III

108 11 14
                                    

Odkąd Kreideprinz sięgał pamięcią, zawsze posiadał przeciwnika. Nie raz toczył z nim potyczki, lecz zawsze kończył się one remisem. Obydwoje pragnęli nawzajem siebie wyeliminować, aby spełnić swoje cele. Jeden z nich chciał zadbać o swoje bezpieczeństwo oraz innych, drugi marzył o życiu jako jeden z ludzi. Niestety zawsze mieli równe szanse, ponieważ posiadali identyczne ciała. Chociaż nie cały rok temu nie udana kreatura człowieka miała przewagę nad Albedo. Gdyby nie traveler i reszta, prawdopodobnie alchemik już dawno byłby unicestwiony. Nie chciał dopuścić do następnego takiego zdarzenia i dlatego odmówił na propozycje Dainsleifa. To był jeden najważniejszy powód z trzech powodów, dlaczego nie chciał z nimi iść. Kolejnym jest wykonywanie prośby od swojej wielkiej mistrzyni Rhinedottir. Rozkazała mu odkryć prawdę oraz najmniejszą tajemnice świata. Przerywając swoje badania, złamałby obietnice oraz sprowadziłby na siebie jej gniew. Trzecim powodem jest to, że Mondstadt i straszliwe góry Dragonspine są jego domem. Nie opuszczał ich terenów, jeśli nie była taka potrzeba. Po prostu przywiązał się do tych ziem na przestrzeni lat.

- Nie będę cię zmuszał - odpowiedział po chwili ciszy strażnik konarów, idąc w stronę wyjścia. - Chodź Kaeya, nie zamierzam marnować czasu na przekonywanie go... Chociaż przydałby się alchemik w nowo odbudowanym królestwie...

- Um?... Nawet się nie zapytałeś dlaczego się nie zgadzam na pójście z wami - powiedział zaskoczony alchemik. Można powiedzieć, że był przygotowany na inną odpowiedź na którą mógł wybrać jedną z trzech powodów jako usprawiedliwienie swojej poprzedniej wypowiedzi. Kompletnie nie wiedział jak się teraz zachować.

- Nie zapytałem, ponieważ mnie to nie interesuje - wyjaśnił, zatrzymując się. Odwrócił się w stronę niższego blondyna, aby na niego spojrzeć - a miałem?

- Uh?... - Albedo nie wiedział jaką odpowiedź udzielić mężczyźnie.

- Ej!... Nie denerwuj Bedo! - oburzony niebieskowłosy, stanął w obronie przyjaciela. - Bycie alchemikiem Khaenri'ah brzmi dla niego kusząco, ale pewnie jest coś co go tutaj trzyma. Gdybyś go zapytał co takiego, to by odpowiedział... Pewnie myślał, że go przekonasz....

- Uh? No dobrze, w takim razie... Drogi alchemiku co cię tutaj trzyma? - zapytał Dainsleif, po szybkim przemyśleniu słów Kaeyi.

- Ja.... Mam swoje powody, ale musiałbym się rozprawić z największym z nich. Jeżeli to zrobię, mogę pójść z wami - wytłumaczył, mówiąc dalej - dajcie mi czasu do świtu. Jeśli nie wrócę na czas, idźcie beze mnie.

- No dobrze - zgodził się - cieszy mnie to, że zmieniłeś zdanie.

- Um?... Nie ma za co? - odpowiedział Kreideprinz. Pokierował się w stronę drzwi i zanim wyszedł dodał - do zobaczenia... Albo i nie...

Po wypowiedzianych słowach opuścił swoje laboratorium i skierował się w stronę zbocza gór, aby pokojowo porozmawiać z swoim wrogiem po raz pierwszy od setek lat. Istniało kilka miejsc w których mógł się aktualnie znajdować. Na sam początek Albedo postanowił sprawdzić najpewniejsze miejsce, czyli serce arcydzieła mistrzyni oraz jego okolice.  Z każdym krokiem, niepokój panujący w jego ciele narastał. Jego plan miał pięćdziesiąt procent szans na sukces i klęskę. Miał nadzieję, że zgodzi się na jego propozycję, bo nie miał ochoty zakończyć swojego żywotu tym spotkaniem. Może i posiadał broń przy sobie ale nie ma szansy na wygraną w walce w walce na terytorium przeciwnika z których czerpie moc.

Gdy alchemik znalazł się blisko terenu ludzkiej kreatury, wytworzył na swojej dłoni nie wielkich rozmiarów kwiat przy użyciu swojej wizji. Geo roślinka co trzy sekundy emitowała blask światła, niezbędny do poruszania się w ciemności. Mógł ją zrobić wcześniej, ale nie chciał zbyt wcześniej powiadomić wroga o swojej obecności. Rozglądał się dookoła, jak najciszej stąpając po chrupiącym śniegu. Obawiał się ataku z każdej strony, szczególnie wtedy gdy dotarł do jaskini w której znajdowało się serce smoka. Spojrzał do środka i ujrzał swojego sobowtóra, siedzącego przy źródle swojej energii. Albedo zniszczył kwiat, dający światło i ruszył przed siebie. Trzymał jedną dłonią rękojeść miecza, aby w razie niebezpieczeństwa szybko go wyciągnąć. Przypadkiem, na jego nie szczęście nadepnął na stary patyk, który złamał się pod jego ciężarem. Tak dał znać o swojej obecności i niemal od razu kreatura spojrzała na niego dzikim wzrokiem. Z tego powodu alchemik przybrał postawę "kota", był dzięki temu przygotowany jak do walki i do ucieczki. Uważnie obserwował każdy ruch przeciwnika, który wstał i wyciągnął swoją broń. To samo zrobił Kreideprinz, ponieważ był świadom tego, że walka go nie ominie. Szybko został zaatakowany przez chwilę nie uwagi, jednak udało mu się odskoczyć na bok.

- Primordial! Musimy porozmawiać! - odezwał się, podczas blokowania jego następnego ataku.

- Oh? A z jakiego powodu? - wysyczał wściekle przez zęby.

- Mam do ciebie propozycję... - oznajmił Albedo broniąc się przed każdym agresywnym ruchem z strony swojego sobowtóra. - Bardzo opłacalną dla ciebie...!

- Huh?... W takim razie zamieniam się w słuch. - powiedział, mierząc mieczem w jego stronę.

- Przejmiesz moje aktualne życie pod trzema warunkami - rzekł stanowczo, a na twarzy kreatury pojawiło się nie małe zaskoczenie. - Pierwszy warunek jest taki, że przestaniesz czerpać moc z krwi Durina. Drugi jest taki, że nie zaatakujesz nikogo kto nie stwarza zagrożenia, a w trzecim warunku proszę cię abyś... Traktował wszystkich dobrze, szczególnie Klee...

- Albedo ty chyba żartujesz ze mnie?... - zapytał na co blondyn pokręcił głową. - Nie żartujesz? Dlaczego chcesz tak po prostu oddać mi swoją rolę w społeczeństwie?! Dlatego że się mnie boisz? Poddajesz się?

- Nie... Nic z tych rzeczy -westchnął, dodając chwilę później - zamierzam rozpocząć nowe życie, jako alchemik innego miejsca... Przed tym jednak muszę wyruszyć w podróż....

- ... Albedo... - za jąkał Primordial, szybko ocierając swoje łzy. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek jego marzenie zostanie spełnione. - To wiele... Dla mnie znaczy...

- Domyślał się... Zgadzasz się na takie warunki?

- Oczywiście, że tak... - zgodził się.

- W takim razie... Uświadomię cie o tym, że wyruszam w podróż ranem - oznajmił Kreideprinz, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Wtedy, gdy odejdę z tych ziem staniesz się głównym alchemikiem Mondstadt oraz kapitanem zespołu śledczego...

- Zrozumiałem... A.... Zobaczymy się jeszcze kiedyś?...

- Kto to wie?... Nasze drogi wspólnie się przeplatały wiele razy, więc dlaczego miałoby być inaczej? - odpowiedział pytająco, po tym pożegnał się i wyszedł z jaskini. Ruszył w drogę powrotną do swojego laboratorium. Pozbył się swojego najważniejszego powodu do pozostania Mondstadt. Oddając swoją rolę w tym mieście, stał się nikim. Nic znaczącą istotą, dlatego musiał wyruszyć z Kaeyą i Dainsleifem, aby w Khaenri'ah stać się "kimś".



𝙿𝚛𝚒𝚗𝚌𝚎 𝙺𝚑𝚊𝚎𝚗𝚛𝚒'𝚊𝚑Where stories live. Discover now