Rozdział 3 - Alexander

850 75 14
                                    

Alexander
                                   Aktualnie

Siedzę na kanapie i oglądam telewizor. Mój telefon leżący na stoliku zawibrował. Zerkam na niego i odczytuję przypomnienie:

„Spotkanie z Sally. 12:00 w Rose Cafe"

Nie wiem po co je ustawiłem, skoro od dwóch miesięcy nie ma godziny, żebym nie myślał o naszym spotkaniu.

Bylem zły na siebie, że całkowicie o nim zapomniałem, ale całe szczęście, że znalazłem tę kartkę. Odkąd się wyprowadziłem, za bardzo zająłem się pracą, a wszystkie inne rzeczy spadły na niższy poziom. Dzisiaj pierwszy raz od dawna wziąłem wolne.

Na szczęście do naszego miejsca spotkania mam lekko ponad godzinę, więc nie muszę się jakoś szczególnie spieszyć. Jest 9:49, w telewizji leci mój ulubiony film, ja piję kawę, a za dwie godziny mam się spotkać z dawną miłością mojego życia.

                                      *  *  *

Głaskam mojego psa, Tobiego, na pożegnanie i wychodzę z domu. Jest u mnie już drugi miesiąc i nie było dnia, żebym żałował, że go wziąłem. No może oprócz tego, gdy rozszarpał jedne z moich ulubionych butów. Ale dzięki niemu, moje samopoczucie bardzo się poprawiło i znów mam dla kogo wracać do domu.

Wsiadam do samochodu, wkładam kluczyk do stacyjki, odpalam go i wyjeżdżam z podjazdu. Sam nie wiem co czuję, nie jestem bardzo zestresowany, ale nerwy trochę dają o sobie znać.

Jestem ciekaw, jak to będzie, bo nawet nie mam pewności, że ona się pojawi. Ale raz się żyje, co mam do stracenia? Ciągle siedzę w domu, więc odskocznia od tego wydaje się być dobrym pomysłem.

Podczas jazdy zadzwonił do mnie Leon, chwilę pogadaliśmy i nawet nie wiem kiedy, ale wjechałem do mojego rodzinnego miasta.

Nie zatrzymując się i nie wspominając, jadę prosto do miejsca, w którym mam się zjawić za piętnaście minut. Gdy wjeżdżam na parking, od razu wysiadam, bo gdybym zaczął się zastanawiać dłużej, to stwierdziłbym, że to pierdole i pojechał do domu.

Wchodzę pewnym krokiem do kawiarni i rozglądam się po pomieszczeniu. Zauważam dwie pary przy stolikach i jednego mężczyznę z kawą, pracującego na laptopie. Oprócz nich, widzę jeszcze kilka grupek znajomych i kelnerkę w pośpiechu podającą i przyjmującą zamówienia.

Zerkam na zegarek i uświadamiam sobie, że naszego spotkania zostało jeszcze osiem minut. Sally mało kiedy wyrabiała się na czas i zawsze musiałem na nią czekać, więc siadam przy stoliku koło okna, z nadzieją, że nadal jej to pozostało, a nie po prostu mnie olała lub zapomniała.

Gdy podchodzi do mnie kelnerka, zamawiam cappuccino i wyjmuję telefon z kieszeni. Odpalam jedną z gier, które pobrałem, zagrałem w nie raz, a potem zostały na moim telefonie nie ruszane aż do dziś.

                                      *  *  *

Gdy zauważam, że jestem już na 108 poziomie, niemal spadam z krzesła. Czekam tutaj już prawie dwie godziny, a gra mnie tak pochłonęła, że nawet nie wiem kiedy to minęło.

Spoglądam po stolikach. Większość ludzi zdążyła się zamienić, ale widzę, że jedna z par siedzących niedaleko mnie została.

Czuję się zawiedziony, bo mimo iż nie nakręciłem się aż tak na te spotkanie, to fakt, że ona nie przyszła trochę mnie smuci. Stwierdzam, że napiszę do niej na Facebooku, jeśli tylko uda mi się ją znaleźć. Szkoda, że gdy mieliśmy kontakt, nikt z nas nie miał tam założonego konta, bo zapewne miałbym ją w znajomych.

Nie mam większych problemów ze znalezieniem jej konta. Patrzę na jej zdjęcie profilowe, jest obrócona tyłem, więc mogę jedynie stwierdzić, że jej brązowe włosy nadal pozostały takie same.

Wchodzę w czat i wysyłam pierwsze wiadomości:

Alexander: hej, nie wiem czy mnie pamiętasz i czy pamiętasz o naszym spotkaniu, ale chciałem powiedzieć, że jestem w rose cafe i czekam na ciebie

Alexander: wiesz, nasza umowa. mieliśmy się spotkać tutaj dziś

Alexander: daj chociaż znać, czy będziesz

Żadna z moich wiadomości nie została dostarczona. Może za jakiś czas włączy telefon i zobaczy, że ktoś próbuje się z nią skontaktować. Skoro już tu jestem, to poczekam i pójdę po kolejną kawę.

                                      *  *  *

Właśnie mijają cztery godziny odkąd tutaj przyjechałem. Chyba już nie ma co się łudzić, że ona przyjedzie. Ludzie nie spóźniają się aż cztery godziny.

Sala znacznie opustoszała i zostało w niej kilka pojedynczych osób. Nawet ta para już zniknęła. Zastanawiam się, co myślą sobie o mnie kelnerki, ale szybko sobie uświadamiam, że mam to w dupie.

Zaczynam się zbierać, bo moje nogi zdrętwiały do tego stopnia, że muszę się przejść. Muszę jechać do domu. Zapomnieć o dzisiejszym dniu i o tym jak bardzo czuję się zawiedzony i zażenowany samym sobą. Jak mogłem myśleć, że nasze głupie postanowienie z czasów liceum może być prawdziwe i naprawdę się wydarzy.

Widzę podjeżdżający na parking samochód. Biały Chevrolet. Patrzę w kierunku wysiadające z niego kobiety i właśnie w tym momencie uświadamiam sobie, że to ona. To naprawdę ona.

Z nikim nie da się jej pomylić. Jej długich brązowych włosów i głębokich brązowych oczu, które dostrzegam, gdy z wahaniem spogląda na drzwi kawiarni.

Zmieniła się tak wiele, a jednak dalej pozostała taka sama.

Byłem pewien, że jej nie poznam albo z kimś pomylę, ale teraz gdy ją widzę, wiem, że nie mógłbym jej z nikim pomylić.

Widzę jak powoli stawia kroki, jak bierze oddech i drżącą ręką sięga do klamki. Moje serce zaczyna bić milion razy szybciej.

Jeśli jeszcze kiedyśWhere stories live. Discover now