VII

55 7 8
                                    


Szum wiatru i fal zadziałały na Albedo kojąca. Dzięki dźwiękom natury udało mu się przemyśleć otrzymane informacje oraz ostatnie zdarzenia. Pogodził się z obrotem spraw jakie nastąpiły, wiedząc dobrze, że poniesie konsekwencje gdy spotka swoją mistrzyni. Odkąd dołączył do Kaeyi i Dainsleifa przestał wypełniać jej wolę co nie jest na razie taką tragedią. Minęła dopiero doba od zaprzestania wypełniania zleconych przez nią obowiązku. Jedynie o czym nie potrafił przestać myśleć jest możliwość stoczenia walki, ponieważ są po przeciwnych stronach. To przerażało go najbardziej.

Pogoda gwałtownie się zmieniła od czasu przybycia alchemika nad wodę. Na niebie pojawiły się szare chmury zwiastujące deszcz, a wiatr się nasilił. Postanowił wrócić z tego powodu do swoich towarzyszy. Podniósł się z ziemi i pokierował się w stronę z której przyszedł. Gdy pierwsze kroplę wody spadały z nieba, założył na siebie kaptur, aby nie zmoknąć. Po paru krokach usłyszał nietypowy dźwięk, a przed nim otworzyła się coś na kształt dziury w przestrzeni. Posiadała ona kolor nocnego nieba i była zaskakującym widokiem dla Kreideprinza. Nie minęła chwila, a z otwarcia wyłoniła się istota, której nigdy wcześniej nie widział. Instynkt podpowiedział mu, aby złapać za rękojeść miecza.

- Dziękuje ci za szybki transport Lektorze - odezwała się kobieta, która wyłoniła się za kreacją. Rozpoznał ją od razu, ponieważ była ona jego mistrzynią. Nogi się pod nim ugięły po złapaniu z nią kontaktu wzrokowego. Nie spodziewał się, że aż tak szybko nadejdzie jego koniec. - Miło mi cię widzieć mój drogi synu po tylu latach...

- Gold... M-mistrzyni... Matko... - Za jąkał się, klękając przed nią. Nie potrafił ponownie spojrzeć w jej oczy.

- Albedo? Czyżby cię strach przejął nad tobą kontrolę? - zapytała alchemiczka z nutką rozbawienia w głosie. - Aż tak strasznie wyglądam?

- Nie...!

- To dlaczego drżysz ze strachu?

- Ja... - zamilkł na chwilę. Nie miał zielonego pojęcia co odpowiedzieć. - Ja... Znaczy my... Stoimy po przeciwnych stronach moja droga matko... To mnie przeraża. 

- Czyli mogę się domyślić, że Dainsleif nieco powiedział mi na mój temat. -  Zbliżyła się do swojego arcydzieła i złapała go delikatnie za podbródek. Uniosła go, aby przyjrzeć się złotej gwieździe znajdującej się na jego szyi. 

- Skąd o nim wiesz mistrzyni? - zapytał blondyn, marszcząc brwi.

- Nie wiem czy powinnam ci mówić, ponieważ według ciebie... "Stoimy po przeciwnych stronach". - Zabrała dłoń, którą chwilę później wyciągnęła z kieszeni płaszcza szklaną buteleczkę. - Nie mogę przecież pozwolić, aby wróg dowiedział się o szpiegach Zakonu Otchłani. 

- Mhm... A możesz mi przynajmniej powiedzieć w jakim celu się tu jesteś? Raczej nie bez powodu. 

- Masz rację synu... Mam dla ciebie bardzo opłacalną propozycje, abyś został sprzymierzeńcem Zakonu Otchłani. - odparła kobieta, wręczając mu fiolkę z substancją o czarnej barwie. - Jedynie co musisz zrobić to podać to księciu, ewentualnie Dainsleifowi. 

- Mam rozumieć, że mam ich otruć? Nie dziękuję, nie jestem zainteresowany - nie zgodził się na propozycje Rhinedottir. 

