Rozdział 7.

77.2K 4.8K 7.9K
                                    

Seth

Wyłączyłem laptopa w chwili, w której zegar wskazywał dwudziestą. Ścisnąłem grzbiet nosa i zamknąłem oczy, by odzyskać ulgę z patrzenia. Poruszyłem karkiem, by złagodzić napięcie, które przez cały dzień siedzenia za biurkiem zaczynało mi doskwierać.

Okolica była oblana mrokiem, gdy wyszedłem z firmy, choć światła ulicznych lamp rzucało światło na chodnik. Moje uszy wypełniły dźwięki miasta, od klaksonów, przez szelest drzew, aż po kroków przechodniów, co stanowiło wyraźny kontrast do wyciszonego biura.

Włączyłem przycisk na pilocie, lecz zanim wsiadłem do auta, sprawdziłem telefon. Dobrą godzinę temu wysłałem Phoenixowi wiadomość, a ten nawet nie raczył jej odczytać. Musiałem mieć pewność, że niczego nie odwalił, w szczególności, że była z nim panna Heart.

Wiadomość zwrotna nie nadeszła nawet wtedy, gdy byłem pod domem. Status wysłano nie zmieniał się od trzydziestu minut. Mój brat zazwyczaj miał telefon przy dupie, powinien wysłać mi chociażby kciuka w górę.

– Wpędzisz mnie, kurwa, do grobu – wymamrotałem pod nosem.

Sprawdziłem jego lokalizację. Był w klubie, do którego najczęściej chodziliśmy z braćmi. Zablokowałem smartfon i wszedłem do domu.

Najpierw zdjąłem buty, lecz zanim zacząłbym się dotykać, musiałem umyć ręce. Później rozebrałem się do naga i wstąpiłem pod prysznic.

Coś jest nie tak. Podszeptywało mi sumienie.

Wcisnąłem przycisk na panelu. Czułem, jak mocno zabiło mi serce. Oparłem czoło na drewnianym wykończeniu.

Trzy głębokie wdechy. Chwila przerwy. Dwa głębokie wdechy. Chwila przerwy. Jeden głębszy wdech.

Ponownie uruchomiłem prysznic, by zmyć zalegającą pianę. Po wszystkim owinąłem ręcznik wokół bioder i zaczesałem włosy w tym. Niecierpliwie złapałem za telefon.

Minęło półtorej godziny, a Phoenix wciąż nie wyświetlał wiadomości. Zadzwoniłem do niego. Nie odbierał. Kolejny raz. Nic.

– Nawet nie wiesz jak bardzo masz przejebane...

Ubrałem się w ciemne spodnie i golf w tym samym kolorze. Wolałem nie zakładać koszuli, jeśli w najgorszym wypadku miałbym wyprowadzać brata z klubu, a jego wizyty w tym miejscu kończyły się w różnym stanie.

Ten gnojek zaburzył mój harmonogram dnia. Po prysznicu powinienem wypić kawę i przeczytać przynajmniej pięćdziesiąt stron książki, a zamiast tego, musiałem pędzić mercedesem przez Seattle.

Wysiadłem z auta i ponownie wykonałem połączenie.

– Co? – warknął lodowato, a odległe dźwięki ryczącej muzyki przeszyły powietrze.

– Po cholerę ci telefon, skoro go nie odbierasz? – Ostatkiem opanowania nie ryknąłem na całe gardło. – Dlaczego mi nie odpisałeś?

– Bo mam dwadzieścia pięć lat i nie potrzebuję niańki? – Udawał, że się zastanawia, po czym wydał dźwięk wygranej w teleturnieju. – Tak, to prawidłowa odpowiedź!

– Myślisz, że to jest, kurwa, zabawne? – Obnażyłem zęby, wkurwiony do granic możliwości. – Gdzie jest dziewczyna?

– Wyluzuj, okej? Tańczy i całkiem dobrze się bawi.

– Czy choć raz możesz zachować powagę? – Potarłem twarz z frustracji. – Kończcie imprezę, odwieziemy ją do domu.

– Nie ma mowy. – Irytacja wyzierała z jego słów. – Wyjdziemy stąd wtedy, kiedy będziemy tego chcieli.

Black Lies +18 W SPRZEDAŻY Where stories live. Discover now