zatrzymuję ją jednym ruchem ręki. Leżę w potłuczonym szkle, jeszcze tego brakuje, żeby ona też tu wlazła! Wyciąga do mnie rękę, a ja z jej pomocą wstaję chwiejnie na nogi i rozglądam się dookoła.

Nigdzie nie widzę Remy'ego, a drzwi na zewnątrz są otwarte. Kurwa!

– Idę za nim – decyduję stanowczo.

Babcia kręci głową.

– Nie możesz w tym stanie! – protestuje. – Cała krwawisz! Junie, proszę, zaczekaj na wilkołaki...

– Nie mam czasu czekać na wilkołaki! – przerywam jej, po czym kulejąc nieco, ruszam w kierunku drzwi. Babcia idzie za mną. – Nie rozumiesz? Muszę go zatrzymać. Muszę wiedzieć, dokąd idzie! Nie mogę go zostawić!

Babcia wciska mi w rękę moją komórkę, a ja zrzucam z nóg szpilki i na bosaka wybiegam na zewnątrz. Rozglądam się po niemalże pustej ulicy, szukając jakiegoś śladu po Remym. Dostrzegam zdemolowane auto po drugiej stronie ulicy, z trudem kuśtykam więc w tamtą stronę.

Remy chciał dopaść człowieka, który do nas strzelał. Być może zostało mu to w głowie nawet podczas przemiany i dlatego zamiast atakować mnie, wybrał faceta na ulicy. A skoro jego samochód nadal tu stoi, to oznacza, że nie zdążył odjechać. Być może chciał zobaczyć, czy środek podziała tak, jak przypuszczali. Być może zorientowali się, że w internecie jesteśmy niemalże celebrytami i wszyscy nas kochają, i postanowili udowodnić wszystkim, że Remy tak jak inni jest tylko bezmyślnym zwierzęciem. Tak naprawdę nie mam pojęcia, co kieruje tymi ludźmi, i nie chcę się nad tym w tej chwili zastanawiać. Chcę tylko znaleźć faceta, którego kocham, i przekonać go, że wcale nie jest bezmyślnym zwierzęciem.

Tylko że kiedy go w końcu znajduję, nie jestem pewna, czy dam radę.

Facet, który do nas strzelał, nie uciekł daleko. Zapewne Remy w pierwszej kolejności skasował jego samochód i dlatego tamten próbował zwiać pieszo. Kiedy docieram do auta, słyszę warkot i jakieś inne, dziwne dźwięki, od których robi mi się niedobrze. Dobiegają z zaułka nieco dalej po tej samej stronie ulicy. Idę w tamtą stronę, choć wszystko we mnie krzyczy, żebym uciekała.

W zaułku jest ciemno i potrzebuję chwili, żeby przyzwyczaić wzrok i zobaczyć, co tam się dzieje. Podchodzę jeszcze bliżej, do wylotu zaułka, i opieram się o ścianę, bo nogi nagle robią mi się miękkie w kolanach. Serce wali mi tak szybko, że zaraz dostanę chyba zawału.

Na ziemi leży mężczyzna – na tyle, na ile mogę dostrzec rysy twarzy, wydaje mi się, że to Dan Winston. Trudno to określić z całą pewnością, bo jest zakrwawiony, a część jego twarzy została zmiażdżona. Klatkę piersiową ma niemalże rozprutą. Wszędzie widzę krew, jej metaliczny zapach drażni mnie w nos. Nad mężczyzną pochyla się zaś coś, co jeszcze przed chwilą było Remym, i pastwi się nad zwłokami.

Wilcze wizje | Nieludzie z Luizjany #4 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz