Rozdział 1

843 41 8
                                    

Kilka szybkich słów wstępu:

Dla tych, którzy czytali "W cieniu magii" -> to będzie całkowicie nowa przygoda! Nowa bohaterka, wracamy na szósty rok nauki. Po zdarzeniach z HL jeszcze nic się nie stało i wszystko może się zdarzyć!

Dla tych, którzy nie czytali "W cieniu magii" -> jeśli pragniecie przeczytać powieść, w której pierwsze skrzypce gra Sebastian Sallow, to odsyłam Was właśnie tam!

Miłego czytania!

___________________

Słońce lśniło wysoko na niebie, oświetlając błonie Hogwartu, które po wakacjach wypełniły się życiem. Ptaki ścigały się ze sobą między strzelistymi wieżami, wyśpiewując swoją radość. Ciepły wiatr wprawiał w ruch wysokie, soczyste źdźbła trawy.

Aurora przyzwała do siebie miotłę i czekała na polecenie profesor Kogawy. Jej czarna szkolna szata, podszyta zielonym materiałem, była zdecydowanie nieodpowiednia na panującą pogodę. Ciemny kolor wchłaniał promienie słońca, ogrzewając ją bardziej, niż było to konieczne.

Lekcja latania była jej pierwszą lekcją pierwszego dnia nowego roku szkolnego. Musiała przyznać, że stęskniła się za tym - za zwyczajnym dniem nauki, gdzie jej największym zmartwieniem było wykonanie poprawnie jakiegoś zadania. Pod koniec zeszłego roku zdecydowanie jej tego brakowało. Zamiast wieść spokojne życie uczennicy Szkoły Magii i Czarodziejstwa, przechodziła ciężkie próby i walczyła przeciwko goblinom.

Wiele osób też zginęło. Osób, które w krótkim czasie stały się jej bliskie. Żałowała, że nie istniało żadne zaklęcie cofające czas, by mogła spróbować ich ocalić. 

Niektórzy odeszli. A dokładnie Anne Sallow. Wyjechała z Feldcroft i ani Aurora ani Sebastian nie wiedzieli, gdzie się podziewa. Uznała, że po śmierci wujka Salomona potrzebuje czasu i nie chce na razie widzieć swojego brata na oczy.

Co zaś do Sebastiana, Aurora sama nie wiedziała, co dokładnie czuje. To on użył zaklęcia uśmiercającego na swoim wujku, a także użył innych zaklęć niewybaczalnych. Pomagała mu przez cały rok, ale w trakcie wakacji nachodziły ją wątpliwości, czy zrobiła dobrze. Nie chciała się przyczyniać do tak wielkiego cierpienia, przez jakie przechodziła teraz Anne.

- Co to za smutna mina? - wyrwał ją z zamysłu pełen energii i podekscytowania głos. 

Aurora uniosła wzrok i spojrzała prosto na Everetta, ucznia Ravenclaw'u, który już trzymał miotłę między nogami, gotów wystrzelić w powietrze w każdej chwili.

- Przywrócono quidditcha! - zawołał z uśmiechem. - Będziesz się zapisywać do drużyny Slytherinu?

Dziewczyna poprawiła uchwyt na swojej miotle.

- Raczej nie - odpowiedziała, również się uśmiechając. - Wolę pozostać na trybunach i kibicować.

Krukon już otwierał usta, by przekonywać ją do zmiany zdania, gdy profesor Kogawa odezwała się głośno i wyraźnie, tłumacząc uczniom trasę, jaką mieli pokonać. Gdy skończyła, dmuchnęła w gwizdek i wszyscy wznieśli się w powietrze.

Latanie między majestatycznymi wieżami Hogwartu miało w sobie coś uspokajającego. Aurora czuła, że była w odpowiednim miejscu, była w domu. Jej miotła śmigała płynnie, gładko wchodząc w zakręty i nie tracąc prędkości przy wznoszeniu się. 

Wspaniale było pokonywać skomplikowane slalomy między kolejnymi częściami zamku, ale jeszcze lepiej było dać nura w dół, prosto w stronę ciemnego jeziora i wyrównać lot tuż przy tafli wody. Wiatr porywał jasne, niemal białe pasemka włosów Aurory i rzucał nimi na każdą stronę. Wyciągnęła rękę, by musnąć palcami zimną wodę.

Mogłaby latać cały dzień. Uczucie wolności i spokoju wypełniało ją, pozwalając w końcu odetchnąć pełną piersią. Wszystkie problemy i troski zostały na ziemi.

Ale trzeba było wrócić. Gdy tylko wszyscy wylądowali na błoniach, profesor Kogawa zwołała uczniów do siebie i wygłosiła pełną ekscytacji przemowę o powrocie quidditcha oraz zachęcała do zgłaszania się do poszczególnych drużyn. Sama miała poprowadzić pierwszych kilka treningów, by przypomnieć wszystkim zasady. Niepotrzebnie, jak twierdził Everett. Podobno nie dało się zapomnieć zasad tego sportu.

Aurora odłożyła miotłę na stojak i ruszyła do zamku. Czekał ją cały dzień zajęć i powakacyjnych spotkań z przyjaciółmi.

***

Siedziała w bibliotece z Natty i Poppy, przeglądając podręcznik do historii, by odrobić zadanie domowe, które profesor Binns już im zadał. Sama biblioteka była dosyć pusta. Większość osób postanowiła po zajęciach udać się do Hogsmeade i nadrobić dwa miesiące rozłąki.

- Tysiąc czterysta czterdziesty siódmy rok, powstanie Banku Gringotta - przeczytała Poppy, po czym uniosła wzrok znad książki. - Myślicie, że po tej całej rebelii gobliny zostaną wyrzucone z Gringotta?

- Raczej wątpię - odezwała się Aurora, która nie do końca potrafiła się skupić na historii, a jej wzrok ciągle uciekał do części biblioteki pod nimi. - Nie wszystkie gobliny wspierały Ranroka. Niesprawiedliwie byłoby je karać.

Natty pokiwała głową.

- Ale prawdą jest, że czarodzieje jeszcze mniej będą im ufać - zauważyła.

- Pewnie tak. Ale to też nie zmienia faktu, że nadal są jednymi z najsprytniejszych magicznych istot. To utrzyma je przy posadach.

Poppy przewróciła kartkę podręcznika.

- Wróćmy do zadania. Chciałabym mieć to już z głowy i pójść na piwo kremowe - wyznała z rozmarzeniem w głosie. Przyjaciółki posłuchały i same wbiły wzrok w książki przed sobą.

Ciszę biblioteki przeciął podniesiony, ostry głos. Aurora po raz kolejny zerknęła w dół przez barierkę, dobrze wiedząc, kogo zobaczy.

W okolicach kominka, który znajdował się w bezpiecznej odległości od regałów z książkami, dostrzegła dwóch ślizgonów. Jeden z nich, ciemnowłosy, stał i wymachiwał rękami, podczas gdy drugi, blondyn, siedział w fotelu ze zdenerwowaną miną. Kłócili się, ale już ciszej, gdyż bibliotekarka zdążyła do nich dopaść i zwrócić im uwagę.

Sebastian z Ominisem rozeszli się przed wakacjami w napiętej atmosferze i widocznie tak samo zaczynali nowy rok szkolny. Aurora nie miała jeszcze okazji z nimi rozmawiać. Po trochu z własnego wyboru - nie wiedząc, co dokładnie czuje do wszystkiego, co miało miejsce rok temu, omijała ich jak ognia. Najpierw chciała dobrze sobie wszystko przemyśleć, zanim znowu da się w coś wciągnąć.

Wróciła do czytania podręcznika, chociaż jej wzrok raz po raz nadal uciekał do dwójki chłopaków. W pewnym momencie zauważyła, że Sebastiana już nie było, a Ominis siedzi samotnie przy płonącym kominku. Po chwili on też wstał i opuścił bibliotekę, wyciągając przed siebie swoją różdżkę, która rozbłysła czerwonym światłem. 

Będzie musiała z nimi porozmawiać. Może wieczorem. A może jutro. Ale nie mogła odkładać tego w nieskończoność.


Wężousty | Ominis GauntNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