29. Spokój w chaotycznym świecie.

7.5K 434 385
                                    

Burmistrz milczał.

Burmistrz czekał, aż umrzemy z niecierpliwości. Z bezsilności w obecnej sytuacji.

I faktycznie tak było. Pierwszy czerwca zbliżał się wielkimi krokami, każda godzina przybliżająca nas do tej daty powodowała u mnie falę strachu. Mogliśmy jedynie bezczynnie czekać, bo pospieszanie go w tej decyzji mogło przynieść więcej szkód, niż korzyści.

Dlatego żyliśmy swoimi życiami. Razem z Reidem kontynuowaliśmy walkę o zakończenie dość trudnego semestru wiosennego, który w moim przypadku kończył się kilkoma pracami pisemnymi na dane tematy. Vincent pracował, Tate uczył się w liceum. Po prostu żyliśmy, i ograniczaliśmy nasze spotkania, bo przez nie czuliśmy jeszcze większą bezradność.

Przez ten cały czas oczekiwania nawiedzały mnie okropne myśli, jak i koszmary. Wyobrażałam sobie moje życie po zabiciu burmistrza. Nie było ono zbyt kolorowe. Tak samo jak cała ta misja, ponieważ ciągle wymyślałam nowe błędy, jakie mogliśmy popełnić. Było ich mnóstwo, a każdy jeden mógł spowodować, że zostaniemy z niczym.

– Jakby nie ich przekształcone głosy, na bank bym je rozpoznał! – zarzucił Matt przed drzwiami sali, w której za dziesięć minut zaczynaliśmy zajęcia.

– Matt, w tym mieście jest ponad osiem milionów mieszkańców – powiedziałam, poprawiając czerwoną szminkę na ustach. – Wątpię, żebyś znał głos każdego z nich.

– Przysięgam, że jeden brzmiał znajomo, i gdyby nie ta modulacja, to bym na pewno wiedział – zarzekł się, przykładając dłoń do swojego serca.

– Jaaasne. – zgodziłam się fałszywie, choć poczułam lekkie ukłucie niepewności, bo nie wiedziałam o jaki głos mu chodziło. – Pewnie gdzieś ci dzwoni, ale nie wiesz w którym kościele.

– Dokładnie!

Zza filaru, gdzie wypływały dziesiątki studentów, wyszedł Tate ubrany w czarną koszulę, czerwony krawat, szary garnitur. Dziewczyny trzymające po dwie książki w rękach, oraz te które opierały się o parapet i plotkowały na swoje tematy, zaczęły oglądać się za najmłodszym Griffinem. Zerkały na niego ukradkiem, pokazywały palcem, i wyrażały swoich spojrzeniem zauroczenie.

– Wow, jakaż to okazja na tak elegancki strój? Dzisiaj jest ten specjalny dzień, w którym zamierzasz dojrzeć? – zapytałam kpiąco, mierząc się z niezbyt zadowolonym wzrokiem Tate'a.

– Kto to jest? – spytał Matt, patrząc na nastolatka.

– To jest Tate, brat Reida – wyjaśniłam. – Tate, to jest Matt, mój przyjaciel.

,,Ignorując mój szok, że jednak masz znajomych, to mam pytanie. Jak wyglądam?" – wymigał, obracając się wokół własnej osi.

– Gdyby nie ten garnitur, to byłoby super – odpowiedziałam szczerze. Z tym kolorem wyglądał, jakby wszystko było z innej parafii. – A jaka to okazja?

,,Co ci nie pasuje w tym garniturze? Jedziemy na dwudzieste pierwsze urodziny kuzynki, i ciotka kazała nam wyglądać nie na bezdomnych."

Definitywnie ubierz czarny garnitur. Matt, co sądzisz? – odwróciłam głowę do przyjaciela, który bacznie przyglądał się małemu Griffinowi.

– Zgadzam się z nią. Poza tym, wyprasuj koszulę.

Tate przejechał językiem po wewnętrznej stronie dolnej wargi, poprawiając rozwalony krawat.

,,Mówi to ktoś, kto wygląda jak Justin Bieber przed okresem dojrzewania"

Zerknęłam na Matta. Przez Tate'a faktycznie przypominał wspomnianego piosenkarza.

Let Me FollowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz