VI

76 11 1
                                    

Dainsleif od samego początku podróży zostawał w tyle z powodu nieprzespanej nocy. Jego ciało ogarnęło zmęczenie, które doprowadziło do zwolnienia tempa kroku całego towarzystwa. W ciągu sześciu godzin dopiero dotarli z tego powodu na granicę Mondstadt i Liyue.

- Myślę, że dobrym pomysłem będzie zrobienie sobie za niedługo przerwy. - Zaproponował ciemnowłosy, spoglądając na padniętego blondyna. - Dalsza droga nie będzie miała sensu jeśli Dainsleif nam padnie z zmęczenia.

- Masz rację - przyznał alchemik, dodając - przydałoby się pójść do najbliższego miasta po pożywienie... Żaden z nas go nie wziął.

- No tak... Zatem ja mogę iść. 

- Nie. Ja pójdę. Nie mogę pozwolić, aby coś ci się złego przydarzyło po drodze... W końcu jesteś księciem i ostatnią nadzieją Khaenri'ah - powiedział przekonująco Kreideprinz. Tak naprawdę to nie chciał zostać sam z Dainsleifem, który nie przypadł mi do gustu. 

- Cieszy mnie to, że się tak o mnie martwisz, ale zdołam się samemu obronić - uśmiechnął się, pytając. - Jesteś tego pewien? Nie spałeś całą noc.

- Jestem przyzwyczajony do nieprzespanych nocy.

- Jak tak mówisz.... - westchnął cicho Alberich. Dorównał swoje tempo do kroku strażnika konarów i złapał go za ramię. - Trzymasz się?

- Hm?... Tak... Trzymam się...

- Wiesz.... Dokucza mi brak wiedzy na jedno pytanie, na które ty na pewno znasz odpowiedź.

- Słucham?

- Czyja krew płynie w moich żyłach?.... 

- W twoich żyłach płynie krew... Chlothara jak i Anforstasa... - Odpowiedział, zastanawiając się przez chwilę co może o nich powiedzieć. - Chlothar Alberich założył Zakon Otchłani z którym pewnie stoczymy walkę... A Anfortas był Marszałkiem Rycerzy i przywódcą Schwanenritter, który ogłosił tymczasowym władcą... Gdy król Irmina, był "niedysponowany"... Gdyby Khaenri'ah wygrałoby wojnę to pewnie zostałby mianowany na nowego króla i rozpoczęły się rządy nowej dynastii.

- Można powiedzieć, że jestem księciem bez królewskiej krwi? - zapytał, zadając kolejne pytanie - A gdybym chciał to mógłbym przejąć władzę nad Zakonem Otchłani, jeśli jestem potomkiem Chlothara?... 

- Tak... Jesteś księciem bez królewskiej krwi, ale nim jesteś... - wyjaśnił blondyn. Trochę zaskoczyło go drugie pytanie. Nigdy nie pomyślałby o przejęciu Zakonu przez taki sposób. - Myślę, że przejęcie Zakonu Otchłani nie należałoby do najprostszych zadań.

- Dlaczego?

- Chlothar posiadał swoją wizję "uratowania" Khaenri'ah poprzez zniszczenie w odwecie reszty regionów i do dziś kieruje się tym Zakon Otchłani.... Jednak wina nie leży w dłoniach archonów, tylko Celestii. - rzekł i wskazał palcem w stronę latającej wysepki na niebie. - ... Oraz Rhinedottir, która wypuściła na wolność swoje "dzieła", a raczej potwory.

- Ona chciała tylko pokazać światu co można osiągnąć przy użyciu udoskonalonej alchemii inaczej nazywana khemią - wtrącił się alchemik w celu bronienia swojej mistrzyni. - To nie jej wina, że wszyscy uciekli spod jej kontroli!... Starała się coś zdziałać, ale nagle przestali ją słuchać!

- Bedo? Wszystko w porządku?... Nigdy nie widziałem cię tak zdenerwowanego - Kaeya zmartwił się zachowaniem przyjaciela, co było widoczne na jego twarzy.

- Nie... Po prostu nie cierpię jak mówią, że moja mistrzyni... Twórczyni, matka... Przyczyniła się do kataklizmu!... - odparł zirytowany, nawiązując kontakt wzrokowy z wyższym blondynem. - To wina moich braci i sióstr, nie jej.

- Mam rozumieć, że jesteś jednym z jej dzieł? - strażnik konarów zmarszczył brwi. To wyjaśniało nieprawidłowe umieszczenie symbolu Khaenri'ah na szyi.

- Jestem jej arcydziełem, ale po twojemu arcypotworem - poprawił go Albedo, krzyżując ręce. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech, aby się uspokoić.

- W takim przypadku muszę cię poinformować o tym, że Rhinedottir jest po stronie przeciwnej. Po stronie siostry travelera, po stronie Zakonu Otchłani.

Nagle nastała cisza między nimi. Kreideprinz nie wiedział co myśleć o usłyszanej informacji. On j jego mistrzyni po przeciwnych stronach?... Dla niego gorszy scenariusz niż ten nie istnieje.

- Uważam, że Bedo dałby radę przekonać swoją mistrzynie, aby zmieniła stronę - przerwał ciszę ciemnowłosy, dodając trochę optymizmu.

- Wolałbym, aby ta grzesznica została po tej stronie jakiej stoi.

- Kae... To nie będzie takie proste jak myślisz. - powiedział, ignorując słowa strażnika konarów. - Ona jest surowym człowiekiem, kierującym się swoimi własnymi zasadami.

- Dobrymi argumentami zawsze da się przekonać drugiego człowieka... A jeśli nie to jaka matka porzuci własne dziecko? - Starał się podnieść go na duchu.

- Ja... Muszę to przemyśleć... W samotności - po tych słowach odszedł w swoim własnym kierunku. Potrzebował czasu i spokoju do przeanalizowania informacji, które go przytłoczyły. Nie chciał się narażać na gniew mistrzyni, ale nie miał już innego wyboru. W końcu oddał swoje poprzednie życie i nie mógł do niego wrócić. Musi rozpocząć kolejne oraz kontynuuować swoją egzystencje jako nowa osoba.

- Zostańmy tu i poczekajmy na niego - postanowił ciemnowłosy, obserwując oddalającego się Kreideprinza. W odpowiedzi Dainsleif skinął tylko głową w ramach zgody. Chociaż nie był chętny do kontynuowania z nim podróży.

𝙿𝚛𝚒𝚗𝚌𝚎 𝙺𝚑𝚊𝚎𝚗𝚛𝚒'𝚊𝚑Where stories live. Discover now