26. Charlotte, nie Lottie.

7.5K 365 161
                                    

– Wypuśćcie mnie! – warknął Aaron, mocno przyczepiony do krzesła za pomocą dużej ilości sznura. – Lottie, proszę.

Siedziałam pół metra od niego, skulona na drewnianej skrzynce. Dłonie złożone jak do modlitwy okalały połowę mojej twarzy, lecz pokazywały wszystkim moje zaszklone oczy.

Nie mogłam wyciągnąć z siebie ani słowa.

Od pół godziny wiercił się na krześle, bo nie wiedziałam co z nim zrobić. Toczyłam wewnętrzną walkę o spokojne sumienie, lub zaspokojenie żądzy zemsty. Dlatego patrzyłam na jego dość mocno obite oblicze, i rozmyślałam, co zrobić. Tylko tyle potrafiłam, tylko tyle musiałam.

– Dla ciebie, nazywam się Charlotte, nie Lottie – odparłam sucho, wżerając w jego twarz własne spojrzenie.

– Ale jesteś moją siostrą. – zarzucił.

– Ale byłam twoją siostrą. Teraz chcesz tylko wydostać się z tych sznurów, i dalej niszczyć mi życie.

– Lottie...

– Charlotte. – poprawiłam go.

– Charlie...

– Charlotte. – kolejny raz zwróciłam mu uwagę.

– Charlotte – odparł głośno i wyraźnie, bym nie przerwała mu wypowiedzi po raz trzeci. – Nigdy nie chciałem zniszczyć ci życia...

Parsknęłam słabo pod nosem.

– Do dwudziestego roku życia uważałam cię za ideał. Mój własny ideał, za którym podążałam, żeby w ogóle przeżyć kolejny raz. I wyobraź sobie mój zawód, kiedy dowiedziałam się że umyślnie zostawiłeś mnie w tym domu, po czym zniszczyłeś życie, które budowałam cegiełka po cegiełce tutaj, w Nowym Jorku.

Przełknął ślinę, a jabłko Adama na jego zroszonym potem gardle nagle się poruszyło.

– I co ja mam z tobą zrobić, Aaronie? Chociaż nie, już nawet tak się nie nazywasz – myślałam na głos, ignorując wypełnionego gniewem Tate'a, z uwagą słuchającego Vincenta, oraz zmartwionego Reida. Czuwali tuż za moimi plecami, gdyby mojemu bratu wymsknęło się zbyt dużo agresji.

– Mam na imię Adam. – wypalił, kompletnie rozszarpując moje serce.

– Adam. – wypowiedzenie tego imienia, usłyszenie go po tylu latach było dla mnie boleśniejsze, niż się spodziewałam.

Nie sądziłam, że kiedyś z moich czy innych ust usłyszę imię taty.

Zagryzłam wargę, ponieważ łzy mogły w każdym momencie wylecieć z moich oczu, a wtedy ciężko byłoby je opanować, i zachować się jak przyzwoita, oraz silna kobieta.

– Gdzieś widziałam to imię. – pokiwałam powoli głową. Na nagrobku mojego ojca. – Gdzieś również je słyszałam. – w tym okropnym szpitalu.

Wszystko wróciło.

W tej chwili nie byłam Charlotte, która potrafi wszystko, co jej się przyśni, ani Medusą. Byłam małą Lottie, przy swoim dużym braciszku, tuż po śmierci ojca.

Ale wszystko równie szybko zniknęło.

– Miło, że nie zakopałeś ojca w przeszłości, tak jak mnie.

Agresywnie ruszył się razem z krzesłem, ale przez to nawet moja powieka nie drgnęła.

– Wypuśćcie mnie stąd – zażądał od trzech braci, którzy nijak interesowali się jego błaganiem.

Dali mi wolną rękę. Mogłam się zemścić, mogłam go puścić wolno.

– Nie, dzięki – odparł Vincent, powtarzając swoją odpowiedź któryś raz z rzędu.

Let Me FollowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz