Rozdział 11

378 26 12
                                    

**Ominis**

Stanął zrezygnowany przy swoim łóżku i odłożył różdżkę na szafkę nocną. Sebastiana nadal nie było, a ich dwóch współlokatorów już spało, co wywnioskował po głębokich, miarowych oddechach.

Sięgnął do szyi, by ściągnąć krawat. Jego palce przesunęły się po śliskim materiale, gdy luzował węzeł i przekładał go przez głowę. Potem zdjął szkolną szatę, przewiesił ją przez ramę łóżka, po czym na nim usiadł. 

Martwił się.

Traktował Sebastiana jak brata i bał się o niego ogromnie. Wściekał się na niego i kłócił się z nim, ale chodziło mu wyłącznie o jego bezpieczeństwo. A czarna magia, po którą sięgał jego przyjaciel, zdecydowanie bezpieczna nie była.

Przynajmniej Anne znajdowała się daleko od swojego brata. Nadal przeżywała żałobę po zmarłym wujku, zmagając się jednocześnie z klątwą. Ominis spędził z nią całe wakacje i był pewny, że jej krzyki pełne bólu będą odbijać się echem w jego myślach już do końca życia. 

Anne była dla niego jak siostra. Był pewny, że zrobi wszystko, by utrzymać ją poza zasięgiem Sebastiana tak długo, jak długo ten będzie wspomagał się czarną magią. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego przyjaciel nie widzi, ile bólu przysparza ludziom dookoła.

I wciąż nie mógł uwierzyć w to, do czego tego dnia doszło. Gdy nie zgodził się otworzyć kamiennych drzwi za pomocą mowy węży, a potem usłyszał, jak Sebastian rzuca Imperio, był pewien, że zaraz nie tylko będzie spełniał każdą jego prośbę, ale też zdradzi miejsce ukrywania się Anne.  

Prawdziwy strach poczuł jednak dopiero wtedy, gdy wpadła na niego Aurora, a on zrozumiał, że dziewczyna właśnie przyjęła na siebie zaklęcie niewybaczalne. Trzymał ją, chroniąc przed upadkiem i czuł, jak jej ciało zaczyna sztywnieć, zupełnie jakby było... sztuczne. Nie umiał inaczej tego opisać.

Nienawidził swojej bezsilności w tamtym momencie. Nie wiedział, gdzie podziała się jego różdżka, a Sebastian miał Aurorę pod całkowitą kontrolą. Ze strachu, że nie cofnie się przed niczym, otworzył te przeklęte drzwi i czekał, bo tylko to mu pozostało.

A gdy odzyskał różdżkę, Imperio przestało działać i dziewczyna padła na ziemię, wybuchając szlochem, sam był bliski płaczu. Nie poznawał najdroższego przyjaciela, który bez chwili wahania rzucał w nich zaklęcia niewybaczalne, byleby tylko dopiąć swego. 

Nawet gdy chodziło o ślizgonkę.

Ominis zacisnął zęby.

Wiedział, że Sebastian jest nią zainteresowany. Dlatego przez cały zeszły rok trzymał się blisko niej, szukając pretekstów do kolejnego spotkania. A mimo to nie zawahał się przed ponownym wykorzystaniem jej do wejścia do skryptorium.

Sebastian z kolei też zdawał sobie sprawę, że Aurora intryguje Ominisa. On wolał jednak pozostać niezauważony. Nie chciał niepotrzebnie robić sobie nadziei, że dziewczyna odważy się nawiązać z nim jakąkolwiek relację.

Tymczasem w pokoju wspólnym wyznała, że cieszy się z ich przyjaźni. Nigdy nie czuł tak wielkiej ulgi. Nie mógł też się powstrzymać przed złożeniem pocałunku na jej dłoniach. Nie było to nic wielkiego, ledwie ułamek sekundy, a jednak jego serce zabiło szybciej. 

Anne była dla niego jak siostra, ale do Aurory czuł coś zupełnie innego. I może było to głupie i miało w przyszłości jedynie go skrzywdzić, ale... chciał cieszyć się każdą chwilą w jej towarzystwie, jaka będzie mu dana.

I nie pozwoli już więcej, by Sebastian ją wykorzystywał.

Siedział na łóżku dobre dwie godziny, pogrążony w myślach. Czekał. Ale drzwi sypialni nie otworzyły się. Jego przyjaciel, gdziekolwiek był, nie wrócił na noc do dormitorium.

***

**Aurora**

Śniadanie zjadła w towarzystwie samego Ominisa, choć nie była tak naprawdę głodna.

Chłopak przekazał jej, że Sebastian nadal nie wrócił, a to nie wróżyło niczego dobrego. Bała się, że zanim zdążą go znaleźć, ślizgon na próbę stworzy własnego horkruksa.

Jeździła widelcem po talerzu, wpatrując się w kielich wypełniony sokiem porzeczkowym. Gdy po raz kolejny przypadkowo zgrzytnęła sztućcem o porcelanę, Ominis wzdrygnął się i złapał jej rękę.

- Jeszcze chwila i przekroisz ten talerz na pół. Widelcem.

- Przepraszam - westchnęła. - Myślisz, że Sebastian wróci na zajęcia?

Ślizgon puścił jej dłoń.

- W końcu będzie musiał. Inaczej nauczyciele zorientują się, że coś jest nie w porządku.

Po jego słowach w Wielkiej Sali rozległ się szum wielu par skrzydeł. Kilkanaście sów wleciało do środka, a każda trzymała w dziobie list.

Jedna z nich, czarna jak noc, przeleciała nad ślizgonami i upuściła kopertę prosto na kolana Ominisa. Chłopak wyciągnął kartkę, po czym przyłożył do niej różdżkę, która rozbłysła delikatną poświatą. Z każdą kolejną chwilą robił się coraz bledszy.

Potem gwałtownym ruchem zgniótł kartkę i zerwał się na równe nogi.

- Co się stało? - Aurora wyciągnęła rękę w jego stronę, ale nie dotknęła go.

- Nic takiego - odpowiedział głosem, który wskazywał na zupełnie co innego.

Dziewczyna podniosła się z ławki.

- Przecież widzę, że coś nie gra.

- To... Nieważne. Potrzebuję pomyśleć - rzucił, jednocześnie odwracając się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.

Serce Aurory biło jak oszalałe. Coś się stało. Ominis raczej nie reagował tak gwałtownie na błahostki.

Jeśli to miało coś wspólnego z Sebastianem...

- Powiedz chociaż od kogo był ten list! - poprosiła.

Ślizgon oddalił się o trzy kroki zanim odpowiedział.

- Od mojej rodziny.


Wężousty | Ominis GauntWhere stories live. Discover now