- Nie. Ta substancja nie ma takich właściwości. Miało to być lekarstwem na to, ale tylko pogorszyło sprawę.  - Zaprzeczyła, wskazując na klątwę przez którą większa część jej ciała była przez nią pochłonięta. - Dlatego zależy mi, abyś podał je, któremuś z nich.

- A czemu miałbym to zrobić? Hm?

- Może dlatego, że jesteś na straconej pozycji. Wygrana stoi po stronie Zakonu Otchłani. - odpowiedziała na kolejne pytanie, łapiąc go za ramiona. - Jeśli wykonasz moją prośbę to Zakon cię oszczędzi, a nawet mogę ustąpić z stanowiska głównego alchemika. Dla ciebie, abyś mógł nim zostać.

- Wybacz, ale twoje słowa ani trochę mnie nie przekonały do takiego działania. - Odsunął się od swojej matki i oddał śmieszne lekarstwo w jej dłonie. Nie zadowolona kobieta z postępowania jej własnego arcydzieła, spojrzała na Abbys Lektora.

- W takim przypadku trzeba użyć przemocy - oznajmiła, dając znak istocie, aby przystąpiła do ataku. Albedo nie zdążył zareagować w żaden sposób, ponieważ szybko został zaatakowany przez fale wody. Ledwo udało mu się ich uniknąć. Gdy wyjął miecz zza pasa w celu obrony, dostał hydro ostrzami prosto w twarz. Poczuł naprawdę nieprzyjemny i piekący ból w tej części ciała. Chociaż był odporny na większość niebezpiecznych środków to woda była dla niego jak kwas.

Nagle do uszu trójki dotarł krzyk, który należał do Albericha. Od razu się rzucił do walki z Abbys Lektorem. Nie bał się jej stoczyć mimo tego, że posiadał niczego innego oprócz broni i doświadczenia. Udało mu się z łatwością odeprzeć żywiołowe uderzenia. Kreideprinz tylko przyglądał się swojemu przyjacielowi, modląc się w duchu, aby wyszedł z tego cało i zdrowo. W pewnym momencie zauważył jak Rhinedottir roztrzaskuje buteleczkę z cieczą na małe drobinki. Przy użyciu swojej mocy otchłani sprawiła, że odłamki szkła wbiły się w plecy walczącego. Kaeya z tej przyczyny wydał z siebie żałosny skowyt, ponieważ kawałki głęboko przebiły jego skórę. Przeciwnik wykorzystał chwilową nieuwagę i zwalił mężczyznę z nóg.

- Zostaw go już. Wycofujemy się. - rozkazała alchemiczka. Stworzenie posłusznie zaprzestało spuszczać łomot księciu. Otwarło galaktyczną dziurę przez którą przeszła kobieta, a za nią stwór. Wejście od razu się zamknęło po ich zniknięciu.

- Kae... Wszystko w porządku?... - blondyn podszedł do przyjaciela i przykucnął przy nim. Nie posiadał żadnej poważniejszej rany od tej, którą zostawiła kobieta. Po grymasie bólu, który malowały się na jego twarzy mógł jednak wywnioskować, że jest bardzo bolesna.

- A jak myślisz?... - zapytał ciemnowłosy z irytacją, ale i z rozbawieniem w głosie. - Trudno będzie to ze mnie wyciągnąć.

- Ty nawet w sytuacji kryzysowej musisz obracać słowa dwuznacznie? Przecież możesz dostać zakażenia! - oburzył się Kreideprinz na jego słowa.

- Ale to ty masz takie skojarzenie. Nie ja. - zaśmiał się krótko. Niewielki ruch sprawił, że kolejna fala bólu przeszła po jego ciele. - Auć...!

- Ugh... Pokaż mi swoje plecy. Spróbuje wyciągnąć to co jest widoczne gołym okiem.

𝙿𝚛𝚒𝚗𝚌𝚎 𝙺𝚑𝚊𝚎𝚗𝚛𝚒'𝚊𝚑Where stories live. Discover now