X

48 6 1
                                    


Baizhu złapał za tętnice i delikatnie ją ścisnął po zdaniu sobie sprawy czym jest srebrna nić tryskająca krwią. Pierwszy raz w życiu spotkał coś tak absurdalnego jak zdarzenie sprzed chwili. Z przerażeniem w oczach spojrzał na mężczyznę stojącego obok.

- To niemożliwe, aby tętnice opuściły ciało w taki sposób, a co dopiero zaatakowałby kogokolwiek - powiedział, obserwując jak blondyn wyjmuje pozostałości sznurka z swojej ręki. Należało to do niezręcznych czynności do oglądania  co spowodowało, że był o krok od stracenia przytomności. - Nie radził bym tego wyciągać w taki sposób.

Dainsleif nie zwrócił najmniejszej uwagi na ostrzeżenie medyka, ponieważ było już za późno. Zaczął uważnie przyglądać się nitce i zauważył na jej końcu, a raczej początku ostry element. Umożliwiał on prawdopodobnie przebicie skóry.

- Czyżby to była ta "moc", która potrzebowała czasu na wybudzenie? A jeśli tak, to jakie to ma zastosowanie? Umiejętność władania tętnicami brzmi na bardzo wadliwą. W końcu łatwo je uszkodzić - pomyślał, marszcząc brwi w niezadowolonym grymasie. Według niego ktoś taki jak książę i ostatnia nadzieja Khaenri'ah nie powinien zostać obdarzonym tak bezużytecznym darem od losu. Zacisnął dłonie w pięści, zgniatając odciętą nić ze złości. - Jak ma pokonać czymś takim rodzeństwo travelera i unicestwić Celestie?

- Wszystko w porządku z Kaeyą? - zapytał z troską alchemik, który zajrzał do środka pomieszczenia. Musiał podejść bliżej, aby poznać stan przyjaciela, ponieważ obydwie sylwetki mężczyzn zasłoniły mu widok. Przez pierwsze sekundy nie dotarło do niego, że został on skażony przez urok. Uszczypnął nawet własną skórę, aby upewnić się czy nie śpi przypadkiem na jawie.

- Wyjaśnię ci to, ale na osobności - oznajmił strażnik konarów, zwracając się później do zielonowłosego. - Mógłbym prosić o pozostawieniu nas na chwilę samych? Panie Baizhu?

- Nie powinienem zostawiać pacjenta w takim stanie bez opieki, ale mam przeczucie, że wiecie więcej na temat jego stanu... Dlatego to zrobię - skinął głową i oddał mu tętnice. Po tym opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.

- To twoja wina - wymamrotał Kreideprinz od razu po wyjściu doktora.

- Moja?

- Tak! Twoja! Gdybyś mnie nie prowokował to nie odszedłbym i nie doszłoby do spotkania z moją mistrzynią Rhinedottir! - Powtórzył, rozwijając swoją poprzednią wypowiedź. Jego głos był bardziej przepełniony żalem niż złością, a na twarzy malowała się trwoga. Klęknął powoli przed łóżkiem i delikatnie objął śpiącego. - Minęła ponad doba odkąd wyruszyliśmy w podróż, a Kaeya nie dość, że został ranny to jeszcze klątwa go pochłania!

- Nie zwalaj winy na mnie! Gdybyś potrafił się laniem od mamusi to nie ucierpiałby. - Odparł atak zarzutów jakie dostał od towarzysza. Od razu napotkał jego wzrok przepełniony gniewem, więc postanowił dolać oliwy do ognia. - Taki inteligenty jesteś, a nie wpadłeś na pomysł, aby się zgodzić i oszukać. Wystarczyło trochę pomyśleć... Widocznie podróbka zawsze będzie gorsza od oryginału.

- Kaeya cię o coś prosił, a ty nie dotrzymujesz obietnicy  - powiedział niższy, starając się jak najlepiej opanować swoje szalejące emocje. Zabolały go każde słowo wychodzące z ust blondyna, a najbardziej "podróbka".  Jedynym powodem dlaczego się nie zgodził na propozycję matki oraz sprowadził na siebie jej gniew był Alberich. Nie chciał porzucać jedynej osoby z którą posiadał tak silną wieź przyjaźni. Nie ryzykowałby tak dla nikogo innego, a tym bardziej dla Dainsleifa.

- Ja tylko mówię jaka jest prawda, więc dotrzymuje słowa księcia.

- Nie wydaje mi się. Zrzucasz na mnie winę, chociaż nie masz zielonego pojęcia o tym co się tam dokładnie wydarzyło!

- Nie rozumiem o co ci chodzi, robisz to samo, a przecież Alberich wszystko mi streścił.

- To była jego perspektywa, a nie moja!

- Możecie przestać się kłócić? Głowa mnie boli, a w zachowujecie się gorzej niż koty w rui - jęknął dopiero co wybudzony ciemnowłosy, łapiąc się za bok głowy zdrową dłonią.  W pierwszej chwili nie zauważył zmian na własnym ciele przez kilka pierwszych sekund, ponieważ był ospały. Uniósł swoją rękę do góry i zaczął jej się przyglądać z zdezorientowanym wyrazem twarzy. Zaczął zginać po kolei każdy palec, aby sprawdzić czy należy ona na pewno do niego. - Cholera... Co to ma znaczyć?! Co się ze mną stało?!

- Klątwa, którą odziedziczyłeś po przodkach została prawdopodobnie wybudzona przez substancję, znajdującą się na odłamkach szkła. - Zaczął  wyjaśniać alchemik, szukając najbardziej logiczną odpowiedź na jego pytanie. - Owa substancja miała być lekarstwem na klątwę, ale zamiast wyleczyć to spowodowała jej przyśpieszony rozwój.

Odsunął się od Kaeyi po puszczeniu go z delikatnego uścisku. Zaczął się zastanawiać dlaczego i jak niewielka jej ilość obudziła nie widoczne przekleństwo, ale nie potrafił niczego wymyślić. To wszystko nie miało sensu i prawa bytu, a jednak się działo. Można to nazwać zagadką do nie rozwiązania.

- Wraz z klątwą obudziła się prawdopodobnie twoja ukryta moc - dodał Dainsleif, gdy Albedo zamilkł I zagubił się we własnych myślach. Ostrożnie pokazał obydwie części uszkodzonej tętnicy jej właścicielowi. - Prawdopodobnie możesz kontrolować swoje tętnice.

- Brzmi to na coś słabego.

- Wiem... Taką moc ma więcej wad niż zalet.

- Na pewno jest to tętnica? Przecież widać gołym okiem, że są one koloru srebrzystoniebieskiego. - Wtrącił się alchemik, wskazując na znajdujące się w ciele tętnice księcia, a później na nic srebrnej barwy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech z powodu odkrycia. - Taką różnice zauważy nawet pięcioletnie dziecko.

- Faktycznie - przyznał niechętnie rację strażnik konarów. Wskazał na początek sznurka, który posiadał ostry biały elementy. Przypominał on trochę pazur kota, ponieważ był w podobny sposób zakrzywiony, lecz mniejszy. - Wygląda bardziej jak pasożyt.

- Pasożyt?

- Tak, pasożyt.

- Dlaczego pasożyt? - zapytał Alberich z zawiedzionym wyrazem twarzy. - Dlaczego ktoś taki jak ja miałby dostać pasożyta jako moc? Już wolę swoją wizję i używać żywiołu, a nie jakiegoś pasożyta... Te stworzenia są obrzydliwe.

- To tylko przypuszczenie - pocieszył niższy blondyn. - Brzmi to lepiej niż władanie tętnicami... Pasożyty żerują na kimś i wysysają całą energię z swojego żywiciela.

- Brzmi to przerażająco i dalej obrzydliwie - przyznał ciemnowłosy, podnosząc się do pół siadu. Ponownie spojrzał na swoją skażoną część ciała, a później na coś co było jego mocną. Dopiero zauważył, że Dainsleif przez cały czas trzymał srebrną nić. - Z ciekawości zapytam dlaczego trzymasz tego pasożyta? Nie brzydzi cię to?

- Eh... Tryskał krwią, więc trzeba było zatrzymać krwawienie

- Szkoda, że nie kwasem - pomyślał sobie Albedo, słuchając ich rozmowy.

- To go puść i idź umyj dłoń!...

- Nie wiem czy to dobry pomysł.

- Daj spokój... Może uda mi się go kontrolować i sprawię, aby zniknął - powiedział Kaeya. Wyższy blondyn dalej nie był przekonany do jego pomysłu, ale puścił pasożyta, który o dziwo już nie krwawił. Właściciel tego paskudztwa skupił się na sznurku i dzięki sile własnej udało mu się sprawić, aby schował się tak jak pozostałe cztery. Nie spodziewał się, że kontrolowanie tego będzie takie proste. Przekonał się trochę do swojej nowej nabytej umiejętności i postanowił ją wytrenować przez kilka następnych dni dopóki nie wyzdrowieje.


𝙿𝚛𝚒𝚗𝚌𝚎 𝙺𝚑𝚊𝚎𝚗𝚛𝚒'𝚊𝚑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz